Zapomniałam. Rzeczy, o których, na pewno ja zapomniałam w dorosłym życiu. Jednak jakoś tak bez mojej zgody i pytania dostaje od losu ludzi, którzy, nawet jeśli na chwilę pojawiają się na tej drodze, to niejako bez nich nie ruszyłabym dalej. Spotykamy się, oni mówią rzeczy, które z pozoru wiem, ale wypowiedziane dopiero w odpowiednim momencie i przez właściwych ludzi nabierają znaczenia tak ogromnego, że przecieram oczy ze zdumienia, jak mogłam zapomnieć, nie widzieć i nie stosować.
Podobnie dzieje się wtedy, gdy wątpię w pisanie bloga. Wszystko w tych czasach musi być przecież wartością i mieć odbiorcę. Bez tego właściwie nic nie już nie powstaje. Dlatego ciężko być blogerką od 15 lat, bez popularności, obserwacji i fanów. Niełatwo też pisać w czasach, kiedy ludzie właściwie nie czytają. Trudno też poświęcać czas, na coś, co nie daje żadnej gwarancji informacji zwrotnej. Jednak kiedy o tym myślę, zdaje sobie sprawę, że pisanie jest dla mnie czymś więcej, niż zarabianie, popularność czy prestiż, to czym pisanie bloga teraz się stało. Pisanie daje mi siłę, motywacje i jest terapią. Nie da się jednak opisać wdzięczności i radości, która wypełnia moje serce, kiedy te spisane myśli z mojej głowy trafiają do serca drugiej osoby. Tego nie da się kupić, załatwić, dostać w ramach reklamy.
Pamiętasz książkę „Mały książę” autorstwa Antoine de Saint-Exupéry? Każdy ją kiedyś czytał i każdy przynajmniej raz zetknął się z cytatem: „Dobrze widzi się tylko sercem”. „Mały książę” to dzieło będące lekturą szkolną, którą czytamy, mając mniej więcej 14 lat. W tym wieku jednak są ważniejsze sprawy na głowie niż metaforyczne francuskie książki. Mnie na ten przykład bardziej interesowały kolonie, przesiadywanie na polu i chłopcy. Pamiętam, że książka mi się podobała, ale żebym coś z niej zapamiętała do dziś, to niekoniecznie. A to jest przecież książka, którą powinien przeczytać każdy dorosły. To jest lektura, bez której nie sposób zrozumieć otaczający nas świat. To poradnik jak żyć i jak nie żyć. To odbicie lustrzane każdego z nas. To aktualny i ponadczasowy dowód na to, że natychmiast powinniśmy się zatrzymać i poszukać w sobie dziecka, bo jutro już będzie za późno. Dzisiaj to wszystko wiem, bo dziś kilkanaście lat później przeczytałam ją jako dorosły. 72 lata po jej powstaniu.
W tym tygodniu przeczytałam jeszcze jedną książkę. Ta jednak miała premierę niespełna miesiąc temu. Książka nosi tytuł „Brzydki, zły i szczery” i jest autorstwa rapera o pseudonimie O.S.T.R Adama Ostrowskiego. Autobiografia, czyli wspomnienia z życia rapera przeplatają się między osiedlowymi ławkami, szkołą muzyczną, a studiem nagraniowym. Kluczowym momentem jest jednak choroba Ostrowskiego, która niemal pozbawiła go życia, a na pewno na zawsze je przewartościowała. Wspominam o tym dlatego, że zarówno w „Małym księciu”, jak i w „Brzydki, zły i szczery” jest wartość wspólna: wdzięczność, miłość i bezinteresowność. Najlepsze rzeczy w życiu i w ogóle takie, do których warto dążyć to te, których nie sposób kupić, ale zazwyczaj doceniamy i zauważamy je dopiero, wtedy kiedy je stracimy, lub jesteśmy o krok od straty. Dzieje się tak dlatego, że o pewnych rzeczach zbyt łatwo i szybko zapomnieliśmy w dorosłym życiu.
1. Życie to nie wyścig
Michael Bennett amerykański psychiatra wraz z córką Sarah Bennett komiczką napisali książkę pt. „Pieprz te uczucia”. Z tego niecodziennego połączenia zupełnie różnych charakterów powstał niezwykle zabawny antyporadnik pozwalający zrozumieć, że na pewne rzeczy nie ma się wpływu. W sposób prosty uświadamiają oni, że musimy pogodzić się z tym, że nie jesteśmy doskonali i być może nie osiągniemy w życiu nic spektakularnego. Nie odkryjemy grafenu, nie pobijemy rekordu Guinnessa i nie zapiszemy się na kartach historii. Co więcej, analiza porażek, rozstań i zawodów z przeszłości nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się teraz. A koniec końców wszyscy jesteśmy w pewnym stopniu nieudacznikami i frajerami. Kocham tę książkę jeszcze z jednego powodu. Uczy dystansu i pokazuje jak porzucić oczekiwania oraz związanych z nimi napięcia, co do siebie, innych i całego świata.
Paweł poszedł, o krok dalej, powiedział mi: „Życie to nie wyścig”. I to zdanie sprawiło, że zatrzymałam się momentalnie niczym mała dziewczynka na drodze, pośród pędzących w jednym kierunku ludzi. Uderzyło mnie to zdanie, niczym dzwon, pozostawiając po sobie echo, które nie pozwalało przestać myśleć. A ja mała dziewczynka, mentalnie dwudziestolatka, która przeżyła o wiele więcej lat, zaczęłam pytać. Jeśli życie to nie wyścig, to dlaczego wszyscy w jednym wieku kończymy szkołę i idziemy na studia i dostajemy pracę i pniemy się po szczeblach kariery? I dlaczego w jednym czasie zakładamy rodziny, kupujemy mieszkania na kredyt, albo podróżujemy? Czemu w połowie życia orientujemy się, że nie o to chodziło, ale i tak nic z tym nie robimy? Czemu tak bardzo i ciągle i stale i bez przerwy oglądamy się na innych i porównujemy z nimi?
Nie wiem jak ty, ale ja z każdym zaproszeniem ślubnym, informacją o ciąży czy kolejnymi zaręczynami, bądź kupnem następnych nieruchomości przez moich znajomych zastanawiam się jak bardzo, daleko i głęboko jestem w dupie ze swoim życiem. Życiem zwanym wyścigiem, w którym biorę udział, choć wcale się na niego nie pisałam. Na co dzień idę gdzieś obok powoli, nie zwracając na niego uwagi, ale zawsze, kiedy porównuje się z innymi wchodzę na ścieżkę współzawodnictwa i okazuje się, że większość już dobiła mety, że stoją tam daleko na podium, zbierają nagrody i na ich cześć grają fanfary.
Pewne jest jedno. Bliżej mi do głupca niż do Einsteina. Miewam momenty, w których jestem nieudacznikiem roku. To jeden z nich. A potem pojawia się chwila, w której dostaje obuchem w głowę, kiedy ktoś mówi mi, że nigdzie nie biegniemy i nie ma żadnej nagrody. Czuje jakbym odkryła nowy ląd, choć mocno stąpam po nim od wielu lat.
Nie chodzi o to, że trzeba wszystko zdobyć, osiągnąć i przeżyć jak najszybciej. Nie sposób też wiedzieć, czym jest wszystko, co warto osiągnąć i co dane jest nam przeżyć. Każdy ma inne tempo i styl poruszania się. Co więcej, w przeciwieństwie do prędkości, jedyne co powinno nadawać znaczenie to jacy jesteśmy i kto jest obok. Jeśli życie można w ogóle do czegoś porównywać, to jest to raczej wędrówka, w czasie której liczy się każdy moment, człowiek i podmuch wiatru.
Życie zatem to nie wyścig, nie liczy się tu czas, w jakim pokonujemy trasę, lecz to jak biegniemy i z kim.
2. Nie wolno się poddawać
Pamiętasz, jak byliśmy dziećmi? Dużo rzadziej poddawaliśmy się, niż będąc dorosłymi. Teraz na wszystko już szkoda czasu, pieniędzy i lat. Większości wyzwań w ogóle nie podejmujemy, bo wydaje nam się, że przeżyliśmy już tyle, że mamy prawo być pewni, że to nie warto, nie uda się i nie ma sensu. Poddajemy się w małych celach, nie mówiąc już o dużych długoterminowych przedsięwzięciach. Nie próbujemy, bo boimy się porażek, wystawienia na pośmiewisko lub utraty szacunku innych. Nie robimy nic, bo wtedy mamy pewność, że nikt nie będzie się z nas śmiał. I jeszcze jedno, chyba kluczowe: jaką właściwie mamy pewność, że to, co robimy, na pewno się uda?
Witaj w moim świecie. Zaczynam ćwiczyć, nie widzę efektów, rezygnuje, patrzę w lustro i zastanawiam się, dlaczego nie ćwiczę. Podobnie jest z językiem. Zaczynam się uczyć, nie mam możliwości sprawdzenia efektów, później wyjeżdżam za granicę, albo dostaje duży projekt i zastanawiam się, dlaczego się nie uczyłam. Zaczynam nagrywać filmy na YouTube, zniechęcam się złą jakością i tym, że nie jestem najlepsza, a później patrzę w sufit i zastanawiam się czemu właściwie nie próbować, każdy od czegoś zaczynał.
Poddaje się codziennie, mimo że będąc małą dziewczynką, niczego się nie bałam i nie potrzebowałam wiedzieć, co będzie dalej, jakie będą efekty. Nie wymagałam od siebie bycia najlepszą, po prostu chciałam to zrobić i to robiłam.
Nie rozumiem czemu i kiedy się to zmieniło. Dlaczego zawsze musimy wiedzieć, co będzie dalej i do czego to doprowadzi? Od kiedy martwimy się czymś, co nigdy się nie wydarzy? I czemu przejmujemy się tym, co pomyślą ludzie?
Poddajemy się zwykle szybciej, niż zaczynamy. Wątpimy w siebie częściej, niż wierzymy. Próbujemy sporadycznie i na chwilę.
A możemy przecież inaczej.
Poddawać się zwykle rzadziej, niż zaczynamy. Wierzyć w siebie częściej, niż wątpimy. I próbować wielokrotnie, trwając w czymś dłużej.
3. Liczy się człowiek
Liczy się, profituje, kalkuluje. W dorosłym życiu wszystko musi popłacać i przynosić zysk. Każda minuta jest na wagę złota, bo przecież czas to pieniądz. Pomysły i praca muszą procentować. Relacje powinny się zwracać. A spotkania dawać korzyść. Ewidentnie żyjemy w czasach, w których wszystko i wszyscy muszą się wzajemnie amortyzować. Nie opłaca się przecież zbyt wiele ryzykować dla ludzi, którzy nie są tego warci. Co tu dużo mówić, człowiek przestał się liczyć.
A jak byliśmy mali, to nie przeliczaliśmy innych na korzyści. Nie traktowaliśmy własnego czasu jak skarbu, którego nie możemy zmarnować. Nie kupowaliśmy sesji terapeutycznych, tylko po to, aby ktoś nas wysłuchał. Nie kalkulowaliśmy, co się opłaca, a co nie, i – co gorsza – kto się opłaca, a kto nie.
A dzisiaj można kupić zawodnika, kupić pracownika, kupić przyjaciela, kupić kochankę i kupić szacunek.
Ile razy przemykasz korytarzem, nie zauważając kolegi z pracy? Ile razy pośpiesznie robisz zakupy, nie patrząc w oczy sprzedawczyni? Ile razy nie odbierasz telefonu od koleżanki, udając zajętego? Ile razy odmawiasz drugiemu w potrzebie, bo masz ważniejsze rzeczy na głowie?
Tyle razy ile razy ci się nie opłaca. Chociaż być może było warto. Bo nie zawsze warto, to co się opłaca i nie zawsze to, co warto się opłaca.
Nie opłaca się tracić czasu, odbierając telefon od koleżanki, która ma ochotę popitolić, ale może warto i nie opłaca się też wspomóc żebraka, któremu nie wierzysz, ale może warto.
Warto przypomnieć sobie, że jedyne co naprawdę się liczy, to drugi człowiek.
4. Radość pracy
Wszystko wina edukacji. Miałeś też tak w szkole? Katarzyna, klasa „B”, numer 21, profil prawniczy, język wiodący francuski. Nie było mowy o żadnych zmianach. Musiałam tkwić w tej klasie w liceum, bez względu na logikę, bo tak mnie przypisano. Nikogo nie interesowało, że chciałam być w klasie artystycznej z językiem wiodącym angielskim. Pisałam podania, walczyłam, prosiłam, na nic się to zdało. W tej klasie jest tyle osób, a w tej ma być tyle — taka była odpowiedź. Stąd chyba moja determinacja w dorosłym życiu, aby nie godzić się na to, co dyktują inni. Dlatego właśnie jeśli jest mi źle w jakimś miejscu, wcale nie muszę tam pracować. Kiedy jacyś ludzie mnie nie akceptują, znajdę przestrzeń z takimi ludźmi, w których towarzystwie czuje się dobrze. Jeśli widzę, że się nie rozwijam, chcę to zmienić i uczyć się nowych rzeczy. Zmiana pracy jest dla mnie tak naturalna, jak zmiana sposobu ubierania się. W momencie, gdy nie czuje się komfortowo, zmieniam ubranie na bardziej wygodne.
Praca musi dawać radość. Tego powinni nauczyć nas w liceum. To nie jest kara, która jest obowiązkiem i musimy ją wykonywać, czy chcemy, czy nie. W każdej chwili możemy zmienić, to co robimy. Przebranżowić się, nauczyć nowych rzeczy, spróbować czegoś innego. Najgorsze jest jednak bezpieczeństwo. Serio, dokładnie to. Bo to do niego przyzwyczajamy się i ono winne jest naszemu zastaniu się w danym miejscu. Jeśli praca daje tylko pieniądze, to nie jest to praca, tylko niewolnictwo. Przecież jak bardzo musimy być zależni od pieniędzy, żeby połowę dnia spędzać w miejscu, które nie daje radości?
I jak głupie muszą być te pieniądze, żeby zaślepiły nasze oczy, na tyle, że nie widzimy możliwości zmiany?
Nie chcę brzmieć jak dziewczyna z wielkiego miasta, która ma duże możliwości i łatwo jej mówić. Nie łatwo ani mi mówić, ani zmieniać pracy. Ale jeszcze trudniej żyje mi się w miejscach, których nie lubię i w których nie chce być. Wszystko jest kwestią jedynie zmiany nastawienia w głowie z: „nie mogę zmienić pracy, bo…” na „mogę zmienić pracę, bo…”.
5. Miłość jest codziennie
Jak się jest małym nie zastanawia się nad istotą miłości. Nie analizuje się jej, nie myśli o tym, dlaczego ktoś nas kocha i po co ta cała miłość jest. Mały człowiek nie rozmyśla i nie rozkłada na czynniki pierwsze uczuć, których doświadcza. Bo mały człowiek żyje i odczuwa, bez zastanowienia i doszukiwania się trudności i przeszkód.
Duży człowiek natomiast naoglądał się filmów i oczekuje wielkiego wybuchu. Chce być kochany, adorowany i doceniany. Oczekuje ideału i wyjątkowych momentów. Kwiatów, pocałunków, spontanicznych, acz szczęśliwych zwrotów akcji. Namiętności, wrażliwości i zaufania. Duży człowiek możliwe, że nawet przeżył to przynajmniej raz w życiu, może nie idealnie takie, jakie sobie wyobrażał, ale jednak coś w tym było magicznego. Niekiedy też, będąc w związku nie ma fajerwerków. A duży człowiek wciąż czeka na kolejny wielki wybuch.
A miłość jest codziennie, bo miłość to doświadczanie i odczuwanie. Miłość to szef, który mówi, że jesteś wspaniały. Miłość to przyjaciele, którzy nie widzą bez ciebie świata. Miłość to chleb, który ktoś upiekł dla ciebie. Miłość to możliwość patrzenia i słuchania.
Zapomniałam, że miłość to nie jest wielki wybuch. Miłość to mikro drgania, które nie trudno przegapić czekając na wielki wybuch. A wielkie wybuchy są spektakularne, ale trwają krótko i pozostawiają po sobie zawsze duże szkody.
Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym
Czy ty, tak jak ja zapominasz, jak to jest być małym dzieckiem? Czy w pędzie codziennego życia stałeś się poważnym odpowiedzialnym dorosłym? A może porzuciłeś wszystkie marzenia z dzieciństwa, bo w dorosłym życiu nie ma na nie czasu i nie wypada?
A może jesteś dzisiaj królem z planety 325, który przekonany o swojej wyższości i władzy nad innymi zarządza całym wszechświatem? Lub może jesteś panem próżnym z planety 326, łasym na komplementy, czekającym aż inni zaczną go podziwiać? Albo może jesteś teraz pijakiem z planety 327, który pije, aby zapomnieć, że pije? Ewentualnie może jesteś wielkim bankierem z planety 328, pragnącym bogactwa za wszelką cenę? Czy też może jesteś latarnikiem z planety 329, który żyje dla celu, który przestał mieć znaczenie? Bądź może jesteś geografem z planety 330, który wierzy tylko w to, co udowodnione i policzalne?
Może jesteś piękny, mądry i wartościowy. Lub jednak brzydki, zły i szczery. Może dzisiaj nie rozumie cię świat i żadna z planet do ciebie nie należy. A może nic nie musi do ciebie należeć, bo wszystko, czego potrzebujesz już masz. A może wystarczy przypomnieć sobie, ale nie sporadycznie, nie raz na czas, nie od święta, ale codziennie, o tym aby patrzeć sercem, by każdego dnia dostrzegać to, co niewidoczne jest dla oczu.