Niedziela rano. Wstaje z łóżka. Świeci słońce. Idę na spacer. Pierwsze piętnaście minut to nieustające wyrzuty sumienia i miliony pytań. Ciekawe, że mózg nie zapamiętuje prostych informacji, które powinien, ale kiedy tylko może zachowuje się jak przeglądarka mająca setki otwartych kart, z którymi sobie nie radzi. „Gdzie jesteś, czemu chodzisz bez celu, co robisz ze swoim życiem, zrób coś efektywnego, zadzwoń do kogoś, napisz coś, obejrzyj, wejdź na pocztę, włącz muzykę, zajmij się czymś, czemu nic nie robisz?”
To prawda, nie zaplanowałam tego dnia, nie robię nic ważnego. To jeden z niewielu dni w ciągu roku, kiedy nie pracuje, nie myślę, nie uczę się, nie rozmawiam z nikim i właściwie nie robię nic, co doprowadzi mnie do jakiegoś wyższego celu. A przecież nieustannie powtarzam sobie, że ci, którzy stoją w miejscu, zostają w tyle. Dlatego ja codziennie zmierzam dalej, szybciej i bardziej. Świat ma przecież tyle możliwości! Zaraz zacznę jakiś nowy projekt albo pójdę na kolejne studia, warsztaty, treningi. Tyle wokół rzeczy, które są w stanie sprawić, że możemy stać się jeszcze lepsi.
Ale dzisiaj jest niedziela, a ja stojąc w miejscu, robię nic.
TACY SAMI
Spacerowanie samemu jest jak medytacja, najpierw pojawia się milion myśli, potem zaczynamy dostrzegać drobiazgi, z których zbudowany jest świat, skupiamy się na oddechu: wdech, wydech, a później wyciągamy wnioski. Przechadzam się wydeptanymi na Kabatach ścieżkami, mijając różnych ludzi, patrzymy sobie w oczy, nic o sobie nie wiedząc, ale czytam z tych oczu, że wszyscy na swój sposób chcemy być wyjątkowi. Dążymy do tego, by czuć się niepowtarzalnie. W pracy być doceniani, innowacyjni i sumienni. W życiu kochani, piękni i zdrowi. Dla jednej, chociaż osoby na świecie niezastąpieni. Dla wszystkich ciekawi. Chcemy być lajkowani, czytani, obserwowani i lubiani. Absurdem jednak jest to, że nie zależy nam na sympatii rodziny, przyjaciół i znanych nam ludzi. Najbardziej pragniemy być podziwiani przez tych obcych, dla których stajemy się wyjątkowi nie przez to, co robimy na co dzień, ale jacy wydajemy się być i jacy kreujemy się w wirtualnej rzeczywistości. Nieważne już jest, kim jesteśmy dla siebie, ważne, że dla innych jesteśmy wyjątkowi, a przynajmniej sprawiamy takie wrażenie.
Pod koniec dnia jednak wszyscy i ci ważni, i ci wyjątkowi w sieci, i popularni, i ci nikomu nieznani, niewidoczni i nieważni kładziemy się spać. Jedni we własnym ciepłym i wygodnym łóżku, inni wtuleni w hotelowe materace, czasami na plaży, innym razem w pociągach, niektórzy w szpitalach, ośrodkach, domach dziecka, inni na zimnej ziemi, trawie, bądź kartonie. Pod tym względem jesteśmy tacy sami, wszyscy pod koniec dnia zamykamy oczy. Są też sprawy w ciągu dnia wspólne dla wszystkich, to co ludzi boli i co ich uszczęśliwia. Każdy kiedyś płaci rachunki, każdy miał blisko kogoś, kto nie radził sobie z alkoholem, każdy kogoś kocha i każdy coś traci.
Może więc to nieustanne ściganie się, konkurowanie z innymi i aspirowanie do wzorców, które często nie są nasze, jest niepotrzebne? Może również te spektakularne sukcesy, które obserwujemy u innych, to nie są właściwie nasze własne marzenia, może po prostu narzuca nam je świat, w którym żyjemy?
Bo jeśli codziennie wieczorem zamykamy oczy, oznacza to, że wszyscy jesteśmy tacy sami. A jeśli wszyscy jesteśmy tacy sami, to może wszyscy jesteśmy wyjątkowi? I może nasze życie jest wystarczająco dobre i warto by w końcu w nim trochę pożyć. Poczuć przyjemność z tego, co robimy, a nie z ciągłego marzenia dokąd nas ono zaprowadzi.
OFF/ON LINE
Cały czas mam również przemyślenia na temat nowych mediów. Z jednej strony mam wrażenie, że nie nadążam, a z drugiej, że postępuje właściwie, bo wyznaczam granicę między rzeczywistością wirtualną a realną. A może jestem zbyt słaba, nie umiejąc połączyć jednego z drugim.
W ostatnim czasie planuje wyjazd do USA na kurs językowy. W związku z tym byłam w kilku szkołach językowych dopytać o szczegóły. Kiedy szukałam informacji na temat kursów, pojawił się problem, że żadne video nie pokazuje jak się przygotować, czego się spodziewać, na co zwrócić uwagę i co jest tylko zbędnym strachem i stresem związanym z organizacją oraz wyjazdem na kurs. Jeśli chodzi o vlogi w obszarze kursów językowych, są to teledyskowe video, bardzo „pocięte” montażowo, niepokazujące właściwie gdzie jesteśmy, z kim i jak to jest osadzone w czasie. Pomyślałam, że chciałabym stworzyć relacje video, której mi brakuje. Wyjazd stał się moją motywacją do założenia kanału na YouTube i też ciekawym doświadczeniem w przekraczaniu granic oraz stawianiu sobie nowych wyzwań. Dlatego przygotowuje ofertę dla szkoły językowej. Chcę wziąć udział w transakcji barterowej. W trakcie jej tworzenia uświadamiłam sobie jednak, że w porównaniu do innych mam trochę mało lajków, subskrypcji i obserwacji. I nie wiem, dlaczego zrobiło mi się przykro, tak jakby miało to wpływ na moje zdrowie, samopoczucie, przyjaciół czy rodzinę.
Moja przyjaciółka wyprowadziła mnie jednak z melancholii, opowiadając o kampanii marketingowej peguota prowadzonej przez youtuberów. Mieli oni jedynie ponad trzysta wyświetleń. Wydawało się to wielką porażką marki, bowiem zainwestowano w kampanię kilkadziesiąt tysięcy złotych. Okazało się jednak, że klient był więcej niż zadowolony, ponieważ zostało sprzedanych kilkanaście samochodów.
Ile obserwujących zatem czyni wyjątkowym? Ile lajków sprawia, że jesteśmy ciekawi?
Moim zdaniem liczy się tylko ilość tych, którzy naprawdę ci wierzą. A to nie zawsze idzie w parze z pieniędzmi i pozycją społeczną. Bo ile właściwie kosztuje szczęście, a ile jesteś w stanie zapłacić za satysfakcje? Więcej czy mniej niż kosztuje prawda? A wreszcie ilu internautów musi uznać pozycję społeczną za autorytet, aby nim naprawdę być?
Dystans i balans. To chyba ważne zarówno w realu, jak i online. Nawet jak nie istnieje w 100% w sieci, to żyje na 100% w realu. Proporcje te będą się zmieniać, ale mimo wszystko nie zamierzam być kimś innym, nawet jeśli prawda ma mało lajków.
W czasach, w których wypada mieć własne zdanie, w których z każdej strony bombardowani jesteśmy informacjami. W multizadaniowej rzeczywistości, w której tyle się dzieje, i w której ciągle tak wiele jest do zrobienia, przeczytania, nauczenia się i zaplanowania. Tu gdzie, nawet jeśli sami od siebie nie wymagamy, to świat wymaga od nas bycia wyjątkowymi. Właśnie teraz najlepsze co możemy zrobić dla siebie to nie robić nic. Nie zawsze, ale codziennie, przez moment. Bo czasami robienie nic jest bardziej efektywne od robienia czegoś na siłę. I czasami to nic nierobienie otwiera umysł i porządkuje sprawy jak nic innego. Zatem bycie offline dla świata, to bycie online dla siebie.