NIE BĘDZIE PERFEKCYJNIE

Czas czytania: 5 minuty

Image

POSŁUCHAJ

Używamy doskonałych komputerów, bezbłędnych smartfonów, oglądamy wspaniałe filmy, dzielimy się perfekcyjnymi zdjęciami. Mamy idealnych przyjaciół, dokładnie wyprasowane ubrania, używamy przetestowanych kosmetyków i jeździmy dopracowanymi do perfekcji pojazdami. Czytamy dokładnie zszyte książki, słuchamy świetnie obrobionej muzyki i chodzimy w idealnie wyprofilowanych butach. Sami tak mocno przyzwyczailiśmy się do perfekcji, że nie przyjmujemy w swoim życiu półśrodków. Nie dajemy sobie przyzwolenia na brzydotę, bród, niedoskonałość i popełnianie błędów. Są w końcu takie, które przypłacić można życiem. Najczęściej tym, które obserwują i oceniają nasi znajomi. Wystawiając się na krytykę, nie chcemy dać po sobie poznać braku zaangażowania, ambicji czy braku staranności. Przecież to nie my jesteśmy tymi niezorganizowanymi, nieodpowiedzialnymi, niegodnymi zaufania ludźmi, o których słyszymy, a czasami sami wspominamy. Boimy się, co pomyślą inni, bo sami w ocenie jesteśmy bardzo surowi. Każdego dnia z uporem maniaka pozbywamy się empatii, zrozumienia, cierpliwości i przyzwolenia na uczenie się innych. Oczekujemy, że ludzie wokół nas będą poważni, błyskotliwi i doskonali, a jednocześnie wyrozumiali i przychylni. Nie wiem jak ty, ale ja ostatnio tak bardzo boję się opinii innych ludzi, że wielu rzeczy nawet nie zaczynam robić. Tak bardzo skupiłam się na wypracowanym wizerunku, że dokładnie obmyślam każdy ruch, aby ten perfekcyjnie stworzony wizerunek nie został nadszarpnięty. Żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że jestem inna, niż to jak mnie widzi, jak o mnie mówią, jak wykreowana jestem w internecie i jaką chce, aby mnie inni widzieli. Bardzo precyzyjnie dążyłam do tego, gdzie jestem teraz i doskonale wiem, jakie sprawiam wrażenie. Wydaje się być bardzo pozytywną, pełną energii i uśmiechu kobietą. Wydaje się mieć idealną pracę, rodzinę i przyjaciół. Wydaje się, że dostaje wszystko, czego pragnę, że próbuje ciągle, nigdy się nie poddając. Wydaje się, że słowa, które pisze, wychodzą lekko z mojej głowy, a życie przychodzi mi z łatwością. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że większość tak myśli, że ukryłam prawdziwą siebie gdzieś głęboko. Bo właściwie, po co ją sprzedawać światu?

Z definicji coming out to ujawnienie własnej orientacji seksualnej, wystawienie się na publiczną ocenę i pozbycie zbędnego balastu, który ciążył przez te wszystkie lata, kiedy nie byliśmy do końca sobą. A ja myślę, że coming out to również ujawnienie prawdziwego siebie. To odwaga bycia sobą, bez względu na to, co pomyślą inni. To wyjście z szafy tej zbudowanej we własnej głowie.


ALE

Ten nagły coming out i odkrycie samej siebie jest wynikiem ostatnich wydarzeń. Niedawno w moim życiu pojawił się psycholog kliniczny Jordan Peterson. Dzięki jego wskazówkom dokonałam głębokiej analizy swojej przeszłości. Nie jest to żaden sposób psychoterapii, a jedynie przywoływanie wspomnień z różnych okresów życia. Takich, które zapadły nam w pamięci, bez względu na to, czy są one pozytywne, czy negatywne. To pewnego rodzaju spisanie własnej autobiografii ze wspomnień, które jesteśmy w stanie przywołać. Wspominam o tym dlatego, że Peterson kontrowersyjnie twierdzi, że bez tego wszystkie kroki, dzięki którym idziemy do przodu, są przypadkowe i nieprzemyślane. Bowiem nasza reakcja na sytuacje, z którymi zmagamy się obecnie, jest wypadkową tych okoliczności, które już się wydarzyły. Brzmi logicznie, pomyślałam, a że pisanie to coś, bez czego moje życie nie istnieje, to spisałam własną biografię. Co ciekawe wynika z niej, że odwaga, pewność siebie, wiara w siebie i własna siła to coś, co straciłam ze względu na innych ludzi. I nikogo nie mam zamiaru obwiniać, bo pozbycie się tych cech to była moja decyzja. Jak byłam mała, to byłam wyższa, niż inne dziewczynki. To sprawiło, że świadomie zaczęłam się garbić. Moja odwaga wychodzenia na scenę i przełamywania tremy, z czasem stały się dziwactwem. Pewność siebie latami zamieniała się na oczekiwaną przez innych skromność. A siła ulatniała się, gdyż wzbudzała wstyd i odmienność. Latami sama wmawiałam sobie, że nie mam prawa popełniać błędów, bo ludzie będą mnie z nimi utożsamiać. Kiedy przywoływałam własne wspomnienia, zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest ta mała, silna i odważna dziewczynka, której było wszystko jedno, co pomyślą inni?

To nie jest tak, że nagle jestem zupełnie kimś innym. Że zabiłam tą małą dziewczynkę i ona nie istnieje. Że jestem kimś, kogo nie poznaje w lustrze. Nie jest tak. Jestem dokładnie taka, jak myślisz, pozytywna, zwariowana, pełna uśmiechu, ciągle zmotywowana, zorganizowana i nastawiona na teraz. To, co zatraciłam to głównie odwaga wystawiania się na próbę, ponoszenia porażek i popełniania błędów. To skrzętnie ukrywam i boję się pokazać. Jeśli nie jestem w czymś, chociaż dobra, to ukrywam to przed innymi i przestaje próbować. Chociaż nie chcę, to ogarnia mnie strach przed opinią innych. To właśnie coś, czego nie chcę w swoim życiu.

Wracam więc do bycia tą małą dziewczynką i jedyne, o czym chce, aby myśleli inni, to, że nie będzie perfekcyjnie. Moje pisanie nie jest perfekcyjne, moje mówienie też nie jest perfekcyjne, moje dbanie o siebie nie jest perfekcyjne, moje poczucie humoru nie jest perfekcyjne, moje nagrywanie podcastów nie będzie perfekcyjne, i moje granie na instrumentach też nie będzie perfekcyjne. Firma, którą tworzę z moim nieperfekcyjnym przyjacielem, nie będzie perfekcyjna i produkt, który zamierzamy sprzedawać, również nie będzie perfekcyjny. Moja praca nie jest perfekcyjna i ludzie w niej też nie są perfekcyjni. Miasto, w którym mieszkam, nie jest perfekcyjne, i ludzie wokół mnie też nie są perfekcyjni. Książki, które czytam, nie są perfekcyjne, a filmy, które oglądam, też nie są perfekcyjne. Nic co robię, nie jest perfekcyjne, ale wszystko, co robie dzieje się i jest takie jakie powinno być. Nawet jeśli w opinii innych jest beznadziejne, niewarte, głupie, brzydkie i niepotrzebne.


BĘDZIE

Patrzę na te niedoskonałe kwadraty z tkanin na zdjęciach i uśmiecham się szeroko. Nie wiem, jakie jest twoje życie, ale moje jest dokładnie takie jak ten niechlujny obraz z nieskładnych kwadratów. Dużo w nim rozbieżności, niedopasowania i przypadkowości. Mnóstwo niejasności i nierówności. Wiele wad, dziur i nadszarpnięć. Ale jeszcze więcej kolorów, różnorodności i przepięknych faktur. Widzę tu wdzięczność, powtarzalność i wyjątkowość. Pewnie opinii na temat tych obrazów z tkanin jest tak wiele, jak kwadratów na nich występujących, ale czy one są w stanie coś zmienić? Czy to nie jest trochę tak, że liczy się tylko to, co dobre dla nas i według nas?

Każdy człowiek jest inny i pewnie każdy tworzy inny obraz, wykorzystuje mniej lub więcej kwadratów, podobnych lub różnych kolorystycznie. Każdy człowiek ma również prawo do własnej opinii, zwłaszcza jeśli ma możliwość obserwowania naszego obrazu. Pamiętajmy jednak, że widzimy i oceniamy tylko jeden kwadrat. I że czasami jest tak, że nawet jeśli nie jest on doskonały, to doskonale pasuje do całości.

 

1 169 Wyświetleń
Follow:
Udostępnij:

1 komentarz

  1. 22 listopada 2019 / 18:43

    Właśnie przypadkiem (właściwie przez znajomą:) wpadłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że jest to jedna z najlepszych rzeczy, która mi się przydarzyła w tym tygodniu, jeśli nie miesiącu, a może nawet i w tym roku.

    Tekst idealny dla osoby, która chce się wyzbyć perfekcjonizmu a nie potrafi. Komentarz z autopsji… 😉

    Sama zaczynam dopiero się upubliczniać, ale nawet już sam tytuł Twojego bloga jest potężnym impulsem do reaktywacji działań. Dziękuję!

    Czuję, że będę wracać.

    Pisz zdrowo 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *