Pamiętam, kiedy byłam w Tokio w Japonii to jedną z ważniejszych rzeczy, jakie chciałam zobaczyć, był brązowy posąg psa na stacji metra Shibuya, Pies miał na imię Hachiko i jest samcem rasy Akita. Hachiko urodził się na farmie 10 listopada 1923 roku w Japonii. Został ulubieńcem profesora Uniwersytetu Tokijskiego, Hidesaburo Ueno, w 1924 roku. Ueno codziennie jeździł do pobliskiej stacji Shibuya, aby pracować na uniwersytecie. Pod koniec każdego dnia Hachiko witał swojego właściciela po powrocie z pracy do domu. Hachiko codziennie spotykał się z Ueno po pracy, aż do 21 maja 1925 roku. Niestety, Ueno doznał wylewu krwi do mózgu podczas pracy tego dnia, więc nie wrócił metrem. Od tego czasu, aż do śmierci Hachiko, czyli 8 marca 1935 roku, pies codziennie wracał na stację Shibuya, czekając na powrót Ueno. Po śmierci właściciela chodził na stację przez prawie dziesięć lat.
Tę historię usłyszałam już jako dziecko, może to właśnie ona zaszczepiła we mnie chęć posiadania psa. Niemniej dotknięcie posągu Hachiko wydawało mi się jakąś klamrą, był to jednak tylko przystanek, bo oto trzy lata później mam wyjątkowego przyjaciela.
Z zamiarem posiadania psa mierzyliśmy się od pół roku. Rozmawialiśmy o za i przeciw godzinami. Przeczytaliśmy kilka książek, obejrzeliśmy kilkadziesiąt video i przeczytaliśmy setki artykułów. Bluesa znalazł Damian i od razu był pewny, że to pies dla nas. Nigdy nie wiem skąd, wynika jego przekonanie, ale ewidentnie jest szczęściarzem w wyborze miejsc, ludzi i jak się okazuje psów. Mimo iż posiadanie psa było moim dziecięcym marzeniem, to właśnie ja wahałam się z pojechaniem po Bluesa do ostatniej chwili. Bałam się chyba odpowiedzialności, ograniczenia wolności i tego, że po prostu nie damy rady.
5.04.2021 r. dnia, w którym poznaliśmy Bluesa, nie zapomnę z dwóch powodów. Po pierwsze to dzień, w którym wszechświat dał nam nowego członka rodziny (wtedy jeszcze myślałam, że to tylko pies) a po drugie tego dnia zmarł mój ukochany Krzysztof Krawczyk. Wracając do domu, przytulona do tej małej ciepłej kulki, słuchałam piosenek Krzysztofa i było jakoś lżej.
Małe szczęście
Nikt, kto nie ma psa, nie jest w stanie zrozumieć miłości, która jest pomiędzy człowiekiem a psem. I mówię to absolutnie z własnego doświadczenia. Odkąd pamiętam, miałam słabość do psów, ale zawsze były one dla mnie tylko psami. Prawda jest jednak taka, że ludzie lubią osłabiać relacje z psami, mówiąc: „to tylko pies”, bo nie potrafią zrozumieć, że pies jest czymś więcej niż „tylko” czymkolwiek.
Zdecydowaliśmy się na rasę Border Collie, bo tak jak one potrzebujemy ruchu i wyzwań. Zanim jednak podjęliśmy tę decyzję, absolutnie wszyscy i wszędzie twierdzili, że to nie da nas, że rasa trudna, wymagająca i żebyśmy się poważnie zastanowili. To, czym mogę się podzielić po dwóch miesiącach to, że mam poczucie, że rasa nie ma większego znaczenia i że do wychowania psa potrzebne są czas i miłość. Blues niewątpliwie jest mądrym psem i niezwykle szybko przychodzi mu uczenie się komend i sztuczek. Jednak nie wolno nam zapominać, że to szczeniak, który przede wszystkim chcę się bawić i gryźć, bo w ten sposób poznaje świat.
W moim życiu od wielu lat brakowało beztroski, radości i rozrywki. Wszystko zawsze musiało mieć sens i cel. Blues dał mi tę możliwość, by poczuć się małym dzieckiem, które robi rzeczy dla zabawy i to w momencie, w którym bardzo tego potrzebowałam.
W związku z tym, że psy pochodzą o wilków, ale są oswojone przez ludzi, to mówi się, że pies jest wynikiem strachu przekształconego w miłość. I tej miłości, takiej czystej, bezinteresownej i beztroskiej oddają bezmiar.
Mistrz wdzięczności
Zawsze mi się wydawało, że jestem niezła we wdzięczność, ale w porównaniu do włochatej pięciokilogramowej kulki wypadam całkiem słabo. Blues cieszy się równie bardzo ze wstania rano, spaceru, zabawy piłką, pójścia do weterynarza, tarzania się po trawie co jazdy samochodem czując powiewający wiatr. Absolutnie wszystko jest dla niego wdzięcznością i radością.
Zastanawiam się, kiedy ja ostatnio cieszyłam się z pójścia do lekarza? Albo z otwarcia rano oczu? Kiedy leżałam na trawie i patrzyłam w niebo? Kiedy byłam naprawdę wdzięczna za spacer albo za jedzenie? Kiedy grałam w piłkę?
A co jeśli to zrobię? A co by było, gdybyśmy radowali się przyziemności? A co by było, gdybyśmy cieszyli się z wszystkiego, co otrzymaliśmy? Jak zmieniłoby się nasze nastawienie, gdybyśmy szukali radości w drobiazgach codziennego życia?
Nauczyciel
Psy to świetni nauczyciele. Chciałabym dożyć czasów, w których mają etaty w przedszkolach i szkołach. Biorąc jednak pod uwagę, ile badań naukowych potwierdza dobry wpływ medytacji na rozwój dziecka i całkowitą stagnację w edukacji na ten temat to nie ma szans, aby stało się to prędko. Pozostają nam nasi osobiści przyjaciele, którzy codziennie uczą nas nowych rzeczy.
Jedną z nich jest to, że Blues przypomniał mi, że każdemu zdarza się popełnić błąd, a w dodatku co z tego? Kiedy widzę jego nieporadne ruchy, małe wypadki i upadki, po których podnosi się, otrzepuje i idzie dalej bez żadnego: „ciekawe co ona sobie o mnie pomyślała?” to chcę tak jak on i biorę sobie to mocno do siebie.
To, co ważne związane jest też z cierpliwością. Mnie cierpliwości nieustannie brakuje, ale jego postępy, które obserwuje, sprawiają, że coraz bardziej rozumiem, że wszystkiego można się nauczyć, ale potrzebny jest czas, duża wiara kogoś w nas oraz pochwały. Czy ktokolwiek w dorosłym życiu mówi do nas: „Dobra Kasia, świetnie to zrobiłaś, brawo”? A może właśnie trzeba tak do nas mówić, może gdzieś tam w środku jesteśmy małymi dziećmi, które czasami potrzebują tego pozytywnego dopingu, a nie tylko konstruktywnego feedbacku?
Kolejna rzecz to zasady. I przy wychowywaniu szczeniaka i w naszym dorosłym życiu zasady są istotne. Wiedzieć, że coś można, że coś jest dobre, coś wolno a czegoś nie jest elementarzem, który pozwala nam czuć się bezpiecznie. Nie mam pojęcia, jak jest z wychowywaniem dzieci, ale z psem jest tak, że jedynym dobrym rozwiązaniem na, to kiedy robi coś nieodpowiedniego, jest przekierowanie jego uwagi na coś dobrego. Takie proste, a takie trudne.
I wreszcie Blues nauczył mnie szczęścia — powiedział mi na swój psi sposób, że nie muszę dźwigać każdego ciężaru, że mogę przestać i cieszyć się życiem takim, jakie jest. Dziś postanawiam być bardziej radosna. Cieszyć się prostymi rzeczami. Być w tej chwili i ogarnąć to doświadczenie. Dziś postanawiam doświadczać radości jak pies o imieniu Blues.