ŻYCIE

Zrzut ekranu 2015-04-23 o 23.04.53

W/DECH

Czas czytania: 5 minuty

Niedziela rano. Wstaje z łóżka. Świeci słońce. Idę na spacer. Pierwsze piętnaście minut to nieustające wyrzuty sumienia i miliony pytań. Ciekawe, że mózg nie zapamiętuje prostych informacji, które powinien, ale kiedy tylko może zachowuje się jak przeglądarka mająca setki otwartych kart, z którymi sobie nie radzi. „Gdzie jesteś, czemu chodzisz bez celu, co robisz ze swoim życiem, zrób coś efektywnego, zadzwoń do kogoś, napisz coś, obejrzyj, wejdź na pocztę, włącz muzykę, zajmij się czymś, czemu nic nie robisz?”

To prawda, nie zaplanowałam tego dnia, nie robię nic ważnego. To jeden z niewielu dni w ciągu roku, kiedy nie pracuje, nie myślę, nie uczę się, nie rozmawiam z nikim i właściwie nie robię nic, co doprowadzi mnie do jakiegoś wyższego celu. A przecież nieustannie powtarzam sobie, że ci, którzy stoją w miejscu, zostają w tyle. Dlatego ja codziennie zmierzam dalej, szybciej i bardziej. Świat ma przecież tyle możliwości! Zaraz zacznę jakiś nowy projekt albo pójdę na kolejne studia, warsztaty, treningi. Tyle wokół rzeczy, które są w stanie sprawić, że możemy stać się jeszcze lepsi.

Ale dzisiaj jest niedziela, a ja stojąc w miejscu, robię nic.


TACY SAMI

Spacerowanie samemu jest jak medytacja, najpierw pojawia się milion myśli, potem zaczynamy dostrzegać drobiazgi, z których zbudowany jest świat, skupiamy się na oddechu: wdech, wydech, a później wyciągamy wnioski. Przechadzam się wydeptanymi na Kabatach ścieżkami, mijając różnych ludzi, patrzymy sobie w oczy, nic o sobie nie wiedząc, ale czytam z tych oczu, że wszyscy na swój sposób chcemy być wyjątkowi. Dążymy do tego, by czuć się niepowtarzalnie. W pracy być doceniani, innowacyjni i sumienni. W życiu kochani, piękni i zdrowi. Dla jednej, chociaż osoby na świecie niezastąpieni. Dla wszystkich ciekawi. Chcemy być lajkowani, czytani, obserwowani i lubiani. Absurdem jednak jest to, że nie zależy nam na sympatii rodziny, przyjaciół i znanych nam ludzi. Najbardziej pragniemy być podziwiani przez tych obcych, dla których stajemy się wyjątkowi nie przez to, co robimy na co dzień, ale jacy wydajemy się być i jacy kreujemy się w wirtualnej rzeczywistości. Nieważne już jest, kim jesteśmy dla siebie, ważne, że dla innych jesteśmy wyjątkowi, a przynajmniej sprawiamy takie wrażenie.

Pod koniec dnia jednak wszyscy i ci ważni, i ci wyjątkowi w sieci, i popularni, i ci nikomu nieznani, niewidoczni i nieważni kładziemy się spać. Jedni we własnym ciepłym i wygodnym łóżku, inni wtuleni w hotelowe materace, czasami na plaży, innym razem w pociągach, niektórzy w szpitalach, ośrodkach, domach dziecka, inni na zimnej ziemi, trawie, bądź kartonie. Pod tym względem jesteśmy tacy sami, wszyscy pod koniec dnia zamykamy oczy. Są też sprawy w ciągu dnia wspólne dla wszystkich, to co ludzi boli i co ich uszczęśliwia. Każdy kiedyś płaci rachunki, każdy miał blisko kogoś, kto nie radził sobie z alkoholem, każdy kogoś kocha i każdy coś traci.

Może więc to nieustanne ściganie się, konkurowanie z innymi i aspirowanie do wzorców, które często nie są nasze, jest niepotrzebne? Może również te spektakularne sukcesy, które obserwujemy u innych, to nie są właściwie nasze własne marzenia, może po prostu narzuca nam je świat, w którym żyjemy?

Bo jeśli codziennie wieczorem zamykamy oczy, oznacza to, że wszyscy jesteśmy tacy sami. A jeśli wszyscy jesteśmy tacy sami, to może wszyscy jesteśmy wyjątkowi? I może nasze życie jest wystarczająco dobre i warto by w końcu w nim trochę pożyć. Poczuć przyjemność z tego, co robimy, a nie z ciągłego marzenia dokąd nas ono zaprowadzi.


OFF/ON LINE

Cały czas mam również przemyślenia na temat nowych mediów. Z jednej strony mam wrażenie, że nie nadążam, a z drugiej, że postępuje właściwie, bo wyznaczam granicę między rzeczywistością wirtualną a realną. A może jestem zbyt słaba, nie umiejąc połączyć jednego z drugim.

W ostatnim czasie planuje wyjazd do USA na kurs językowy. W związku z tym byłam w kilku szkołach językowych dopytać o szczegóły. Kiedy szukałam informacji na temat kursów, pojawił się problem, że żadne video nie pokazuje jak się przygotować, czego się spodziewać, na co zwrócić uwagę i co jest tylko zbędnym strachem i stresem związanym z organizacją oraz wyjazdem na kurs. Jeśli chodzi o vlogi w obszarze kursów językowych, są to teledyskowe video, bardzo „pocięte” montażowo, niepokazujące właściwie gdzie jesteśmy, z kim i jak to jest osadzone w czasie. Pomyślałam, że chciałabym stworzyć relacje video, której mi brakuje. Wyjazd stał się moją motywacją do założenia kanału na YouTube i też ciekawym doświadczeniem w przekraczaniu granic oraz stawianiu sobie nowych wyzwań. Dlatego przygotowuje ofertę dla szkoły językowej. Chcę wziąć udział w transakcji barterowej. W trakcie jej tworzenia uświadamiłam sobie jednak, że w porównaniu do innych mam trochę mało lajków, subskrypcji i obserwacji. I nie wiem, dlaczego zrobiło mi się przykro, tak jakby miało to wpływ na moje zdrowie, samopoczucie, przyjaciół czy rodzinę.

Moja przyjaciółka wyprowadziła mnie jednak z melancholii, opowiadając o kampanii marketingowej peguota prowadzonej przez youtuberów. Mieli oni jedynie ponad trzysta wyświetleń. Wydawało się to wielką porażką marki, bowiem zainwestowano w kampanię kilkadziesiąt tysięcy złotych. Okazało się jednak, że klient był więcej niż zadowolony, ponieważ zostało sprzedanych kilkanaście samochodów.

Ile obserwujących zatem czyni wyjątkowym? Ile lajków sprawia, że jesteśmy ciekawi?

Moim zdaniem liczy się tylko ilość tych, którzy naprawdę ci wierzą. A to nie zawsze idzie w parze z pieniędzmi i pozycją społeczną. Bo ile właściwie kosztuje szczęście, a ile jesteś w stanie zapłacić za satysfakcje? Więcej czy mniej niż kosztuje prawda? A wreszcie ilu internautów musi uznać pozycję społeczną za autorytet, aby nim naprawdę być?

Dystans i balans. To chyba ważne zarówno w realu, jak i online. Nawet jak nie istnieje w 100% w sieci, to żyje na 100% w realu. Proporcje te będą się zmieniać, ale mimo wszystko nie zamierzam być kimś innym, nawet jeśli prawda ma mało lajków.


W czasach, w których wypada mieć własne zdanie, w których z każdej strony bombardowani jesteśmy informacjami. W multizadaniowej rzeczywistości, w której tyle się dzieje, i w której ciągle tak wiele jest do zrobienia, przeczytania, nauczenia się i zaplanowania. Tu gdzie, nawet jeśli sami od siebie nie wymagamy, to świat wymaga od nas bycia wyjątkowymi. Właśnie teraz najlepsze co możemy zrobić dla siebie to nie robić nic. Nie zawsze, ale codziennie, przez moment. Bo czasami robienie nic jest bardziej efektywne od robienia czegoś na siłę. I czasami to nic nierobienie otwiera umysł i porządkuje sprawy jak nic innego. Zatem bycie offline dla świata, to bycie online dla siebie.

19 370 Wyświetleń
Follow:

Frus/racja

Czas czytania: 3 minuty

Cokolwiek nie postanowisz zrobić, napotkasz przeszkody i będziesz mierzył się z problemami, a twoja postawa zadecyduje, jak długo dana przeszkoda będzie ci zagradzać drogę. Wyobraź sobie, co by było, gdyby każdemu z nas w dzieciństwie ktoś powiedział to jedno proste zdanie. Czy czulibyśmy się kiedykolwiek rozczarowani, źli, podirytowani, kiedy coś idzie nie po naszej myśli? No właśnie, ale nie martw się, mi tego też nikt tego nie powiedział. W dodatku ostatnio osiągnęłam ekstremum złości, mając taki czas, że zamiast zacząć rzucać talerzami, stali się nimi wszyscy najbliżsi mi ludzie, w domu, w pracy i poza nią.


POTRZEBA

Wspólny cel ludzkości to szczęście i spokój. Paradoks jednak jest taki, że Im bardziej próbujemy to osiągnąć, tym mniejsze szanse, że to się stanie. Usilne staranie, by czuć się szczęśliwym, wpędza nas w całkowitą rozpacz. Sprawdziłam to na własnej skórze, bowiem mój ciągły wysiłek, by całkowicie wyeliminować negatywne uczucia, takie jak brak pewności siebie, smutek, niepewność czy poczucie porażki — sprawiły, że mało tego, że czułam się nieszczęśliwa, ale wpadałam w pułapkę bezradności. Wszyscy z uporem maniaka gonimy za czymś, w trakcie orientując się, że nie wiemy za czym. W dodatku zakładając maski pozytywnych siłaczy, bo to się teraz ceni w towarzystwie.

Zimą w dodatku łatwiej niż kiedykolwiek popadamy w przygnębienie, smutek i zły humor. Wiemy o tym nie od dziś, a jednak nie umiemy nad tym zapanować. Dodatkowo huśtawki emocji często spowodowane są naszą fizjonomią, hormonami, czynnikami zewnętrznymi a ponad wszystko związane są z ludźmi, których spotykamy na swojej drodze. Wszystkim nam żyłoby się lepiej, gdyby po prostu negatywne i niechciane emocje zastąpić tymi pozytywnymi i lubianymi. Jak to jednak zrobić? Nie da się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienić swojego charakteru i genetyki, ale można codziennie się siebie uczyć, dostrzegając popełniane błędy. W rzeczywistości jednak aby nauczyć się pracy nad sobą trzeba zacząć od zasady numer jeden: przyjmuj to, co ci się przytrafia.


POJEDNANIA

Jak jednak radzić sobie z negatywnymi ludźmi i sytuacjami? Mówi się, że na świecie jest niewielu negatywnych ludzi, stanowią jakieś 10% populacji, ale za to mają największą siłę przebicia. To ci ludzie, którzy wyglądają, jakby karmiono ich cytrynami, zawsze mają skrzywioną minę i psują wszystkim humor. Są marudni, zawsze mają powody do narzekań. Są cyniczni, w nikim i w niczym nie są w stanie znaleźć nic dobrego. Zawsze coś im nie pasuje, ale nie sposób ich unikać. Właściwie cały czas wzajemnie na siebie wpływamy i nasze zróżnicowane charaktery się przenikają, czy tego chcemy, czy nie. Brutalna prawda jednak jest taka, że nikt cię nie zdoła rozzłościć, jak nie dasz mu na to przyzwolenia. Warto wreszcie uświadomić sobie, że obwiniając innych o zły nastrój, rezygnujemy z odpowiedzialności i z trzymania mocno w rękach kierownicy swojego życia. Dajemy prowadzić się tym ludziom, zupełnie jakbyśmy im ufali, mimo że wcale nie chcemy i nie zapraszaliśmy ich do swojego życia. Czynniki, w których codziennie się znajdujemy, są niezależne od naszych wyborów, ale na pewno do nas należy wybór jak na nie zareagować, bo to nie okoliczności tworzą człowieka, ale one odsłaniają jego prawdziwą naturę. Kiedy napisałam te słowa, zrobiło mi się wstyd, bo uświadomiłam sobie, jak źle zachowuje się, kiedy tracę panowanie nad sobą lub ktoś wyprowadza mnie z równowagi. Tu chyba zaczyna się nauka.

Nie da się wszystkiego kontrolować, nie da się również unikać problemów. Może więc, skoro już wiemy, że zawsze będą, warto otworzyć się na nie i uśmiechnąć się do nich. Potraktować je jako ważne życiowe lekcje.

 

 

10 114 Wyświetleń
Follow:

Prz/szłość

Czas czytania: 4 minuty

Formalnie mamy tylko trzy czasy — przeszły, teraźniejszy i przyszły. Gramatyka to jednak tylko teoria. Granice między tym, co jest i co będzie, wcale nie są takie oczywiste. Przeszłość wpływa na teraźniejszość i przyszłość, natomiast zarządzanie teraźniejszością to tak naprawdę wyciąganie wniosków z przeszłości i planowanie przyszłości.


2033

Nie ma firmy i ekspresu do kawy. Nie masz szefa i nie masz stałego zespołu, z którym przyzwyczaiłeś się pracować od lat. Nie palisz papierosów, jedynie przy biurku wydychasz elektroniczny dym. Pracujesz krócej, ale w kilku zawodach. Nie masz służbowego komputera, telefonu czy samochodu. Masz wszystko, ale nie stać cię na nic. Spowiadasz się online bez względu na to, czy to ksiądz, czy psychoterapeuta. Nie masz szans na emeryturę i będziesz pracował do 80 roku życia. To nie film science-fiction to niedaleka przyszłość, która czeka każdego z nas. Opieranie się jej to najgorsza opcja. Najlepsza — wyprzedzić ją.

Świat, w którym funkcjonujemy, zmienia się na ogół szybciej, niż możemy to zarejestrować. Kiedy już wydawało nam się, że zrozumieliśmy, jakim zasadami rządzą się social media, bez problemu używamy VOD a 4K to jedna z funkcji kamery naszego zaawansowanego smartfona, technologia znów się nie poddaje i sypie nam wiatrem między oczy.  Sztuczna inteligencja, samoprowadzące się samochody, drony czy nanotechnologia to tylko kilka z ciekawostek, którymi na co dzień zaskakuje nas nauka. Pracujemy więcej i szybciej, a wciąż brakuje nam czasu. Mamy genialne aplikacje monitorujące serce, spożycie wody, przypominające o medytacjach, spacerach i zdrowym rozsądku. Okazuje się jednak, że to tylko gadżety, którymi zaśmiecamy gigabajty naszych niezbędnych do życia smartfonów, tabletów, ultrabooków czy smartwatchy. Lista „rzeczy do zrobienia” jednak się nie kurczy, nasze zdrowie nie poprawia, a doba ma tylko 24 godziny. Najwyższa pora zatem zrozumieć, że zarządzanie czasem nie jest sztuką robienia wszystkiego, tylko tego, co naprawdę się dla nas liczy.


JA TO KTOŚ INNY

Problem w tym, że z natury jesteśmy leniami. Nie dość, że myślimy na skróty, to podążamy dawno przetartymi ścieżkami. Wydaje nam się, że dzięki temu zyskujemy czas i pewność siebie, ale zazwyczaj narażamy się na błędy. W największą pułapkę wpadają jednak nasi szefowie, tak bardzo pewni siebie, swojej nieomylności, nabytego doświadczenia i braku umiejętności słuchania przyszłych pokoleń. Nikt tak jak oni nie zatrzymuje się w miejscu, będąc przekonanym, że lata pracowali na sukces i posadę w miejscu, które wydeptali własnymi nogami. Ciężko mi zrozumieć brak zaufania, wykorzystywania możliwości i kreatywności młodych ludzi. A ponad wszystko brak zrozumienia i znajomości własnych pracowników. Często jesteśmy dla naszych szefów, kimś innym niż jesteśmy. Ich postawa to jakby dostać coś za darmo, co jest pewnym zyskiem i odtrącić to mówiąc: zysk długoterminowy? Nie, dziękuje. Nasi szefowie to jednak nie nasz problem, skoro przyszłość przewiduje, że ma ich w ogóle nie być.

Mamy rok 2018, nie istnieje lojalność do pracodawcy, na świecie nie docenia się pracownika za staż pracy, prognozy są bardziej brutalne, bowiem nasze portfolio zawodowe będzie budowane z kilkudziesięciu instytucji. I nikogo nie będzie to dziwić.

Powinniśmy już dziś przygotować się na pewność niepewności, gdyż nie ma nic bardziej pewnego niż to, że za kilkanaście lat będzie konieczność zmiany zawodu kilka razy w ciągu życia. Dobrą wiadomością jest jednak to, że praca, edukacja i odpoczynek będą się wzajemnie bardzo aktywnie przenikać.

Według raportu „The future of Jobs” najbardziej przyszłościowe i pożądane umiejętności to jak na ironię często zupełnie niedoceniane: empatia, kreatywność, tolerancja dla zmian, zarządzanie ludźmi, współpraca z innymi, umiejętność oceniania i podejmowania decyzji, elastyczność oraz inteligencja emocjonalna. Potwierdza to regułę, że nadal najbardziej dochodową inwestycją jest inwestycja w siebie.

Świadomi młodzi ludzie zmieniają jednak podejście do pracy. Coraz częściej widać wśród nas niechęć do korporacji, bo sami chcemy decydować o sposobie pracy. Chcemy podróżować, pracować zdalnie, być postrzegani jako pracowici i ambitni, ale także utrzymywać równowagę między życiem a pracą. Swoją postawą chcemy kształtować swoje życie, a nie biernie podporządkowywać się regułom. Na te potrzeby będzie też po części odpowiadał tworzony wraz z moimi przyjaciółmi startup TAKEANDBE.

Może zatem jest to odpowiedni moment, w którym warto wsłuchać się w swoje serce, intuicje i pasję. Trochę głębiej pogrzebać w sobie, zadać sobie kilka ważnych pytań w ciągu dnia i ponad wszystko próbować nowych rzeczy. Być może to najlepsza droga do zrozumienia i odnalezienia swojego miejsca w płynnej i błyskawicznej współczesności.

30 249 Wyświetleń
Follow:

NIE MAM POJĘCIA CO BĘDZIE DALEJ.

Czas czytania: 3 minuty

Tacy jesteśmy. Lubimy wiedzieć, mieć kontrole i móc decydować. Wierzymy, że jesteśmy w stanie osiągnąć jakiś chociażby podstawowy stan bezpieczeństwa i stabilizacji. Jesteśmy szczęśliwi, kiedy możemy sobie wszystko poukładać i zaplanować. Możemy żyć w artystycznym nieładzie, ale nie jesteśmy w stanie prowadzić chaotycznego życia. Odżywiamy się zdrowo, bo jesteśmy świadomi, że na zdrowie pracujemy całe życie. Bierzemy kredyty aby spełnić sen o własnym  kawałku podłogi, choć właściwie żyjemy w czasach tak niepewnych, że nie sięgamy wyobraźnią do momentu spłaty. A jednak cały czas dążymy do odrobiny spokoju i jakiegoś poczucia, że mamy nad tym wszystkim kontrolę. Ale czy my właściwie mamy kiedykolwiek w życiu taki moment, że wiemy co będzie jutro? Czy możemy dążyć do takiego stanu, w którym możemy zupełnie uczciwie powiedzieć, że kontrolujemy świat, swój własny mały świat?


PRACA NAUCZYŁA MNIE ŻYCIA

andrew-worley-299600

Przez ostatnie dwa lata spędzam w niej rzeczywiście zdecydowanie za dużo czasu, ale to właśnie ona pokazała mi, że nic nigdy nie jest zawsze. To praca nauczyła mnie cieszyć się chwilą. Czerpać z każdego momentu. Zabezpieczać się na ewentualną przyszłość. Głównie przez to, że zabrała mi ostatnie skrawki poczucia bezpieczeństwa. Mam pracę dokładnie tyle ile trwa dany projekt, ile trwa produkcja filmu, programu, serialu czy teledysku. A czasem nawet w trakcie nie mogę być pewna, że coś mam. W trakcie produkcji jest tyle niewiadomych ilu ludzi pracuje przy projekcie. Na początku nigdy nie widzisz mety, nie wiesz czy się uda, nie wiesz jak się potoczy, polegasz na innych i nie ma mowy o jakiejkolwiek kontroli. Oczywiście są pewne ramy w które się wpisujesz, pewne zasady, nieocenione doświadczenie, które pomaga Ci przewidzieć, ale to nadal nie pokazuje Ci nawet zamglonego widoku mety, do której czasem biegniesz, a czasem się czołgasz.

Dokładnie tak samo jest w życiu. Możesz zaplanować cały rok i chwała Ci za to. Możesz zarządzać czasem, możesz iść utartymi szlakami, możesz też nie przejmując się żyć z dnia na dzień, ale bezcennym jest dopiero zrozumienie, że życie polega na przyjmowaniu tego co jest, jednocześnie starając się być doskonale przygotowanym, ale mając również poczucie, że pewne rzeczy nas zaskoczą, wbiją w ziemię i zmienią całkowicie patrzenie na świat. I będą to ułamki sekund, nie lata, na które możemy się przygotować.


CAŁA NADZIEJA W DOBRYCH LUDZIACH

ricardo-gomez-angel-288697

Bo jeśli ma się dobrych ludzi przy sobie, jakoś lżej rozwiązuje się problemy, jakoś łatwiej przyjmować zaskakujące wiadomości, jakoś mniej zmartwień. Pierwszy raz mam tak, że kończę projekt i właściwie zupełnie niczym się przejmuje. Ani tym, że za chwilę znowu nie mam pracy, ani tym, że coś nie idzie po mojej myśli ani tym, że nadal nie widzę mety. Choć w trakcie mojej wędrówki meta zmienia się jak w kalejdoskopie. Mam jakąś refleksje, że zaczynam lubić ten stan w życiu, kiedy nie wiem co będzie dalej. To takie wspaniałe poczucie braku uwiązania, poczucie większych możliwości, dużej swobody i szansy zmiany wszystkiego w każdej chwili. To niesamowite poczucie wolności, którego nie da się opisać, które nie ma w sobie negatywnych bodźców, które pozbawione jest strachu i niepewności, które daje, a nie zabiera. To coś czego bałam się przez całe swoje życie, a z czym się oswoiłam i co nareszcie doceniam całą sobą. Zdrowie, nauka, doświadczenie, przyjaciele, rodzina, dobrzy ludzie, pomaganie – coś czego nie musimy dotknąć aby to poczuć i coś czego nie musimy na pierwszy rzut oka widzieć, żeby to dostrzec. Nie wiedzieć co będzie dalej to zauważyć co jest teraz.

28 843 Wyświetleń
Follow:

Życie zawsze musi mieć cel, nawet jeśli w trakcie niego cel się zmienia.

Czas czytania: < 1 minuty

Strona w budowie.

Szczęście w budowie.


Kiedy rozpoczęliśmy pracę nad stroną z Damianem byłam przekonana, że wprowadzimy kosmetyczne zmiany. To, co obecnie się dzieje przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Poza zaangażowaniem, kreatywnością i tworzeniem dzieje się jakaś niezrozumiała magia. Cały świat zdaje się krzyczeć: to, co robisz ma sens. Skontaktowanie się ze mną dużej firmy proponującej współpracę, jest tylko informacją zwrotną, że to wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Nigdy nie czułam się tak dobrze ze sobą

Pisałam kiedyś o tym, że w życiu nie ma żadnych granic, że możemy w każdym momencie życia osiągnąć wszystko o czym pomyślimy. Pisałam, że nigdy nie jest za późno aby odnaleźć siebie.  Pisałam, że nie wolno bać się zmian. A teraz właśnie jestem w momencie życia, że poświęcam wszystko – pieniądze, czas, zaangażowanie, doświadczenie, pasję i mój zawód w imię czegoś, co jest wielkim znakiem zapytania. Nie mam żadnej pewności, ze się uda, ale mam wrażenie, że to opowieść o tym, jak ważna w życiu jest droga, cel jest tylko nagrodą za cierpliwość, upór i wiarę w podążaniu nią. 

3 429 Wyświetleń
Follow: