ŻYCIE

Zrzut ekranu 2015-04-23 o 23.04.53

Dziś się urodziłam

Czas czytania: 9 minuty

Pamiętam jak rok temu przez ponad tydzień pisałam post o tym, jak kończyłam 25 lat. Nie chciałam nikogo ani niczego pominąć. Przed momentem przeczytałam znów ten wpis i widzę, jak wiele rzeczy się zmieniło. A minął tylko rok. Dziś wiem, że zmiany są jedynym pewnym elementem życia. Mogę albo to zaakceptować, albo się temu sprzeciwiać i walczyć z tym. Wczoraj myślałam, że jest tak, a dziś wiem, że jest inaczej. Jutro zaś mogę zmienić zdanie, bo poznam inną perspektywę na dany temat. Przez rok zmieniło się sporo, choć to, co najważniejsze pozostało bez zmian. Życie nadal jest kruche, chwile są ulotne, nieszczęścia nie trwają wiecznie, a szczęście, to bycie wdzięcznym za to, co jest.

Przeżyłam wspaniałe 365 dni. Nie żałuje ani sekundy. Nic bym nie zmieniła, niczego nie cofnęła, za nic bym się nie zamieniła. Jestem zdrowa, moja rodzina jest zdrowa, mam dom, przyszłego męża, pracę i marzenia, które realizuje. Byłabym idiotką, gdybym na cokolwiek narzekała. Wszystko było dokładnie tak, jak miało być. Ci, którzy się pojawili byli bardzo potrzebni, ci, którzy zostali, to ludzie, których kocham i dzięki, którym życie nabiera barw, a ci którzy odeszli, zostawili ślad w moich sercu i wspominam ich pozytywnie, życząc im jak najlepiej.

Moje życie jest bardzo kolorowe i piękne. Niech stanie się tradycją podsumowanie go w każde urodziny w 9 kategoriach. To one właśnie pięknie porządkują, gdzie jestem, pokazują co mam, a o czym marzę.

PASJA

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Nagrywania podcastów – i nie zamierzamy się zatrzymywać.
  • Śpiewanie – jestem w tym całkiem słaba, ale sprawia mi to dużo radości.
  • Granie na ukulele – jestem w tym absolutnie najgorsza.
  • Pisanie piosenek – całkiem jestem w tym niezła.
  • Życie ekologiczne  – dopiero zaczynam.
  • Social media – uczę się i bardzo mnie to ciekawi.
  • Papier, druk, introligatorstwo – dopiero zaczynam.
  • Zdrowe odżywianie – zastanawiam się dlaczego musiałam do tego dorosnąć?
  • Joga – najlepsza forma ćwiczeń, wyciszenia i szczęścia.
  • Medytacja – to już w ogóle uważam, że jest lekarstwem na całe zło.
  • Ćwiczenia – zaczyna mi to sprawiać przyjemność.
  • Picie górskiej wody – to jest w ogóle kosmos. Słoik wody z zamrażalnika ma wspaniałe właściwości i to najlepsza woda jaką piłam.
  • Kąpanie się w zimnej wodzie – to w ogóle nie jest przyjemne, choć bardzo zdrowe.

PRACA

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Dystans do pracy – naprawdę im mniej się przejmuje, tym lepiej wszystko idzie.
  • Że, moim powołaniem jest pomagać ludziom – to była duża analiza siebie w trakcie kwarantanny.
  • Że, jak własna firma, to tylko z kimś komu ufasz – im mniej osób do podejmowania decyzji, tym lepie.j
  • Jak odpoczywać, żeby mieć więcej energii do pracy – jeszcze się uczę dobrze wypoczywać.
  • Żeby mieć pracę, którą można wykonywać również zdalnie – to daje duży komfort i bezpieczeństwo.

PIENIĄDZE

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Oszczędności i więcej oszczędności – warto je mieć na czarną godzinę, ale i na codzień, dają wielki spokój.
  • Nie kupowanie rzeczy od razu, tylko przemyślenie oraz uzbieranie na coś – to jest fajne uczucie, na pianino zbieramy już 4 miesiące.
  • Że, w związku pieniądze zawsze powinny być wspólne – nie wyobrażam sobie innego życia, moi rodzice tak mają i my też tak mamy od samego początku związku.
  • Że, trzeba być za nie wdzięcznym jak za wszystko – i trzeba dziękować kochanym pieniądzom, że są i że jest ich coraz więcej.
  • Że można za nie kupić czas (robot odkurzacz) – to spełnienie marzeń, Jupi (takie jego imię) podarował nam codziennie godzinę.

WIEDZA

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Że warto w siebie inwestować – choć moje krakowskie serce ciężko to przyjmuje.
  • Że żeby się czegoś nauczyć, to trzeba to robić milion razy – o tak! Trzeba robić, robić i jeszcze raz robić.
  • Że zawsze trzeba się uczyć – to już w ogóle napisałam, żeby nie zapomnieć.
  • Że kursy, który zrobię pozwolą mi pomagać ludziom – tak będzie!
  • Że pisanie daje spokój – ale jaki? Szkoda mówić. Zacznijcie pisać, chociażby za co jesteście codziennie wdzięczni.
  • Że wiedza kosztuje i że nie opłaca się, ale warto za nią płacić – czasami dużo kosztuje i pieniędzy i czasu i wyrzeczeń i przekraczania siebie, ale warto.
  • Jak wybierać dobre książki – że nie przeczytam wszystkich, które chce, to pewne, dlatego wybieram bardzo świadomie.

PRZYJACIELE

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Że przyjaciele czasami przychodzą i odchodzą – po prostu tak jest.
  • Że nie wolno niczego oczekiwać od innych.
  • A mimo to zawsze być dla nich z otwartym sercem.
  • Że ciężko być dobrym przyjacielem – nadal się tego uczę.
  • Że przyjaźń damsko-męska nie istnieje (pozdrawiam cię Damian).
  • Że nie ilość się liczy – kiedyś myślałam, że jak się ma przy sobie wiele osób, to wtedy jest się dobrym. przyjacielem, ale teraz wiem, że liczy się jaki jesteś, a nie czy jesteś.
  • Że nie wolno nadużywać tego słowa – cały czas nie przestaje się uczyć i rzadziej już go używam.
  • Że to ludzie, którym ufasz – wiadomo.
  • Że przyjaźń jest silniejsza, niż przeciwne zdanie – musi tak być, inaczej przyjaźni nie ma.
  • Że to ktoś, kto chce dla nas dobrze – tylko wtedy to przyjaźń.
  • Że nie trzeba z nim zjeść beczki soli, żeby wiedzieć, że to przyjaciel na resztę życia.
  • Że czasem trzeba zjeść tą beczkę.
  • Że nie da się prowadzić firmy z przyjaciółmi – to duże rozczarowanie, ale niestety tak jest.

RODZINA

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Że rodzice to najważniejsi ludzie w moim życiu – to się nigdy nie zmieni.
  • Że mój brat, to najlepszy brat, jakiego mogłam mieć – z czystej siostrzanej miłości.
  • Że rodzina zawsze wybacza – i zawsze daje drugą, trzecią i dwieście czterdziestą piątą szansę.
  • Że rodzina zawsze rozumie – bezbłędnie.
  • Że rodzina, to siła – największa.

MIŁOŚĆ

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Że przyjaźń równa się miłość – myślę, że bez przyjaźni miłość nie może istnieć.
  • Że szczęście to wspieranie się we wspólnych pasjach – kibicowanie sobie i motywowanie się również.
  • Że nic nikomu nie trzeba udowadniać – to wspaniałe uczucie.
  • Że miłość, to wszystkie kolory życia – absolutnie.
  • Że miłość nie jest na pokaz, na Instagram czy Facebook – a po co miałaby być?
  • Że codziennie można być wdzięcznym za budzenie się obok drugiej osoby – bardzo!
  • Że miłość akceptuje przeszłość – wiadomo.
  • Że mam najwspanialszą osobę, z którą chce dalej odkrywać świat (pozdrawiam cię Damian) – myślę, że określenie najwspanialszą, to na Damiana nadal za mało.

PODRÓŻE

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Rzym – każdy jego zakamarek i dzięki niemu pokochałam Włochy.
  • Barcelonę – za kolory, piasek i zachody słońca.
  • Maderę – za dziewczyny, za przepiękne krajobrazy i za siłę, w przekraczaniu własnych granic.
  • Nie ilość miejsc, ale z kim w tę podróż jedziemy się liczy.

JA

Odkryłam przez rok i odkrywam nadal:

  • Że empatia to moja największa siła – dopiero teraz zaczęłam ją naprawdę doceniać.
  • Że jestem piękna z każdą nową zmarszczką – to słyszę każdego dnia, więc nie może być inaczej.
  • Że można wydać dziennik wdzięczności jak się tylko chce – to się właśnie dzieje.
  • Że trzeba umieć odpuszczać – nawet jak jest to bardzo trudne.
  • Że wyzwania wejdą mi w krew – stało się.
  • Że trzeba robić rzeczy trudne, bo one kształtują charakter – to nadal jest dla mnie trudne, ale daje dużą satysfakcje.
  • Że jestem dzieckiem i cieszą mnie małe dziecinne rzeczy – i nikomu nic do tego.
  • Że cierpliwość może być fajna – dopiero zaczynam się tego uczyć.
  • Że nie zawsze wszystko wiem najlepiej – to odkrywam każdego dnia, jeszcze nie jestem nawet na poziomie Basic.
  • Że nie zawsze mam racje – często nie mam.
  • Że bez przerwy popełniam błędy – nawet powtarzam te same.
  • Żeby codziennie dziękować za zdrowie – to robię.
  • Że ŻYCIE CHCE DLA MNIE DOBRZE – to już w ogóle moje życie to jest mistrzostwo świata, bardzo cię kocham życie i przepraszam jak nie doceniam wystarczająco.
  • Że niewiele potrzeba do szczęścia – malutko bardzo, uśmiech to już dużo.
  • Że nie wszystkim można ufać – o tym czasami zapominam, ale już rzadziej.
  • Że nie można mierzyć ludzi własną miarą – nie wiem kto mi wcześniej dał takie prawo.
  • Że medytacja, to lekarstwo na wszystko – mam nadzieje do tego niedługo przekonać.
  • Że wiara w Boga jest super – najlepsza na świecie! Jak się ma za sobą setki Świętych, to już w ogóle wszystko idzie jak z górki.
  • Że nadal za często się denerwuje – ostatnio wpadłam w histerię i zalałam się łzami z powodu zepsucia komputera, wstyd mi to pisać, ale może mnie to czegoś nauczy.
  • Że nie muszę i nie mogę wszystkiego kontrolować – pandemia koronawirusa i związek nauczyły mnie tego błyskawicznie.
  • Że bez makijażu czuje się lepiej niż z nim – to nowość, ale polecam spróbować.
  • Że ŻYCIE ZAWSZE DAJE MI ZNAKI – to tylko Damian wie jak mocno, jak bardzo i jak często. Obydwoje twierdzimy, że to nieprawdopodobne, ale moje życie niemal wylewa na mnie wiadro z zimną wodą, jak chce mi coś udowodnić, pokazać czy przemówić do rozumu.

Siedzę na żółtym fotelu (który dostałam na poprzednie urodziny i który uwielbiam), w domu na poddaszu, który ma aż 5 okien. Za oknem słychać ptaki i widać zielone drzewa. Na wprost jest pierwsze okno, a na nim 8 doniczek: bazylia, bukszpan, rozmaryn, truskawka, róża, mięta, aloes oraz mirt. Na stole stoi słoik z pytaniami, które codziennie nagrywamy, wrzucając na Instagram. Po prawej stronie są dwa mikrofony, gitara i biblioteczka z naszymi ukochanymi książkami. Jeszcze dalej jest łóżko i otwarta łazienka. Na parapecie przy łóżku stoją nasze visionboardy (do połowy już spełnione) i pachnące świeczki. Mam pralkę, która sama pierze, zmywarkę, która sama zmywa i robot odkurzacz o imieniu jupi, który sam odkurza i myje podłogę. Na dole przed domem stoi samochód, który jest bezawaryjny, odkąd jest ze mną. Przy biurku siedzi Damian, który kocha mnie mocniej, niż sobie życzyłam rok temu. Moi przyjaciele naprawdę mogą na mnie liczyć. A zaraz zadzwonię do rodziców i brata, dziękując za to, że są.

Nie można być bardziej szczęśliwym, ale można przez kolejny rok znów się uczyć, więcej pomagać i mocniej kochać.

*Jeśli to czytasz za 30 lat i jesteś jeszcze szczęśliwsza, to znaczy, że umiesz w życie, we wdzięczność, w miłość i w rodzinę. A jeśli nie jesteś szczęśliwsza, to zacznij doceniać.

1 376 Wyświetleń
Follow:

10 lekcji, które dał nam koronawirus

Czas czytania: 10 minuty

Niemożliwe już się wydarzyło. Na naszych oczach świat, który znaliśmy, kończy się, a przynajmniej mocno zmienia. To, że nic nie będzie już takie samo, to pewne. To, że my nie będziemy tacy sami, to wątpliwe. Słabi jesteśmy w wyciąganiu wniosków. W szkole uczymy się w trybie: zakuj, zdaj, zapomnij. Nie inaczej jest w dorosłym życiu. Tylko te trudne i bolesne lekcje pozostawiają ślad. Nie wszyscy jednak zachorujemy, nie każdego z nas dotknie osobiście koronawirus, nie doświadczą tego nasze rodziny. Najlepiej uczymy się na własnych błędach, ale najbezpieczniej uczyć się na cudzych. Trzeba mieć w sobie dużo siły, wzbijając się na wyżyny empatii, żeby to zrobić, ale teraz możemy, powinniśmy, a nawet musimy wyciągnąć wnioski z prawdopodobnie najtrudniejszej lekcji, jaką przeżywamy zbiorowo.

Nie wiem jak ty, ale ja popełniłam dużo błędów. Dużo od siebie wymagam, często nie umiem odróżnić tego, co naprawdę ważne, od tego, co pilne. Tak zatracamy się w życiu. Nasze dni wypełnione są projektami, zakupami, domami i wakacjami. Pewnie będzie tak, że kryzys związany z koronawirusem przypomni nam, czym naprawdę powinniśmy się martwić w życiu oraz pomoże odróżnić, co jest znaczące, a co powinno tego znaczenia nie mieć. Pytanie na jak długo?


1.Niczego nie kontrolujemy.

Człowiek planuje, Bóg się śmieje, media manipulują, rząd wykorzystuje, a pewna jest tylko niepewność.

Oceniamy wszystko i wszędzie. Produkty, ludzi, decyzje. Wydaje nam się, że my na tej scenie lepiej byśmy to rozegrali, lepiej zaśpiewali, zatańczyli. Rzadko zagłębiamy się w temat, zadowalając się śmieciami pływającymi na powierzchni. Perspektywa jedyna jest słuszna — ta która najczęściej powielana jest na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Im więcej lajków i udostępnień, tym mocniejsza racja. Najłatwiej kontroluje się innych (władza wie o tym sporo), a najtrudniej decydować o sobie. Nie jest odkryciem, że żyjemy w świecie systemowym. Podporządkowujemy się określonym schematom i musimy żyć w miarę określony sposób. Wirus nie był nam potrzebny, żeby zrozumieć, że są sytuacje niezależne od nas, którym musimy się poddać. Wirus jednak pokazał, że mamy umiarkowaną kontrolę nad własnym życiem.

Mamy kontrolę nad tym, co czytamy, co jemy, jak często się ruszamy, co oglądamy, co kupujemy, jak wychowujemy swoje dzieci i co myślimy.

Tylko czy my umiemy kontrolować samych siebie, czy właśnie wyszło, że chcielibyśmy kontrolować wszystko wokół?


2.Istnieje życie bez fast foodów.

To jest dopiero wspaniała wiadomość. Nie słyszałam o ani jednym przypadku śmiertelnym, z powodu braku spożywania hamburgerów, albo frytek na gorącym oleju, czy kawałków kurczaka. Kiedy w jednym z artykułów zobaczyłam zdjęcie lekarzy i pielęgniarek trzymających torby z McDonalds, to zrobiło mi się przykro. Reklama i PR to jedno, ale to, że służba zdrowia przyjmuje śmieciowe i szkodliwe jedzenie, to drugie. Zrozumiałam paradoks i brzydką prawdę naszych czasów. Producent szkodliwego dla zdrowia jedzenia karmi ludzi, którzy zajmują się zdrowiem innych ludzi.

Nie mniej jednak cieszę się, że fast foody zostały zamknięte, a my zamiast sięgnąć po śmieci spróbowaliśmy sami coś ugotować, a nawet jeśli były to dania z paczki, to mnie nauczyła ta sytuacja, tego, że każdy powinien umieć gotować.


3.Pieniądze szczęścia nie dają, ale oszczędności…

Żyliśmy w tak pięknych i pewnych czasach, że stabilizacja stała się naturalna i powszechna. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do warunków, że zaczęliśmy żyć ponad stan, spłatę kredytu traktując jako jeden z comiesięcznych obowiązków. Nauczyliśmy się myśleć, że wszystko, co najlepsze można mieć natychmiast. Nie trzeba ani na to pracować, ani tym bardziej czekać.

Kiedy słyszę dzisiaj o zwolnieniach i obniżkach pensji moich znajomych, mocno im współczuje. Sama pracuje w warunkach, w których nie wiem, czy dostanę wynagrodzenie za wykonaną pracę. Każdy z nas ma rodzinę, wydatki i zobowiązania. Zakręcenie kurka z dopływem pieniędzy jest bolesne i niesprawiedliwe. Ciężko, wtedy mówić o tym, że pieniądze nie mają znaczenia.

Pięć lat temu, kiedy poprzez portal Preply brałam korepetycje z angielskiego, Denis amerykański native speaker na jednej z lekcji poruszył temat pieniędzy. Opowiedział mi swoją historię, o tym, jak przyjechał do USA z Afryki i jak ciężko mu się żyło na początku. To jednak co dało mu wolność, to oszczędności. Żyje tak, aby mieć odłożone pieniądze na pół roku. W razie, gdyby stracił pracę lub gdyby wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Jesteśmy właśnie w tym nieprawdopodobnym momencie, nadeszła ta czarna godzina, czy tego chcemy, czy nie.

Zadłużenie ofiaruje strach, panikę i bezradność. Oszczędności dają spokój, bezpieczeństwo i czas. Każdy ma własny wybór.


4.Jesteśmy potrzebni sobie nawzajem.

Okazuje się, że bez naszej ingerencji planeta świetnie sobie radzi. Koronawirus przeszkadzając nam w codziennym funkcjonowaniu, niespodziewanie poprawił jakość życia naszej planety. Woda w weneckich kanałach stała się przejrzysta jak nigdy. Naukowcy z Belgii zauważyli, że skorupa Ziemi trzęsie się znacznie mniej. A eksperci ESA zaobserwowali na zdjęciach satelitarnych duży spadek zanieczyszczenia powietrza na całym świecie. To dowód na to, że niszczymy, a nie doceniamy i ratujemy swoją planetę. Poza tym, że nie jesteśmy potrzebni planecie, wirus pokazał nam, że jesteśmy potrzebni sobie nawzajem. Nie wiem, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby nie fakt wspomagania posiłkami szpitali, albo gdyby nasze babcie, mamy czy nawet my sami nie szylibyśmy maseczek dla szpitali. Skrajne nieprzygotowanie do sytuacji, która ma miejsce, jest w naszym kraju karygodne, ale już efekt jednoczenia się ludzi, to coś, co obserwuje ze wzruszeniem.

W tej lekcji nauczyliśmy się również, że życie bez innych ludzi jest nie do zniesienia. Nie wiem, jak długo jesteśmy w stanie przetrwać bez rozmów, dotyku i wsparcia tych, którzy nas rozumieją. Zamknięcie w czterech ścianach było przyjemne na początku, gdy nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji. Wszystkie nadrobione książki i filmy, to czas podarowany nam jako dodatek. Potem snuliśmy się po domach i nadrabialiśmy zaległą nieobecność na social mediach. Kolejno zaczęliśmy się zastanawiać, kiedy to się do cholery skończy. Pogrążyliśmy się w wielkiej tęsknocie za bliskimi. A dziś zastanawiamy się, czy to już koniec, czy dopiero początek?


5.Ważny jest nasz dom.

To jak wygląda, gdzie się znajduje, czy daje nam spokój i czy czujemy się dobrze w miejscu, w którym mieszkamy. Z kim dzielimy cztery ściany, czy są to ludzie, których kochamy, lubimy, a przynajmniej akceptujemy? Czy to miejsce, które daje radość? Jaki jest widok za oknem? Czy mamy czworonożnych przyjaciół?

Teraz, bardziej, niż kiedykolwiek przekonaliśmy się, jak ważny jest nasz dom. Miejsce, które jest naszą izolatką i oazą w czasie niepokoju. Przestrzeń, która w moment stała się naszym miejscem pracy. Strefa miłości, bezpieczeństwa i wypoczynku.

Dom to nie tylko miejsce do spania. Dom to relacje, wolność i energia. Na pytanie, czy jestem teraz w takim miejscu, każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.


6.Życie jest kruche.

Ten globalny kryzys pokazał nam, jak słabi jesteśmy jako ludzie. Czasami wydaje nam się, że czasy są tak pewne, technologia tak zaawansowana, że jesteśmy niemal niezniszczalni. Znacie takie określenie jak efekt motyla? To teoria, że pozornie małe i nieważne zdarzenia oraz decyzje mogą wywołać prawdziwe rewolucje. Przyjęło się, że trzepot skrzydeł tytułowego motyla, może po kilku dniach spowodować burzę piaskową. Można się z tym zgadzać lub nie, ale prawda jest taka, że jesteśmy właśnie tego świadkami. Upraszczając do minimum: czyjeś złe decyzje w Chinach spowodowały załamanie całego świata. Śmierć setek tysięcy ludzi stało się statystyką, którą codziennie śledzimy. A przecież za każdą liczbą kryje się jakaś historia, jakaś rodzina, jakaś tragedia i jakaś strata. To bardzo bolesna lekcja, ukazująca jak kruche i niepewne jest życie. Przejmujemy się błahostkami, pragniemy władzy, walczymy o samodzielność, a tymczasem okazuje się, że tylko to, jak przeżyliśmy dzisiejszy dzień, ma znaczenie. Wirus pokazał naszą bezbronność i zależność od innych oraz ponad wszystko udowodnił, że inwestujemy czas i energię często nie w te obszary, które naprawdę powinny się liczyć. Jak relacje rodzinne, miłość do innych ludzi i inwestycja w siebie.


7.Wdzięczność i jeszcze raz wdzięczność.

Dawno tak bardzo nie zauważaliśmy, jak wiele mamy, dopóki nam tego odebrano. Kto normalny zastanawia się i dziękuje za to, że może iść na spacer do parku, lasu czy na plażę? Kto z nas tak z ręką na sercu docenił kiedykolwiek możliwość spotkania się z drugim człowiekiem? Kto był wdzięczny za zakupy w Ikei? Kto mówił: „jak wspaniale, że mam wypłatę”? Kto z nas doceniał możliwość pojechania do rodziny, do innego miasta czy na wakacje?

Wszystko to i wiele małych rzeczy, których nie dostrzegamy, bierzemy za standard. Mamy poczucie, że to nam się należy. Zasługujemy na to i powinniśmy to mieć. Mało tego, my ciągle chcemy więcej i więcej.

A dziś, kiedy wirus odebrał nam podstawowe dobra, błagamy, aby było normalnie. Normalność wróci szybciej, niż się tego spodziewamy, ale wdzięczności musimy nauczyć się już teraz.

Wdzięczności za przyrodę, która nas otacza. Za zwierzęta, których nie powinniśmy zabijać. Za ludzi, którzy nas rozumieją. Za spacerowanie, bieganie i jeżdżenie na rowerze. Za rodzinę, za kolacje w restauracji i za promienie słońca, które możemy poczuć. Za kino i teatr. Za bulwary wiślane i za tanie loty. Za kawę rano na balkonie i za wygodny materac. Za ciepło kaloryfera i za zimno lodówki. Za oczy, które widzą, uszy, które słyszą i serce, które bije.

Codziennie, nie tylko, kiedy nam tego brakuje.


8. Żyjemy w kraju bez wolności.

Media są pełne bzdur. Wirus pokazał, w jakim absurdzie informacyjnym żyjemy. Jak bardzo można nami manipulować. Wierzymy w każdą sensację i prowokacje. Udostępniamy, lubimy, podpisujemy się pod opiniami bez poznania szerszej perspektywy. Grupa na Facebooku ” „Kryzysy” w social mediach wybuchają w weekendy” aż kipi nienawiścią i hejtem. Wyśmiewamy decyzje firm, nie wiedząc, z jakimi dylematami mierzą się właściciele. Ale czego możemy od siebie wymagać, skoro naszym krajem rządzą ludzie, którzy zdaje się, że mają zaburzoną definicje bezpieczeństwa i wolności. Alarmują o zachowanie dystansu i podporządkowanie się, samemu łamiąc własne postanowienia. To się chyba nazywa hipokryzja. Zmuszają nas do głosowania na głowę naszego państwa, która powinna nas chronić, narażając nas na skrajne niebezpieczeństwo. To się chyba nazywa brak odpowiedzialności. A teraz ingerują w podstawowe prawa kobiet, informując, że mają o tym większe pojęcie. To się chyba nazywa brak empatii. Nie interesuje się polityką, ale interesuje się własnymi prawami. Nie chcę oceniać decyzji, ale chciałabym je rozumieć. Nie ma dla mnie znaczenia kto kogo lubi, ale kto dla kogo chcę dobrze.


9.Pracownicy służby zdrowia i badacze są więcej warci, niż celebryci.

Pracuje w mediach. Podobno całkiem nieźle można tu zarobić. To prawda, zarabiam kilka razy więcej, niż moja mama, która jest pielęgniarką od 40 lat. Moja mama nieraz ratowała czyjeś życie, a mnóstwo razy pomagała zachować je przy zdrowiu. Jest oddana, bezinteresowna i kocha swoją pracę. Jej praca warta jest miliony, bo na tyle wyceniamy ludzkie życie. Podobno na czarnym rynku wątroba warta jest ponad 650 tysięcy złotych, serce to około 500 tysięcy złotych, a co ciekawe jedna nerka kosztuje ponad milion złotych. Pensja początkującego lekarza to zaś 3535 zł brutto, po 6-8 latach to zazwyczaj 6874 zł brutto. Lider laboratorium zarabia około 6500 zł brutto miesięcznie. Dla porównania Robert Lewandowski zarabia 11 tysięcy złotych za godzinę. Dobry aktor od 5 do 30 tysięcy za dzień zdjęciowy. Programista po 10 latach doświadczenia otrzymuje 20 tysięcy złotych brutto miesięcznie.

Każda praca jest ważna i potrzebna. Nie zależy mi na wartościowaniu, która bardziej. Jeśli jednak ludzie, którzy poświęcają lata nauki i na co dzień mierzą się z podejmowaniem trudnych decyzji, od których zależy nasze życie, są tak niedowartościowani, tym samym niedoceniani, nie boję się powiedzieć lekceważeni, to powinniśmy błyskawicznie przestać chorować, bo za chwilę nie będzie nas komu leczyć. Wirus pokazał nam wszystkim, że superbohaterzy nie istnieją, a już na pewno nie są nimi celebryci i influencerzy. Udowodnił nam natomiast, że nasze życie leży w rękach pracowników służby zdrowia i to ich najbardziej powinniśmy wspierać.


10.Trzeba myć ręcę, bez względu na to czy jest wirus czy nie. 

Nie wiem jak wy, ale ja rzadko myłam ręce. Wydawało mi się, że jestem tą wychowaną w latach 90 niezniszczalną dziewczynką. Jadłam robaki, grzebałam w błocie i obgryzałam paznokcie, a mimo to żyje. Okazuje się jednak, że miałam więcej szczęścia, niż rozumu. Mój układ odpornościowy prawdopodobnie przez większość mojego życia pracował na pełnych obrotach. Teraz wiem, że dotykanie poręczy na lotnisku jest tak samo niebezpieczne, jak mocne uderzenie w głowę. Nie chcę brzmieć jak paranoik, ale jeśli możemy uchronić się przed zarazkami, poprzez drobną czynność, jaką jest mycie rąk i większa uwaga, to głupotą jest tego nie robić.


To, że szkoła wiele nas nie nauczyła to fakt, ale tych lekcji, które dotykają nas obecnie tak boleśnie, nie powinniśmy zapominać. To znajomość historii chroni nas przed popełnianiem tych samych błędów. To zmiany dotkliwie nas kształtują. To otwieranie oczu, pozwala nie tylko patrzeć, ale również dostrzegać. Jak to się skończy, to obudzimy się na świecie, który nie jest już taki sam, nasze realia już się zmieniły, a my zmieniamy się teraz. Rzeczywistość po koronawirusie może być naszą czystą kartką, którą wypełnimy mądrzejsi i przygotowani na nadchodzące rewolucje lub pogrążeni w rozpaczy i depresji, spowodowanej kryzysem globalnym i załamaniem naszego osobistego świata.

„Najlepszy moment na posadzenie drzewa minął czterdzieści lat temu. Następny dogodny moment przypada dzisiaj.”

1 307 Wyświetleń
Follow:

GDYBY ULICE UMIAŁY MÓWIĆ

Czas czytania: 7 minuty

Jest rok 2020 r. na ulicach pustki. Jeśli jednak pojawiają się pojedyncze postacie, to ludzie omijają się szerokim łukiem. Sklepy święcą pustkami. Nie istnieje kino, teatr i muzeum. Nie można leniwie pójść na śniadanie do restauracji ani na do kawiarni poczytać czy poobserwować ludzi. Place zabaw zaklejone są czarną taśmą. Autobusy jeżdżą do połowy puste. Nie możemy spotkać się z rodziną, pocałować mamy, ani przytulić taty. Nie ma mowy o podróżowaniu, ani nawet planowaniu jakiegokolwiek wyjazdu poza kraj. Zakazane jest pójść na basen, spotkać się z przyjaciółmi czy poleżeć na plaży i złapać trochę słońca. Wiele osób nie pracuje, sporo nie wie, jak przeżyje kolejny miesiąc, a ci, którzy mogą wypełniać obowiązki, oddzieleni są od ludzi wielkimi plastikowymi szybami. Niektórzy nawet kontaktują się jedynie telefonicznie. Ludzie zakrywają twarze, więc ich zamiary i intencje można wyczytać tylko z oczu. A to niełatwe, nie uczono nas tego w szkole. Zakazane są bliskość i dotyk. Nie można pójść do lekarza, chyba że zostanie się zakwalifikowanym jako przypadek nagły. Nie słychać dzieci bawiących się dworze, ani nawet pana pod wpływem alkoholu, który się awanturuje. Nie ma głodnych bezdomnych ani Rumunek z dziećmi proszących o pieniądze. Bo pieniędzy też ma, są tylko wirtualne. Można natomiast zamawiać online, wszystko, co online można kupić, szkoda, że nadal nie można kupić online bliskości — może to nisza, którą odkryłam. Można też rozmawiać przez telefon — klasycznie albo video. Można czytać książki, oglądać filmy i słuchać głośno muzyki. Można napisać wszystko o wszystkim i wreszcie wziąć udział w dyskusji, wyrażając swoją opinię na każdy temat. Można pomagać online, nawet jeśli w realnym życiu się tego nie robi. Można ćwiczyć w domu i ćwiczyć cierpliwość układając puzzle. Można wreszcie zrobić porządki i pozbyć się wszystkich niepotrzebnych rzeczy. Realny kontakt można mieć tylko z osobami, z którymi się obecnie mieszka. Nadal mamy również dzień i noc, które wyznaczają standardy jak żyć. Istnieje też internet i można wszystko tam przeczytać, nawet, że koniec jest bliski. Nie wiem, jaka jest definicja końca, ale siedząc w domu, czuje, że dotykam końca koniuszkami palców, próbując wydostać się na ląd normalności.

Tej normalności, której nie docenialiśmy, nie zauważaliśmy, często nie chcieliśmy i na którą po wielokroć narzekaliśmy. To dostaliśmy stan wyjątkowy, bo przecież wielu z nas chciało, aby było magicznie, nieprzeciętnie i niesztampowo.

Witaj w kolejnym dniu zarazy. Mamy skażone ubrania, buty, telefony. Mamy brudne myśli i brzydkie opinie. Mamy świat zamknięty w czterech ścianach. Mamy także dużo miłości, którą chcielibyśmy podzielić się z innymi ludźmi. Ogrom tęsknoty, której chcielibyśmy się pozbyć. I hektolitry wiary, w to, że jeszcze będzie normalnie. Mamy też trochę nadziei, która brzmi: „Jak to się skończy, to..”.


GDYBY ŚCIANY MOGŁY MÓWIĆ

Nie wiem, jaki dzisiaj jest dzień, poniedziałek czy czwartek. Pory dnia definiuje śniadanie, obiad i czas po pracy. Po pracy Damiana, bo moja praca stanęła w miejscu. Było zostać jak on programistą albo jakimś innym specjalistą od internetu. Mogłam też osiągnąć karierę w social mediach i dziś prowadzić życie LIVE 24h mówiąc o tych kosmetykach, które przysłała mi firma. Mogłam zostać znaną bloggerką modową, która teraz w swoim dwupiętrowym lofcie proponuje stylizacje „po domu”. Mogłam być pisarką, która przy kubku kawy, wypatruje przez okno kolejnego rozdziału nowej książki. Mogłam być trenerką, która dziś za symboliczną kwotę poprowadzi ćwiczenia z domu, motywując swoich kursantów. Mogłam przecież, chociaż zostać wirtualną asystentką, która zarządza zadaniami i ustala priorytety swoich klientów (tak pisze w internecie). Albo kimkolwiek z przydomkiem -E: E-handlowiec, E-dietetyk, E-PRowiec. A już najbardziej żałuje, że nie zostałam księgową. Wszystko, co wydawało mi się nudne i bezwartościowe dzisiaj jest ciekawe i potrzebne. Kiedy przeczytałam w pewnej gazecie, że niedługo będzie tak, że będziemy się przebranżawiać co 10 lat, to pomyślałam, że to bzdura. A dziś już szukam kursów, dających mi zawód, który będę wykonywać za parę lat.

Gdyby ściany w moim domu mogły mówić, to zadałyby pytanie: Co robisz? I czy to, co robisz, jest wartościowe, czy tylko warte twoją wypłatę?

Gdyby ściany umiały mówić, zdradziłyby jeszcze, że odżywiam się zdrowo, ćwiczę i pije zamrożoną wodę o cudownych właściwościach. Modlę się, medytuje, czasami nawet tańczę. Polewam się ciepłą i zimną wodą na przemian, bo to podobno bardzo zdrowe. Dużo czytam i mnóstwo zadaje sobie pytań. Oczyszczam się z nienawiści, zazdrości i złości. Odkrywam w sobie małą dziewczynkę, która bardzo się boi, bo straciła całą kontrolę, którą miała. Najpierw oddając na pożarcie serce swojemu przyjacielowi, a później, oddając swoje poukładane życie, pod dyktando nieznanej zarazy. Dotychczas robiłam wszystko, aby być niezależną i aby mieć kontrolę nad każdym obszarem swojego życia. Ale może kontrola, w ogóle nie istnieje i dopiero uświadomienie sobie tego jest drogą ku wolności?

Lubię siebie, swój dom i lubię swoje życie, zwłaszcza teraz, kiedy jest w nim dużo spokoju, porządku, akceptacji i miłości. Ale w życiu najbardziej kocham innych ludzi, wyzwania, możliwości, podróże, wzloty i upadki, przekraczanie granic i mierzenie się ze słabościami. Więc jeśli byłaby szansa, to czy mógłbyś już sobie pójść koronawirusie?


GDYBY KTOKOLWIEK CHCIAŁ SŁUCHAĆ

Ze wszystkich lekcji, których nie nauczono nas w szkole, najbardziej nie rozumiem, czemu nie było słuchania? Jesteśmy dorosłymi, którzy ani nie umieją słuchać siebie, swojego serca, mózgu i ciała. Ani, co gorsza, nie umiemy słuchać innych. O słuchaniu intuicji i dostrzeganiu znaków szkoda nawet wspominać.

Epidemia koronawirusa to dla mnie, dziewczyny urodzonej w latach 90, nie boje się użyć tego terminu: zagłada. Nie przypominam sobie czasów, w których zakazane było pójście do szkoły, ba! musiałam tam chodzić, nawet jak byłam przeziębiona, bo u mojej mamy nie było usprawiedliwienia. Nie pamiętam zamkniętych kin, teatrów, galerii i parków. Nigdy bym nie pomyślała, że przyjdą czasy, w których kontakt z drugim człowiekiem będzie groził śmiercią. Nigdy nie musiałam aż tak bać się o życie bliskich. Jest rok 2020 i nastała wojna. Ciągle zadaje sobie pytanie: czemu to się stało?

Trochę czytam, słucham i oglądam. I mam wrażenie, że świat zwariował. Jemy ciągle zwierzęta, śmiecimy nadal bez wyrzutów sumienia, kupujemy bezustannie ubrania, marnujemy jedzenie i wreszcie dbamy o siebie wciąż za mało.

W raporcie Living Planet Report z 2018 roku dowiadujemy się, że: „Ziemia potrzebuje półtora roku na wyprodukowanie surowców, które zużywamy w ciągu roku. Oznacza to, że żyjemy na ekologiczny kredyt. Jeśli nic się nie zmieni, w 2030 r. będziemy potrzebować dwóch, a w 2050 prawie trzech kul ziemskich , by zaspokoić nasze potrzeby. Ponadto w przyszłości najprawdopodobniej zabraknie ziemi do wytworzenia wystarczającej ilości pożywienia czy papieru i materiałów budowlanych. Zgodnie z prognozami w 2050 r. może ona przekroczyć 9 mld. ludzi. Konieczne będą zmiany w diecie, wytwarzaniu i zużywaniu energii oraz wzmocnienie ochrony zasobów naturalnych.”

Czy to naprawdę przypadek, że pojawia się na świecie zaraza, która w ciągu dwóch miesięcy zainfekowała pół miliona ludzi, a 25 tysięcy pochłonęła bezpowrotnie? Chorują zwykli ludzie, celebryci, sportowcy, a nawet władcy państw. Nikt nie jest w stanie się przed tym uchronić. Wirus z Wuhan zniszczył nasze poczucie bezpieczeństwa i wolność. Podarował strach i niepewność. A mówi się, że koronawirus powstał na targu, gdzie można kupić żywe i martwe, gotowane, pieczone i surowe zwierzęta, o jakich nawet nie myślę, że można zjeść. Zanieczyszczenie, jakie Chiny powodują swoją masową produkcją, jest przerażające. Ale my nie chcemy o tym słuchać, bo my chcemy mieć tanio, smacznie, dobrze i na teraz. Jedna plastikowa torba, jedna słomka czy jeden wypad do KFC, to przecież jeszcze nie koniec świata. A właśnie okazuje się, że koniec. Nasze małe czyny wpływają na całość życia na Ziemi. Możemy zatykać uszy, odwracać wzrok, zasłaniać się wymówkami, że nie da się inaczej, ale jak to mówi moja mama: w życiu zawsze jest równowaga. I to, co dzisiaj jest twoją drobną wygodą, jutro może okazać się zagładą świata.

Gdyby ulice umiały mówić, byłoby nam wstyd. Gdyby ściany mogły mówić, byłoby nam niezręcznie. Gdyby ziemia mogła krzyczeć, ogłuchlibyśmy. A gdyby oceany mogły rozmawiać, to z pewnością płakałyby. Gdybyśmy jednak mogli tak naprawdę uważnie posłuchać tych, którzy mogą mówić. Gdybyśmy znaleźli moment (może właśnie teraz) i zechcieli wsłuchać się w siebie, zadając sobie pytanie: czy dobrze czynię? Gdybyśmy mogli złożyć sobie jedną obietnicę, zaczynającą się od: „Jak to się skończy, to..” I gdybyśmy mogli docenić tę normalność, będąc bardziej uważnym i wdzięcznym za to, co mamy. Nawet jeśli nie uratuje to świata, to na pewno mu nie zaszkodzi, a może sprawi, że będzie trochę lepszy.

1 170 Wyświetleń
Follow:

ŚLADY

Czas czytania: 6 minuty

Praga mnie zdumiewa. Praga mnie nasyca. Praga zmusza mnie do myślenia. Praga uczy mnie obserwować i dostrzegać. Bywałam w różnych miejscach, na zapierających dech w piersiach plażach, w tajemniczych miastach i pięknych budynkach. Bywałam w miejscach w których, na samą myśl przechodzą dreszcze, strasznych, opuszczonych i zapomnianych. Moje odważne ufne serce, nieraz wystawiane było na próby. Byłam tam, gdzie, od progu czuje się życie i tam, gdzie nadzieja o życie wypełnia każdy kąt. Nigdy jednak nie byłam tak blisko śmierci, żeby przejść obok, poczuć jej zapach, a później długi niepokój, który po sobie zostawia.


ZANIM

Ten dzień nie był wyjątkowy, choć Praga nauczyła mnie już, że każdy dzień jest jedyny w swoim rodzaju. Po przeprowadzce z Ursynowa zamieszkałam na Pradze południe. Piękna, odnowiona kamienica wyróżnia się wśród starych sypiących się ceglanych budynków, dużych ogrodzonych domów i zieleni, która wydaje się wygrywać walkę z czasem i postępem. Na wprost jest dom do rozbiórki, obok kamienica w remoncie, a po drugiej stronie ceglak, w którym mieszkają prości ludzie grający codziennie w karty, pijący piwo i rozmawiający o tym, jak przeżyć do pierwszego. Wiem to, bo balkonik mojego trzydziestometrowego mieszkanka wychodzi na podwórko. Słyszę te dylematy, obawy i troski. Codziennie chodzę do pobliskiego parku, oddalonego o pięć minut spacerem, żeby pobujać się na huśtawce, patrząc w niebo i dziękując, że i do pierwszego i po pierwszym będzie dobrze. Do pracy idę pieszo osiem minut, na rondzie zazwyczaj spotykam Pana Stanisława, starszego Pana, akordeonistę, którego podświadomie traktuje jak ciepłego dziadzia, którego nigdy nie miałam. Czasami mówimy sobie tylko szybkie „dzień dobry”, innym razem zamienimy parę zdań, niekiedy trudno mi dojść na czas do pracy, bo Pan Stanisław opowiada tak ciekawe historie, że stoimy na tym rondzie całą wieczność. Po pracy zaglądam na targ, snując się między straganami, nie mogę się zdecydować. Kończy się zazwyczaj na sezonowych owocach, ale myślę, że niejeden duszę tam sprzedał, kupić bowiem można niemal wszystko. Wracając, przechodzę wąskimi uliczkami, z oczami jak pięciozłotówki, niczym dziecko odkrywające nowy świat. Brzmi to może bardzo literacko albo bajecznie, ale wszystkie miejsca, w których mieszkałam dotychczas to bloki z płyty, pozbawione duszy i historii, choć pełne bezpieczeństwa i spokoju.

Mam wrażenie, że tutaj, na Pradze zamiast spokoju jest tajemnica. Zamiast bezpieczeństwa przygoda. Choć tajemnice bywają bolesne, a przygody smutne. O tym, przekonałam się właśnie wtedy. Wracam do domu z pracy i pierwszy raz, tutaj czuje prawdziwą niepewność. Nie wiem, o co chodzi, może to ta furtka, która zawsze jest zamknięta, a dziś jest otwarta na oścież, wzbudziła moje obawy. W domu nalewam wody i zabieram się do pisania, nie pisałam już dawno, mam duże wyrzuty sumienia. Siadam na moim fotelu marzeń i zanim zdążę napisać zdanie, słyszę jak do sąsiadów na zewnątrz puka policja. Policji boję się od dziecka, wzbudza we mnie jakiś nieokiełznany strach i obawę, że albo stało się, albo zaraz stanie się coś złego. Moja intuicja od wejścia się nie myli, ale przecież nic nie zrobię, więc wracam do pisania. Pustka. Nie wytrzymam, idę na spacer. Kiedy wracam, po godzinie policja nadal stoi przed klatką. Mam ochotę zapytać co się dzieje, ale dzisiaj już chyba do końca dnia będę tchórzem.


SKOŃCZY SIĘ

Niedługo potem przychodzi Magda moja przyjaciółka, siadamy na balkonie, popijając wino, rozmawiamy o wszystkim. W pewnym momencie zaczynam dostrzegać zapach, który jest mi całkowicie nieznajomy. Nie mówię o tym głośno, choć serce bije mi jak oszalałe. Po prostu czuje całą sobą, że coś jest nie tak. To już północ mówi Magda, informując mnie, że wychodzi. Odprowadzam ją do furtki, choć nie z grzeczności, a ze strachu, którego nigdy nie czułam tak intensywnie. Na klatce czuje smród, to ten sam zapach, choć mocno intensywny, który unosił się w powietrzu, kiedy siedziałyśmy na balkonie. Żegnam się z Magdą przed furtką, gdzie stoi zaparkowany duży samochód. Jeszcze nie łącze faktów, choć nie wiedząc czego, boje się jak małe dziecko. Odwracam się, aby wrócić do domu i mój wzrok przykuwa napis na dużym czarnym samochodzie. To „zakład pogrzebowy”.

Nie mogę spać. Jestem w panice, płacze i naprawdę potrzebuje, aby ktoś mnie przytulił. Łącząc wszystkie spostrzeżenia, moja świadomość już jest pewna. Zmarł tutaj człowiek, a zapach śmierci wypełnił cały korytarz. Nie mogę zrozumieć, co śmierć robiła tak blisko i po co przyszła dzisiaj, i czemu przyszła tutaj. Zadaje pytania w przestrzeń niczym małe dziecko. „Czemu ten człowiek zmarł?”, „Czy musiał w tej kamienicy, nie mógł w szpitalu?”, „Jak to się stało i dlaczego?”, „Czy może to był ktoś samotny, kogo nikt nie uratował na czas”, „A jeśli to byłabym ja? Nikt przecież ze mną nie mieszka, nie sprawdza codziennie, czy żyje”. Jakoś zasypiam, choć z pytaniami, bez odpowiedzi. Następnego dnia opowiadam wszystkim napotkanym ludziom, o tym, że ktoś umarł wczoraj. I nic. I słyszę tylko, że to się zdarza, że ciągle umierają ludzie, że to normalne. Ale jak normalne, jak ja nie mogę tego przeżyć?


NA ZAWSZE

I znowu mam wrażenie, że nic nie dzieje się bez powodu. Przecież nie bez przyczyny za ścianą umiera człowiek. A moje serce w jakimś celu wali jak szalone, po coś się przecież boje i coś muszę zrozumieć. Najbliższe kilka dni to nieustanny proces myślenia i zadawania sobie pytań. Niewątpliwie przeżyłam to bardzo. Osobiście, emocjonalnie i mocno. Na domiar złego Pan Stanisław nie pojawiał się przez kilka dni. Brakowało mi go, choć przecież jest obcym człowiekiem, który gra na ulicy, bo nie stać go na leki dla niego i żony. Wrażliwość to trudna cecha, wytrącająca z równowagi, pozbawiona dystansu i spokoju.

Od tego zdarzenia minęło już kilka dni. Dopiero dziś wrócił Pan Stanisław, który jak się okazało, nie pojawiał się ze względu na upały. Pogadałam z nim chwilę, dał mi artykuł z gazety o sobie i powiedział, że żona czuje się lepiej. Wracając, jakby mnie olśniło. Zdałam sobie sprawę z tego, że owszem pewnego dnia wszyscy umrzemy. Jednak ci, którzy są w ruchu, zostawiają ślady i później wracając po nich, nigdy nie umrą. Ślady to rzeczy, którymi zapisujemy się na kartach historii i w sercach ludzi. Jeśli pamięć o nas będzie trwać, to wrócimy w te same miejsca po śladach, które zostawimy w pamięci innych. Wspomnienia, które pozostawimy w innych ludziach będą trwać tak długo, jak długo żyje człowiek i jak długo będą przekazywane kolejnym. To wszystko oznacza, że po pierwsze, aby pozostawiać trwałe ślady, trzeba robić dobre rzeczy i być dobrze zapamiętanym. Po drugie nikt nie może mieszkać sam, bo jak się coś stanie, to nie ma nikogo, kto nas uratuje. I po trzecie już, ten człowiek, który umarł tu blisko, uświadomił mi, że nic nie jest dane na zawsze i że ten dzień, który wydawał się być normalnym, był jedyny w swoim rodzaju.

Dzisiaj poszłam do parku odrobinę później, ale dziękowałam już nie tylko za to, że będzie dobrze, ale za to, że dobrze jest.

1 189 Wyświetleń
Follow:

5 RZECZY, O KTÓRYCH ZAPOMNIELIŚMY W DOROSŁYM ŻYCIU

Czas czytania: 11 minuty

Zapomniałam. Rzeczy, o których, na pewno ja zapomniałam w dorosłym życiu. Jednak jakoś tak bez mojej zgody i pytania dostaje od losu ludzi, którzy, nawet jeśli na chwilę pojawiają się na tej drodze, to niejako bez nich nie ruszyłabym dalej. Spotykamy się, oni mówią rzeczy, które z pozoru wiem, ale wypowiedziane dopiero w odpowiednim momencie i przez właściwych ludzi nabierają znaczenia tak ogromnego, że przecieram oczy ze zdumienia, jak mogłam zapomnieć, nie widzieć i nie stosować.

Podobnie dzieje się wtedy, gdy wątpię w pisanie bloga. Wszystko w tych czasach musi być przecież wartością i mieć odbiorcę. Bez tego właściwie nic nie już nie powstaje. Dlatego ciężko być blogerką od 15 lat, bez popularności, obserwacji i fanów. Niełatwo też pisać w czasach, kiedy ludzie właściwie nie czytają. Trudno też poświęcać czas, na coś, co nie daje żadnej gwarancji informacji zwrotnej. Jednak kiedy o tym myślę, zdaje sobie sprawę, że pisanie jest dla mnie czymś więcej, niż zarabianie, popularność czy prestiż, to czym pisanie bloga teraz się stało. Pisanie daje mi siłę, motywacje i jest terapią. Nie da się jednak opisać wdzięczności i radości, która wypełnia moje serce, kiedy te spisane myśli z mojej głowy trafiają do serca drugiej osoby. Tego nie da się kupić, załatwić, dostać w ramach reklamy.

Pamiętasz książkę „Mały książę” autorstwa Antoine de Saint-Exupéry? Każdy ją kiedyś czytał i każdy przynajmniej raz zetknął się z cytatem: „Dobrze widzi się tylko sercem”. „Mały książę” to dzieło będące lekturą szkolną, którą czytamy, mając mniej więcej 14 lat. W tym wieku jednak są ważniejsze sprawy na głowie niż metaforyczne francuskie książki. Mnie na ten przykład bardziej interesowały kolonie, przesiadywanie na polu i chłopcy. Pamiętam, że książka mi się podobała, ale żebym coś z niej zapamiętała do dziś, to niekoniecznie. A to jest przecież książka, którą powinien przeczytać każdy dorosły. To jest lektura, bez której nie sposób zrozumieć otaczający nas świat. To poradnik jak żyć i jak nie żyć. To odbicie lustrzane każdego z nas. To aktualny i ponadczasowy dowód na to, że natychmiast powinniśmy się zatrzymać i poszukać w sobie dziecka, bo jutro już będzie za późno. Dzisiaj to wszystko wiem, bo dziś kilkanaście lat później przeczytałam ją jako dorosły. 72 lata po jej powstaniu.

W tym tygodniu przeczytałam jeszcze jedną książkę. Ta jednak miała premierę niespełna miesiąc temu. Książka nosi tytuł „Brzydki, zły i szczery” i jest autorstwa rapera o pseudonimie O.S.T.R Adama Ostrowskiego. Autobiografia, czyli wspomnienia z życia rapera przeplatają się między osiedlowymi ławkami, szkołą muzyczną, a studiem nagraniowym. Kluczowym momentem jest jednak choroba Ostrowskiego, która niemal pozbawiła go życia, a na pewno na zawsze je przewartościowała. Wspominam o tym dlatego, że zarówno w „Małym księciu”, jak i w „Brzydki, zły i szczery” jest wartość wspólna: wdzięczność, miłość i bezinteresowność. Najlepsze rzeczy w życiu i w ogóle takie, do których warto dążyć to te, których nie sposób kupić, ale zazwyczaj doceniamy i zauważamy je dopiero, wtedy kiedy je stracimy, lub jesteśmy o krok od straty. Dzieje się tak dlatego, że o pewnych rzeczach zbyt łatwo i szybko zapomnieliśmy w dorosłym życiu.


1. Życie to nie wyścig

Michael Bennett amerykański psychiatra wraz z córką Sarah Bennett komiczką napisali książkę pt. „Pieprz te uczucia”. Z tego niecodziennego połączenia zupełnie różnych charakterów powstał niezwykle zabawny antyporadnik pozwalający zrozumieć, że na pewne rzeczy nie ma się wpływu. W sposób prosty uświadamiają oni, że musimy pogodzić się z tym, że nie jesteśmy doskonali i być może nie osiągniemy w życiu nic spektakularnego. Nie odkryjemy grafenu, nie pobijemy rekordu Guinnessa i nie zapiszemy się na kartach historii. Co więcej, analiza porażek, rozstań i zawodów z przeszłości nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się teraz. A koniec końców wszyscy jesteśmy w pewnym stopniu nieudacznikami i frajerami. Kocham tę książkę jeszcze z jednego powodu. Uczy dystansu i pokazuje jak porzucić oczekiwania oraz związanych z nimi napięcia, co do siebie, innych i całego świata.

Paweł poszedł, o krok dalej, powiedział mi: „Życie to nie wyścig”. I to zdanie sprawiło, że zatrzymałam się momentalnie niczym mała dziewczynka na drodze, pośród pędzących w jednym kierunku ludzi. Uderzyło mnie to zdanie, niczym dzwon, pozostawiając po sobie echo, które nie pozwalało przestać myśleć. A ja mała dziewczynka, mentalnie dwudziestolatka, która przeżyła o wiele więcej lat, zaczęłam pytać. Jeśli życie to nie wyścig, to dlaczego wszyscy w jednym wieku kończymy szkołę i idziemy na studia i dostajemy pracę i pniemy się po szczeblach kariery? I dlaczego w jednym czasie zakładamy rodziny, kupujemy mieszkania na kredyt, albo podróżujemy? Czemu w połowie życia orientujemy się, że nie o to chodziło, ale i tak nic z tym nie robimy? Czemu tak bardzo i ciągle i stale i bez przerwy oglądamy się na innych i porównujemy z nimi?

Nie wiem jak ty, ale ja z każdym zaproszeniem ślubnym, informacją o ciąży czy kolejnymi zaręczynami, bądź kupnem następnych nieruchomości przez moich znajomych zastanawiam się jak bardzo, daleko i głęboko jestem w dupie ze swoim życiem. Życiem zwanym wyścigiem, w którym biorę udział, choć wcale się na niego nie pisałam. Na co dzień idę gdzieś obok powoli, nie zwracając na niego uwagi, ale zawsze, kiedy porównuje się z innymi wchodzę na ścieżkę współzawodnictwa i okazuje się, że większość już dobiła mety, że stoją tam daleko na podium, zbierają nagrody i na ich cześć grają fanfary.

Pewne jest jedno. Bliżej mi do głupca niż do Einsteina. Miewam momenty, w których jestem nieudacznikiem roku. To jeden z nich. A potem pojawia się chwila, w której dostaje obuchem w głowę, kiedy ktoś mówi mi, że nigdzie nie biegniemy i nie ma żadnej nagrody. Czuje jakbym odkryła nowy ląd, choć mocno stąpam po nim od wielu lat.

Nie chodzi o to, że trzeba wszystko zdobyć, osiągnąć i przeżyć jak najszybciej. Nie sposób też wiedzieć, czym jest wszystko, co warto osiągnąć i co dane jest nam przeżyć. Każdy ma inne tempo i styl poruszania się. Co więcej, w przeciwieństwie do prędkości, jedyne co powinno nadawać znaczenie to jacy jesteśmy i kto jest obok. Jeśli życie można w ogóle do czegoś porównywać, to jest to raczej wędrówka, w czasie której liczy się każdy moment, człowiek i podmuch wiatru.

Życie zatem to nie wyścig, nie liczy się tu czas, w jakim pokonujemy trasę, lecz to jak biegniemy i z kim.


2. Nie wolno się poddawać

Pamiętasz, jak byliśmy dziećmi? Dużo rzadziej poddawaliśmy się, niż będąc dorosłymi. Teraz na wszystko już szkoda czasu, pieniędzy i lat. Większości wyzwań w ogóle nie podejmujemy, bo wydaje nam się, że przeżyliśmy już tyle, że mamy prawo być pewni, że to nie warto, nie uda się i nie ma sensu. Poddajemy się w małych celach, nie mówiąc już o dużych długoterminowych przedsięwzięciach. Nie próbujemy, bo boimy się porażek, wystawienia na pośmiewisko lub utraty szacunku innych. Nie robimy nic, bo wtedy mamy pewność, że nikt nie będzie się z nas śmiał. I jeszcze jedno, chyba kluczowe: jaką właściwie mamy pewność, że to, co robimy, na pewno się uda?

Witaj w moim świecie. Zaczynam ćwiczyć, nie widzę efektów, rezygnuje, patrzę w lustro i zastanawiam się, dlaczego nie ćwiczę. Podobnie jest z językiem. Zaczynam się uczyć, nie mam możliwości sprawdzenia efektów, później wyjeżdżam za granicę, albo dostaje duży projekt i zastanawiam się, dlaczego się nie uczyłam. Zaczynam nagrywać filmy na YouTube, zniechęcam się złą jakością i tym, że nie jestem najlepsza, a później patrzę w sufit i zastanawiam się czemu właściwie nie próbować, każdy od czegoś zaczynał.

Poddaje się codziennie, mimo że będąc małą dziewczynką, niczego się nie bałam i nie potrzebowałam wiedzieć, co będzie dalej, jakie będą efekty. Nie wymagałam od siebie bycia najlepszą, po prostu chciałam to zrobić i to robiłam.

Nie rozumiem czemu i kiedy się to zmieniło. Dlaczego zawsze musimy wiedzieć, co będzie dalej i do czego to doprowadzi? Od kiedy martwimy się czymś, co nigdy się nie wydarzy? I czemu przejmujemy się tym, co pomyślą ludzie?

Poddajemy się zwykle szybciej, niż zaczynamy. Wątpimy w siebie częściej, niż wierzymy. Próbujemy sporadycznie i na chwilę.

A możemy przecież inaczej.

Poddawać się zwykle rzadziej, niż zaczynamy. Wierzyć w siebie częściej, niż wątpimy. I próbować wielokrotnie, trwając w czymś dłużej.


3. Liczy się człowiek

Liczy się, profituje, kalkuluje. W dorosłym życiu wszystko musi popłacać i przynosić zysk. Każda minuta jest na wagę złota, bo przecież czas to pieniądz. Pomysły i praca muszą procentować. Relacje powinny się zwracać. A spotkania dawać korzyść. Ewidentnie żyjemy w czasach, w których wszystko i wszyscy muszą się wzajemnie amortyzować. Nie opłaca się przecież zbyt wiele ryzykować dla ludzi, którzy nie są tego warci. Co tu dużo mówić, człowiek przestał się liczyć.

A jak byliśmy mali, to nie przeliczaliśmy innych na korzyści. Nie traktowaliśmy własnego czasu jak skarbu, którego nie możemy zmarnować. Nie kupowaliśmy sesji terapeutycznych, tylko po to, aby ktoś nas wysłuchał. Nie kalkulowaliśmy, co się opłaca, a co nie, i – co gorsza – kto się opłaca, a kto nie.

A dzisiaj można kupić zawodnika, kupić pracownika, kupić przyjaciela, kupić kochankę i kupić szacunek.

Ile razy przemykasz korytarzem, nie zauważając kolegi z pracy? Ile razy pośpiesznie robisz zakupy, nie patrząc w oczy sprzedawczyni? Ile razy nie odbierasz telefonu od koleżanki, udając zajętego? Ile razy odmawiasz drugiemu w potrzebie, bo masz ważniejsze rzeczy na głowie?

Tyle razy ile razy ci się nie opłaca. Chociaż być może było warto. Bo nie zawsze warto, to co się opłaca i nie zawsze to, co warto się opłaca.

Nie opłaca się tracić czasu, odbierając telefon od koleżanki, która ma ochotę popitolić, ale może warto i nie opłaca się też wspomóc żebraka, któremu nie wierzysz, ale może warto.

Warto przypomnieć sobie, że jedyne co naprawdę się liczy, to drugi człowiek.


4. Radość pracy

Wszystko wina edukacji. Miałeś też tak w szkole? Katarzyna, klasa „B”, numer 21, profil prawniczy, język wiodący francuski. Nie było mowy o żadnych zmianach. Musiałam tkwić w tej klasie w liceum, bez względu na logikę, bo tak mnie przypisano. Nikogo nie interesowało, że chciałam być w klasie artystycznej z językiem wiodącym angielskim. Pisałam podania, walczyłam, prosiłam, na nic się to zdało. W tej klasie jest tyle osób, a w tej ma być tyle — taka była odpowiedź. Stąd chyba moja determinacja w dorosłym życiu, aby nie godzić się na to, co dyktują inni. Dlatego właśnie jeśli jest mi źle w jakimś miejscu, wcale nie muszę tam pracować. Kiedy jacyś ludzie mnie nie akceptują, znajdę przestrzeń z takimi ludźmi, w których towarzystwie czuje się dobrze. Jeśli widzę, że się nie rozwijam, chcę to zmienić i uczyć się nowych rzeczy. Zmiana pracy jest dla mnie tak naturalna, jak zmiana sposobu ubierania się. W momencie, gdy nie czuje się komfortowo, zmieniam ubranie na bardziej wygodne.

Praca musi dawać radość. Tego powinni nauczyć nas w liceum. To nie jest kara, która jest obowiązkiem i musimy ją wykonywać, czy chcemy, czy nie. W każdej chwili możemy zmienić, to co robimy. Przebranżowić się, nauczyć nowych rzeczy, spróbować czegoś innego. Najgorsze jest jednak bezpieczeństwo. Serio, dokładnie to. Bo to do niego przyzwyczajamy się i ono winne jest naszemu zastaniu się w danym miejscu. Jeśli praca daje tylko pieniądze, to nie jest to praca, tylko niewolnictwo. Przecież jak bardzo musimy być zależni od pieniędzy, żeby połowę dnia spędzać w miejscu, które nie daje radości?

I jak głupie muszą być te pieniądze, żeby zaślepiły nasze oczy, na tyle, że nie widzimy możliwości zmiany?

Nie chcę brzmieć jak dziewczyna z wielkiego miasta, która ma duże możliwości i łatwo jej mówić. Nie łatwo ani mi mówić, ani zmieniać pracy. Ale jeszcze trudniej żyje mi się w miejscach, których nie lubię i w których nie chce być. Wszystko jest kwestią jedynie zmiany nastawienia w głowie z: „nie mogę zmienić pracy, bo…” na „mogę zmienić pracę, bo…”.


5. Miłość jest codziennie

Jak się jest małym nie zastanawia się nad istotą miłości. Nie analizuje się jej, nie myśli o tym, dlaczego ktoś nas kocha i po co ta cała miłość jest. Mały człowiek nie rozmyśla i nie rozkłada na czynniki pierwsze uczuć, których doświadcza. Bo mały człowiek żyje i odczuwa, bez zastanowienia i doszukiwania się trudności i przeszkód.

Duży człowiek natomiast naoglądał się filmów i oczekuje wielkiego wybuchu. Chce być kochany, adorowany i doceniany. Oczekuje ideału i wyjątkowych momentów. Kwiatów, pocałunków, spontanicznych, acz szczęśliwych zwrotów akcji. Namiętności, wrażliwości i zaufania. Duży człowiek możliwe, że nawet przeżył to przynajmniej raz w życiu, może nie idealnie takie, jakie sobie wyobrażał, ale jednak coś w tym było magicznego. Niekiedy też, będąc w związku nie ma fajerwerków. A duży człowiek wciąż czeka na kolejny wielki wybuch.

A miłość jest codziennie, bo miłość to doświadczanie i odczuwanie. Miłość to szef, który mówi, że jesteś wspaniały. Miłość to przyjaciele, którzy nie widzą bez ciebie świata. Miłość to chleb, który ktoś upiekł dla ciebie. Miłość to możliwość patrzenia i słuchania.

Zapomniałam, że miłość to nie jest wielki wybuch. Miłość to mikro drgania, które nie trudno przegapić czekając na wielki wybuch. A wielkie wybuchy są spektakularne, ale trwają krótko i pozostawiają po sobie zawsze duże szkody.


Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym

Czy ty, tak jak ja zapominasz, jak to jest być małym dzieckiem? Czy w pędzie codziennego życia stałeś się poważnym odpowiedzialnym dorosłym? A może porzuciłeś wszystkie marzenia z dzieciństwa, bo w dorosłym życiu nie ma na nie czasu i nie wypada?

A może jesteś dzisiaj królem z planety 325, który przekonany o swojej wyższości i władzy nad innymi zarządza całym wszechświatem? Lub może jesteś panem próżnym z planety 326, łasym na komplementy, czekającym aż inni zaczną go podziwiać? Albo może jesteś teraz pijakiem z planety 327, który pije, aby zapomnieć, że pije? Ewentualnie może jesteś wielkim bankierem z planety 328, pragnącym bogactwa za wszelką cenę? Czy też może jesteś latarnikiem z planety 329, który żyje dla celu, który przestał mieć znaczenie? Bądź może jesteś geografem z planety 330, który wierzy tylko w to, co udowodnione i policzalne?

Może jesteś piękny, mądry i wartościowy. Lub jednak brzydki, zły i szczery. Może dzisiaj nie rozumie cię świat i żadna z planet do ciebie nie należy. A może nic nie musi do ciebie należeć, bo wszystko, czego potrzebujesz już masz. A może wystarczy przypomnieć sobie, ale nie sporadycznie, nie raz na czas, nie od święta, ale codziennie, o tym aby patrzeć sercem, by każdego dnia dostrzegać to, co niewidoczne jest dla oczu.

1 170 Wyświetleń
Follow: