KOREA POŁUDNIOWA – KRAJ, W KTÓRYM MŁODOŚĆ KUPISZ NA ULICY.

Czas czytania: 8 minuty

W Korei Południowej znalazłam się za sprawą projektu, o którym wspominałam już przy okazji artykułu o Japonii. Realizując amerykański format programu telewizyjnego, dla polskiej stacji, drugim przystankiem był właśnie Seul w Korei Południowej. Kiedy wcześniej słyszałam Korea, myślałam szaleństwo, technologia (Samsung, LG, KIA) oraz niebo na pograniczu piekła zgotowanego w Korei Północnej. Kraj jednak zaczął mnie zaskakiwać jeszcze na długo przed tym, jak się tam znalazłam.

Zapraszam na spacer po Korei, w której będziesz o rok starszy, jednocześnie doświadczając śmierci, przenocujesz w najdroższym apartamencie na świecie, już nigdy nie napiszesz swojego imienia kolorem czerwonym oraz poznasz szaleństwo na punkcie muzyki K-POP. Jeszcze jedno — zapomnij o nawigacji, bo Google Maps w Korei nie istnieje.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Już za bramą domu rozciąga się inny świat. 

Korea Południowa jest jednym z najgęściej zaludnionych państw na Ziemi. Zamieszkuje ją ok. 51 mln ludzi, z których prawie połowa mieszka w Seulu. Stolica kraju to zachwycająca nowoczesna architektura z ciągłym dostępem do technologii i życiem trwającym 24 godziny na dobę. To jedno z najważniejszych i najszybciej rozwijających się ośrodków biznesowych w Azji. Korea jest na tyle rozwiniętym technologicznie krajem, że jako pierwsza wprowadziła cyfrowe podręczniki, a z Internetu można korzystać nawet podczas jazdy samochodem.

PODRÓŻ W CZASIE

Pobyt w Korei Południowej można nazwać podrożą w czasie. Nie tylko dlatego, że po przekroczeniu koreańskiej granicy zegarki trzeba przestawić o 7 godzin do przodu, ale także dlatego, że automatycznie stajemy się tam o rok starsi. Koreańczycy mają bowiem zupełnie inny system liczenia wieku. W Polsce dziecku, które przyszło na świat, nalicza się najpierw godziny, dni, miesiące, a następnie lata. W Korei każdy noworodek tuż po urodzeniu ma jeden rok. Oznacza to, że jeśli dziecko przyszło na świat 31 grudnia 2018 r., to 1 stycznia 2019 r. będzie miało już 2 lata, mimo że na świecie żyje tylko dwa dni. To pewnie jeden z powodów, dla których koreańczycy tak pielęgnują kult młodości.

BEZ MAPY

Google Maps w Korei nazywane jest pieszczotliwie aplikacją widmo. Kiedy o tym czytałam, byłam przekonana, że to bzdury, dlatego moje zdziwienie po wylądowaniu w Seulu było autentyczne. Aplikacja Google Maps po prostu zniknęła z mojego telefonu. To było trochę przerażające, zwłaszcza że czytałam wcześniej, iż niektóre teorie mówią o tym, że nawigacja Google Maps jest blokowana celowo, aby uniemożliwić północnym sąsiadom dokładniejszą inwigilację. Jedynym zastępczym rozwiązaniem jest aplikacja Never, która nie posiada nawigacji pieszej, ani rowerowej. To było bardzo uciążliwe i sprawiło, że miałam poczucie uzależnienia od map Google w telefonie. Także wdzięczność na dziś: Google Maps.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Chata zaczyna, się starzeć od płotu, a człowiek od głowy.

Cała historia związana z Koreą Południową zaczęła się jednak jeszcze w Polsce przy okazji Researchu do programu telewizyjnego. Wtedy właśnie miałam okazję, poznać Koreę szukając niestandardowych informacji na temat kraju. Przeglądałam Internet w poszukiwaniu ekstremalnych doświadczeń, jak również szalonych miejsc, które dla widza będą ciekawe. Korea już wtedy mnie zafascynowała, choć wiedziałam, że w ciągu kilku dni nie uda się zobaczyć wszystkiego. Jedną z rzeczy, na których najbardziej mi zależało było doświadczenie próbnego pogrzebu. I trochę za moim pośrednictwem bohaterowie mogli ten rytuał przeżyć.

ZOBACZYĆ SEUL I UMRZEĆ

Według statystyk, w roku 2009 w Korei Południowej skutecznych samobójstw doświadczyło 40 osób dziennie (!), z czego 30% to ludzie powyżej 65 roku życia. W 2015 roku ta liczba wyniosła 25 osób na 100 tysięcy mieszkańców. Nie bez powodu mówi się, że Korea to kraj samobójców.

Masz dość swojego życia? Nieustanny wyścig szczurów Cię wykańcza? Połóż się w trumnie! To nowy sposób walki Korei Południowej z plagą samobójstw. Taka terapia szokowa ma pomóc choremu otrząsnąć się i odzyskać radość życia. Korzystają z niej całe firmy, wysyłając do trumny swoich pracowników.

Motyw śmierci podobnie jak motyw życia towarzyszy nam nieustannie. Ale kiedy pierwszy raz o tym usłyszałam, byłam zszokowana, jednak jeśli taki sposób działa, to nie ma powodu się temu sprzeciwiać. To trochę tak jak z docenianiem rzeczy po ich utracie. Często jest tak ze zdrowiem, miłością, przyjaciółmi czy rodziną. Uważam, że autor tego pomysłu jest mistrzem świata. W sposób ekstremalny, ale jednak, dał możliwość ludziom doceniania swojego życia. Poprzez spisanie testamentu, człowiek ma możliwość zauważenia, co tak naprawdę jest ważne, jak dużo posiada i jak wiele jeszcze może zrobić. Zamknięcie w trumnie, to doświadczenie poczucia strachu i pustki, najgorsze z możliwych, ale sprawiające, że nie tego chcemy w życiu. Marzyłam o tym, żeby się tam znaleźć, żeby poczuć to miejsce i tę energię na własnym ciele. Jest to wyjątkowe, południowokoreańskie doświadczenie. Inne miejsca na świecie mają różne relacje ze śmiercią. Jednak usłyszymy w nich raczej, że należy udać się do psychologa.

Upalne popołudnie. Wraz z ekipą telewizyjną znajdujemy się w biurowcu Hyowon Healing Center w Seulu. Na czwartym piętrze jest miejsce wypełnione drewnianymi trumnami. Tej energii nie da się opisać, czuje się jakiś nieokreślony strach, ale też poczucie radości z życia, że ono jest, że ja mogę tego doświadczać. Nie mam problemu z docenianiem, ale w tym momencie jeszcze bardziej jestem wdzięczna za życie.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Aby rano zobaczyć księżyc, nie trzeba nań czekać od wieczora.  

To nie nowy projekt rakiety odrzutowej. To Signiel Seoul, operated by LOTTE Hotels & Resorts. Ale to przede wszystkim miejsce, w którym można poczuć się obrzydliwie bogatym.

Mieszczący się pomiędzy 76. i 101. piętrem wieżowca Lotte World Tower hotel Signiel Seoul oferuje 235 pokoi z panoramicznym widokiem na Seul. Ten pięciogwiazdkowy obiekt dysponuje barem serwującym szampana, wyróżnioną gwiazdką przewodnika Michelin restauracją, krytym basenem, centrum fitness i zapleczem bankietowym. Podziemne przejście łączy go bezpośrednio ze stacją metra Jamsil (linia 2 i 8). We wszystkich pomieszczeniach można korzystać z bezpłatnego szybkiego WiFi.

Cena pokoju typu Deluxe Suite z widokiem na miasto na 101 piętrze to koszt ponad 4000 zł za osobę za noc.

Widok rzeczywiście zapierający dech w piersiach. Praca w takich warunkach wydaje się być spełnieniem marzeń i była, choć teraz zrobiłabym to w innym charakterze. Jestem przekonana, że jeszcze przyjadę do tego hotelu jako gość, robiąc własne interesy w Seulu.

K-POP – SZALEŃSTWO NA POKAZ

W Stanach Zjednoczonych było Destiny’s Child i The Pussycat Dolls, w Polsce Queens, a w Wielkiej Brytanii Spice Girls. Te girlsbandy zyskały miłość setek tysięcy fanów na całym świecie. To było jednak w latach 90, potem trend zespołów minął, artyści zaczęli rozwijać swoje solowe kariery, a niektórzy całkowicie zrezygnowali z muzyki. Obecnie niesamowitą popularność i sukces zdobywają zespoły K-POP wywodzące się właśnie z Korei Południowej. Największe królowe popu sprzedają ponad 600 milionów płyt.

K-pop („k” czytamy jak „kej”) to koreański pop i połączenie tańca, electro, electropop, hip-hop i R&B, który powstał w Korei Południowej, ale rozprzestrzenił się w całej Azji (i teraz rozprzestrzenia się po całym świecie). Co istotne ta muzyka jest całkowicie zakazana w Korei Północnej pod karą pozbawienia wolności. 

Dla mnie k-pop to wysoka jakość produkcji muzyki i teledysków oraz zaskakujący trend na dziecięcą urodę, jak również promowanie wokalistów „od dziecka”. Mam na myśli wielki przemysł kryjący się za karierą młodych artystów. W Korei Południowej są specjalne bardzo drogie szkoły, które przygotowują do castingów do zespołów muzycznych. Rodzice, zamiast inwestować w intelektualny rozwój dziecka, szukają najlepszego managera. To dziwne, ale co ja tam wiem o wychowaniu albo może tak po prostu wygląda przyszłość?

Wraz z ekipą mieliśmy okazje być przy produkcji programu telewizyjnego należącego do jednego z najpopularniejszych zespołów muzycznych w gatunku K-POP MOMOLAND. Zespół pod piosenką, którą podlinkowuje obok, ma ponad 345 milionów wyświetleń. To niewyobrażalne. Więcej jednak jest szumu i na ten szum stawiają managerzy, niż to jest tak naprawdę warte. Samo spotkanie z zespołem Momoland kosztowało nas produkcyjnie kilkaset tysięcy złotych, a nie wniosło absolutnie nic.

WIECZNIE MŁODE MIASTO, KTÓRE NIGDY NIE ZASYPIA

Mam wrażenie, że ludzie w Korei Południowej są sfiksowani na punkcie wyglądu. Kliniki chirurgii plastycznej są dostępne niemal z ulicy. Można wejść, zeskanować twarz, zobaczyć jak będzie się wyglądało za 20 lat oraz jak będzie się wyglądało po zabiegu. Wszystko szybko i bezboleśnie. Są nawet poradniki i reklamy jak odjąć sobie kilka lat. Mężczyźni dodatkowo używają makijażu na co dzień. I to wydaje się być całkowicie normalne. A wszystko to, aby ludzi zaakceptowali inni ludzie, bo sami nie są w stanie tego zrobić. Tak jak ciężko jest im pogodzić się z rzeczywistością, tak trudno zaakceptować przemijanie.

Wieczorem jednak upijając w urokliwych barach, wszystko przestaje mieć znaczenie. Wiem, bo tego doświadczyłam na własnej skórze. To wszystko, co piszę wydaje się bajką, ale to projekt, który bardzo mnie stresował i był wyjątkowo trudny. Wszystko to na co amerykanie mieli ponad rok, ja musiałam wyprodukować w 2 miesiące. Przeszkodą był czas, ludzie i pieniądze. Żadne nerwy nie były tego warte. Teraz już wiem. Jednak wracając do tej nocy w urokliwym barze, to spędziłam ją z Rydią (fixerką z Seulu) oraz z Kasią Meciński, która pomagała nam zorganizować program w Japonii i Korei. Ta noc była najlepszym naładowaniem energii i nie miało znaczenia, że skończyła się nad ranem. Dopiero tej nocy poczułam się dobrze będąc wśród ludzi, z którymi mogę się śmiać i przez ten krótki moment nie oceniają mnie oraz chcą dla mnie dobrze.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Przed dobrocią i gwiazdy chylą głowę. 

Korea Południowa to kraj wielu skrajności. Mówi się, że to niebo przy piekle Korei Północnej, ale moim zdaniem nic nie jest czarno-białe. Mnóstwo tu zobaczyłam szarości, mimo że z każdej strony bije po oczach kolor. Rodzice w Seulu, mając dostęp do szerokiej wiedzy i informacji, wolą inwestować tylko w karierę taneczną i muzyczną dziecka. Kiedy w Korei Północnej dostęp do wiedzy jest ograniczony. Poprawianie wyglądu staje się tak powszechne, jak jedzenie obiadu. Kiedy w Korei Północnej podstawowe kosmetyki są niedostępne. I wreszcie docenić życie można tam, dopiero przeżywając własną śmierć. Kiedy w Korei Północnej ludzie umierają, nie wiedząc co to życie. Znowu utwierdziłam się w przekonaniu, że ludzie wszędzie są tacy sami. Pragną miłości, akceptacji i bycia potrzebnym. Tu w Seulu potrzebne jest jeszcze odrobinę dobroci, bo wszystko pędzi tak szybko, że ludzie przestają dostrzegać, że ktokolwiek jej potrzebuje.

Zapraszam do obejrzenia mojego krótkiego filmu opowiadającego o Korei Południowej. Kolejny wpis już niebawem o Indonezji. 


Hej, dużo czasu zajęła mi praca nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebookunapisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie to uzasadnienie, że moja praca ma jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.


 

1 343 Wyświetleń
Follow:

JAPONIA – KRAJ, W KTÓRYM MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ.

Czas czytania: 6 minuty

Życie czasami pisze scenariusze, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Wysyła nas w miejsca, o których nie marzyliśmy. Stawia przed nami wyzwania, którym wydaje nam się, że nie podołamy. Dostarcza emocji, na które nie jesteśmy gotowi. Podpowiada rozwiązania, na które byśmy nie wpadli. Wystarczy tylko dać się prowadzić intuicji i być otwartym na wszystko, co pojawia się na naszej drodze. Najtrudniejsze i najbardziej wymagające sytuacje mogą wtedy otworzyć oczy i poprowadzić nas dużo dalej niż granice naszych możliwości. Bo dopiero, wtedy możemy przekraczać siebie i dokonywać tego, co niemożliwe. To egzamin, który wielu ludzi oblewa, bo ściąga odpowiedzi od ludzi wokół, nie sprawdzając, czy mają taką samą grupę pytań. Życie jednak to test, w którym każdy z nas ma inny zestaw i nie zawsze są to pytania, w których wystarczy zaznaczyć a, b lub c. Nie ma klucza, w który musisz się wpisywać, a im bardziej jesteś kreatywny, tym życie staje się bardziej otwarte.


Japonia to kraj, który nie był dla mnie nigdy celem. Nie marzyłam o poznaniu jego specyficznej kultury, a jedyna wiedza, jaką miałam, ograniczała się do lekcji geografii, sporadycznym jedzeniu sushi i książek poświęconym długowieczności. Wyprawa do Japonii odłożona była na półkę „może kiedyś, raczej nigdy”. Tym bardziej wyobraźcie sobie moje zdziwienie i strach, kiedy dowiedziałam się, że właśnie tam mam wyprodukować program telewizyjny. „Nie dam rady”, „Nie znam języka”, „To będzie porażka” to tylko kilka ze zdań, które krążyły po mojej głowie. Później pojawiły się nieśmiałe „Nie wiem jak”, „To będzie katastrofa” i „Umrę w podróży”. Żeby na końcu powiedzieć „A, co mi tam”, „Nie mam nic do stracenia” i „Nadal cholernie się boje”. Miałam dwa miesiące na przygotowanie programu, który amerykanie produkowali rok. Miałam budżet na sześć odcinków, taki jak amerykanie na jeden odcinek. Miałam zerowe doświadczenie w produkcji czegokolwiek za granicą pięknej Polski. I miałam wreszcie dużo nadziei i energii, żeby zrobić to najlepiej, jak potrafię. Pamiętam jak na egzaminie do Łódzkiej Filmówki, nie odpowiedziałam dobrze na żadne pytanie, ale powiedziałam, że jestem mistrzem wykorzystywania szans i mam dużo uroku osobistego, który jest niezwykle potrzebny w pracy kierownika produkcji. Tak jak dostałam się Szkoły Filmowej, tak znalazłam się w Japonii. Kraju, który sprawił, że po powrocie wszystko się zmieniło.


Nanakorobi yaoki

Jeśli upadniesz siedem razy, wstań osiem. 

Japonia nauczyła mnie przede wszystkim podnosić się po każdej porażce i pokazała, że dam sobie radę w każdych okolicznościach. Pokazała, że na świecie nie ma żadnych barier, ani językowych, ani religijnych, ani ludzkich. Udowodniła, że kiedy jesteś dobry dla ludzi, ludzie są dobrzy dla Ciebie. I kiedy potrzebujesz pomocy, dostaniesz pomoc. Kiedy wylądowałam w Tokio, spodziewałam się głośnego, nowoczesnego miasta nie do zniesienia dla europejki. Okazało się jednak, że Tokio to cisza i spokój. Tokio to bezpieczeństwo i samotność. Tokio to autonomia. Najgłośniejsze na ulicach są samochody i turyści. Ale Tokio to też miejsce, w którym okazało się, że mimo licznej ekipy zdjęciowej z Polski, jestem zdana tylko na siebie. To, co wydawało się, że mnie złamie, dało mi siłę. Pamiętam taką sytuację, kiedy w nocy po zdjęciach sama pojechałam metrem do centrum na Shibuya Station. To był taki piękny moment, kiedy mogłam pobyć sama i miałam szansę poznać miasto. Chodziłam między wąskimi uliczkami, obserwując tłumy przechadzających się ludzi. Jedni wracali z pracy, inni wychodzili na imprezę, samotni lub w grupach, zdobywcy świata, mieszkający w stolicy najbardziej rozwiniętego technologicznie kraju na świecie. Byłam małą dziewczynką, z wielkimi worami pod oczami, po kilku dniach zdjęciowych trwających po kilkanaście godzin. Cieszyłam się każdym światełkiem, sklepem i napotkanym wzrokiem drugiego człowieka. Aż wreszcie się zgubiłam. Zgubiłam się na końcu świata, tak naprawdę, że nie wiedziałam, gdzie jestem. Wpadłam w panikę i wtedy spotkałam parę młodych Japończyków, których zapytałam o drogę do hotelu. I wiecie co? Odprowadzili mnie niemalże do pokoju, trwało to prawie pół godziny. Zostawili wszystko, co mieli zaplanowane na ten wieczór, aby pomóc obcej dziewczynie, która pochodzi z miejsca, które niewidoczne jest na ich mapie. To był naprawdę mały gest, ale na tyle duży, że nigdy go nie zapomnę.


Powiedzenie Japońskie

Jedno dobre słowo może ogrzać trzy zimowe miesiące.

Tokio było duże, nowoczesne i absurdalnie pełne ludzi, a jednak wciąż przepełnione samotnością. Mimo to czułam się tam dobrze i bezpiecznie. Następnym przystankiem w produkcji programu telewizyjnego było Kioto. Tradycyjne, bajkowe i piękne. Drapacze chmur zamienione na wiekowe zakorzenione w tradycji niskie budynki ze specyficznymi dla Japonii dachami. Nowoczesne garnitury zostały zastąpione przez klasyczne kolorowe kimona. I ludzie jakby bardziej uśmiechnięci i spoglądający w górę, w przeciwieństwie do stolicy, w której większość wzrok wlepiony miała w ziemię. Pewnego dnia, kiedy odwiedzaliśmy jedną z najstarszych świątyń buddyjskich, położonych na wzgórzu odmienił się mój świat. Suchy las, wysoka temperatura i niewielka skromna świątynia, w której stacjonowało kilka osób. W scenariuszu zaplanowane było „oczyszczenie” głównych bohaterów, ja jednak dostałam tam więcej, niż mogłam się spodziewać. Kręciliśmy tam zdjęcia prawie cały dzień, kiedy nadeszła pora obiadu okazało się, że ja nie istnieje. Wszyscy byli ważni, ale nikt absolutnie nie przejmował się mną. To takie nowe uczucie. Chciałam zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że jest mi źle, nic dzisiaj nie jadłam, wszyscy wymagają ode mnie, ale nikt nie zapyta się, czy piłam łyk wody. Ale nie miałam zasięgu, może to i dobrze, bo wtedy właśnie miałam szansę przemyśleć, na czym polega mój zawód i mogłam pełnoprawnie rozpłakać się mówiąc sobie „nigdy więcej”. Nigdy więcej nie chcę pracować na tym stanowisku, nie chcę być odpowiedzialna za wszystkich, nie chcę, aby ode mnie wymagano, aby traktowano mnie źle za cenę, która jest niewarta. Płakałam jak bóbr, kiedy trzydzieści osób jadło obiad. Siedziałam na schodach zwinięta w małą kulkę i wtedy właśnie podszedł do mnie stary Japończyk ze świątyni i mnie przytulił. Nic nie mówiąc, a raczej mówiąc coś w swoim języku, którego, mimo że nie rozumiałam, to wiem, że chciał powiedzieć „jesteś silna, będzie dobrze, dasz radę, teraz jesteś mądrzejsza o to doświadczenie”. To była scena filmowa, ja płakałam, mówiąc po polsku, a on pocieszał mnie, mówiąc po japońsku i obydwoje – wiedzieliśmy. Tak mało mi wtedy dał, a tak bardzo mi wtedy pomógł.


Powiedzenie Japońskie

Słońce nie rozróżnia między dobrymi ani złymi. Słońce ogrzewa wszystkich po równo. Kto znajduje siebie samego jest jak słońce.

Nie wiem, jaka jest Japonia, ale wiem, jakich spotkałam tam ludzi. Wewnętrznie wolnych, żyjący tu i teraz oraz bardzo troszczących się o innych. Na pierwszy rzut oka zamkniętych w sobie, a jednak otwartych na innych. Pełnych pokory i wdzięczności. Gotowych do nauki. Potężnie pokornych i doceniających życie.

Wszystko, co jest nie do zabrania z Japonii, to jej ulotność, tajemniczość, umiejętność życia z wdzięcznością i całkowita obecność w nurcie przemijania. Coś, czego my, Europejczycy, uczymy się latami, czasami nigdy nie rozumiejąc. Czego nie dostrzegamy, bo jesteśmy tak zajęci sobą, że nie sposób tego zauważyć. W Japonii zobaczyłam uosobienie krótkości życia, docenianie tego momentu, którym życie jest.

Zapraszam do obejrzenia mojego krótkiego filmu opowiadającego o Japonii. Kolejny wpis już niebawem o Korei Południowej. 


Hej, dużo czasu zajęła mi praca nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebookunapisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie to uzasadnienie, że moja praca ma jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.


 

1 128 Wyświetleń
Follow:

BERLIN – MIASTO SZCZĘŚLIWE

Czas czytania: 5 minuty

Powiedzieć, że czujesz się gdzieś jak w domu, albo, że mógłbyś tam spędzić resztę życia to mocne słowa. Zwłaszcza jeśli mówimy o gęsto zaludnionym mieście, bez dostępu do morza, niekoniecznie tryskającym ciepłym klimatem i na pewno na pierwszy rzut oka nienapawającym optymistyczną aurą. Ponadto miasto, o którym mowa obarczone jest zwłaszcza dla mojego narodu negatywną historią, a obecnie stereotypowo pełne uchodźców i naćpanych zwolenników imprez. Na domiar złego, język niemiecki wcale nie pomaga w pokochaniu stolicy tego kraju. Jak to więc możliwe, że 600 km od Warszawy, 9 godzin autokarem, 2 godziny samolotem i 4 obejrzane filmy dalej jest miejsce, które sprawia, że zakochujesz się w nim od pierwszego wejrzenia? Może to magia, a może to Berlin.


 
Julian Tuwim „Szczęście”

Nieciekaw jestem świata,
Ogromnych, pięknych miast:
Nie więcej one powiedzą,
Jak ten przydrożny chwast.
Nieciekaw jestem ludzi,
Co nauk zgłębili sto:
Wystarczy mi pierwszy lepszy,
Wystarczy mi byle kto.
I ksiąg nie jestem ciekaw
– Możecie ze mnie drwić –
Wiem ja bez ksiąg niemało
I wiem, co znaczy żyć.
Usiadłem sobie pod drzewem,
Spokojny jestem i sam –
O, Boże! O, szczęście moje!
Jakże dziękować Ci mam?

Siedzę na boisku w THEODOR-WOLF-PARK, jak mała dziewczynka, wpatrując się w mural, który daje mi radość, tylko dlatego, że jest, a ja mogę na niego patrzeć. Trochę szaleństwo, ale bardzo wdzięczność. Sobotni poranek, świeci słońce, a ja nawet nie próbuje, tylko już zaprzyjaźniam się z Berlinem.

Jestem sama, choć w tym mieście wcale nie czuję się samotna. Mimo tego, że na ulicach pustki, a miasto dopiero zaczyna się budzić. Jest chwilę po ósmej, przechodzę przez wąskie uliczki, które wyglądają trochę jak z amerykańskiego filmu, w którym główna bohaterka szuka odpowiedzi na najważniejsze pytania. I trochę tak jest, gdyby amerykański zamienić na polski, film na życie, a bohaterkę na mnie. Jestem bowiem w rozkroku, między tym, czego chcę, co wiem, a co mogę. Mam najlepszy plan, ale nie wiem jak wprowadzić go w życie. Mam możliwości, ale nie mam wiedzy. Mam energię, ale nie mam żadnych inwestycji. Mam wiarę, ale nie mam pewności. Jedna to wszystko jakby przestaje stanowić niepewność, bo miasto wzbudza we mnie jakąś nieopisaną siłę. Zabiera cały ten strach, który we mnie tkwi. Oddaje mi młodość i dziecięcą naiwność. Daje poczucie, że wszystko się uda.

„To Berlin, wiecznie młode miasto.” 
Das ist Berlin, Berlin, die ewig junge Stadt (niem.)

Wracając do filmu, uśmiecham się sama do siebie, choć na zewnątrz wygląda to pewnie zabawnie. Kupuje kawę w kartonowy kubku i zatrzymuje się przy CHECKPOINT CHARLIE, o którym już wcześniej czytałam. Przejście wiąże się historycznie z murem berlińskim, który powstał 13 sierpnia 1961, ponieważ to on właśnie dzielił miasto na dwie części. Wschodnią, kontrolowaną przez Rosjan i zachodnią – strefę wpływów aliantów: Amerykanów, Francuzów i Brytyjczyków. Zatrzymuje się na chwilę, aby poobserwować ludzi. Chwilę później idę dalej.

Kolejnym przystankiem jest HOLOCAUST-MAHNMAL, który robi na mnie ogromne wrażenie, choć nie jest żadną atrakcją turystyczną, ale pomnikiem pomordowanych Żydów Europy. Sama architektura pomnika budzi jednak tak duże doznanie, że w dobie smartfonów i youtuba, nie można mieć pretensji do ludzi, którzy szukają w nim najlepszego kadru. To miejsce jednak zmusza do refleksji, kiedy stoję pośrodku betonowych ścian, zaczynam zastanawiać się nad tym, że wszyscy kiedyś staniemy się takimi pomnikami. W niektórych ktoś będzie rzeźbił, jedne tańsze, inne wystawione do podziwiania przez przypadkowych turystów. Koniec końców wszyscy zimni i już bez możliwości wyrażenia własnego zdania. I tak sobie myślę, czemu tak często, zwłaszcza im starsza jestem, powstrzymuje się od mówienia? Głupi ludzie wmawiają mi całe życie, że milczenie jest złotem, a prawda jest taka, że rozum i język tracą właściwości nieużywane. I w którym miejscu byłby świat, gdyby reżyserzy nie mówili obrazem, pisarze tekstem, a dziennikarze słowem?

 „Ale nasz kraj, nasz naród – wszyscy czujemy się podle. Przewodzili nam przestępcy i hazardziści, a my pozwalaliśmy się prowadzić jak owce na rzeź.” Anonyma – Kobieta w Berlinie

Z tą refleksją mijam ludzi, wyglądając jak egzotyczne ptaki, którzy wręcz krzyczą swoim wizerunkiem i świetnie pasują do kolorowego miasta pełnego działających na wyobraźnię murali. Jednym spacerem odkrywam setki, tysiące ulic, niezliczoną ilość budynków, przechodzę przez miejsca niby zwyczajne, a jednak warte odwiedzin, zatrzymuje się przy BRANDENBURGER TOR.

Następnie dochodzę do bardzo klasycznego PLAC GENDARMENMARKT z katedrą Francuska (Französischer Dom) oraz budynkiem Konzerthaus Berlin z wysokimi schodami. Dalej mijam katedrę (Berliner Dom) – wyjątkową i refleksyjną. Z kolei potem dochodzę do głośnego i ruchliwego ALEXANDERPLATZ, gdzie absolutnym must have jest wejście do Primarku – dokładnie to robię.

Potem idę na szybki obiad, żeby późnym popołudniem trafić do TEUFELSBERG, miejsca, o którym, mam wrażenie zapominaja przewodniki. Może dlatego ma w sobie tyle czaru i wolności? Niemniej dojść tam jest okropnie trudno. Myślę, że około 20 kilometrów trzeba przemierzyć od metra przez las, góry, pagórki i pola, ale absolutnie warto. TEUFELSBERG to w skrócie awangardowe muzeum, wyglądają jak squat dla punków, z przepięknym widokiem na… hmm autonomię tego świata.


Powrót przez ciemny las, zwłaszcza kiedy jest noc i pada deszcz jest żadną przyjemnością, ale jakoś tak doceniam i przeżywam każdy szczegół tej trwającej jeden dzień podróży. Kończę pijąc drinka w KLUNKERKRANICH, miejscu, które jest idealnym pożegnaniem z Berlinem, a znajduje się na dachu supermarketu i ma zapierający dech w piersiach widok na miasto.

„Ponieważ nie mam nic, wszystko należy do mnie.” 
Anonyma – Kobieta w Berlinie


Spędziłam w Berlinie trzy dni. Opisałam jeden. Pokochałam to miasto na lata. Chcę wracać, chcę tam żyć, chcę zawsze tak się czuć. Mówią, że szczęście to kwestia, którą trzeba sobie ustalić w głowie, że miejsca, rzeczy czy ludzie nie mają z tym związku. I pewnie to prawda, ale czasami trzeba wyjść z domu, żeby sobie to uświadomić.

3 262 Wyświetleń
Follow:

KORFU – MŁODOŚĆ NA RAZ.

Czas czytania: 5 minuty

Planowanie podróży  przy moim trybie życia i pracy nie jest proste. Chyba, że znajdzie się na nie sposób. Dotychczas czekałam do ostatniej chwili, zadręczając się pytaniami czy będę miała projekt, czy wyjazd nie będzie kolidował ze studiami, czy dostanę urlop, a wreszcie kto będzie w stanie dostosować się do moich wszystkich niewiadomych. Teraz po prostu podejmuje decyzje, że wyjeżdżam w danym miesiącu, a życie musi samo dostosować się do moich planów.  Od dwóch lat działa perfekcyjnie. Jestem dokładnie tam gdzie chcę, widzę dokładnie to, co marzyłam zobaczyć i robię właśnie, to na co mam ochotę. Wyjazd na Korfu zaplanowałyśmy z dziewczynami, będąc jeszcze w Portugalii. Jeszcze dużo przed nami do odkrycia, aby jakiekolwiek miejsce mogło się równać z ukochaną Portugalią (w której pewnie kiedyś zamieszkam) Korfu miało jednak swoje plusy i minusy.


KORFU

DFJH7550

Grecka wyspa położona w północnej części morza Jońskiego. Średnia temperatura to 35 stopni, odczuwalna jednak wydaje się być dużo wyższa, ponieważ ma się wrażenie zerowej wilgotności. Jest po prostu upiornie gorąco, do takiego stopnia, że rzeczywiście momentami ciężko się oddycha, nawet w nocy. Miasto w którym mieszkałyśmy to Kavos, okrzyknięte małą Ibizą, czyli miejscem tętniącym życiem głównie w nocy i głównie za sprawą dużych imprez. Trafiłyśmy jednak z dziewczynami na okres, w którym grecka policja nie może się zdecydować czy chcę z tego miejsca zrobić urokliwy kurort czy głośną imprezownie. Jednego dnia zatem zamykali kluby przed dwunastą w nocy, następnego o godzinie ósmej nad ranem jeszcze trwała zabawa. Brak konsekwencji to coś z czym zmagają się Grecy od wielu lat. Jednak największym problemem tamtejszego regionu zdają się być angielscy turyści. Turyści to duże słowo, bowiem imprezowe Kavos przyciąga raczej pozbawionych dobrego stylu nastolatków z Anglii, którzy na każdym kroku potrafią negatywnie zadziwiać. Myślę, że Terencjusz przewraca się w grobie, bo jego powiedzenie: „Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce” nabiera za ich sprawą nowego znaczenia.

Docenić jednak warto świeże i dobre jedzenie, niesamowite plaże, przeźroczyste morze i piękne widoki. Warto odwiedzić Korfu, żeby zobaczyć Korfu, raczej nie jest to miejsce do powrotów i odpoczynku.


MŁODOŚĆ

LMRC1908

Mówi się, że mamy tyle lat na ile się czujemy. Mówi się też, że mamy tyle lat, na ile wyglądamy. Wiek w Grecji przestał mieć dla mnie znaczenie. Zapomniałam o roku swojego urodzenia, o tym jak odpowiedzialna muszę być w pracy i o tym jak postrzegają mnie inni na codzień. Mam wrażenie, że dopiero wtedy tak naprawdę stałam się sobą. Bez masek i norm, w które karzą nam się wpisywać. Młodość bowiem to coś, co nosimy w sercu, a im bardziej jesteśmy jej świadomi, tym bardziej ona wypływa na zewnątrz. To wyznanie, na które nie byłam przygotowana i , które przewartościowało moje patrzenie na siebie oraz innych. To jakby spojrzeć na siebie z drugiego brzegu, to uświadomienie sobie, że nie warto toczyć walki z wiekiem oszukując siebie ingerencją w swoje ciało oraz wygląd. Dużo skuteczniejsze, tańsze i długotrwałe jest pokochanie siebie, nawet jeśli ceną jest amnezja dotycząca własnego roku urodzenia. Bo czy nie lepiej jest po prostu zapomnieć ile się ma lat i żyć jakby się miało tyle ile się chcę? Lepiej. Uwierzcie. Wiem to z własnego doświadczenia.


URODATPOY3322

„Nie to jest piękne, co jest piękne, a co się komu podoba” – tytuł wiersza Jana Andrzeja Morsztyna to tylko kropla w morzu postrzegania świata. Uroda nie jest tutaj wyjątkiem. Nie da się jednak ukryć, że mamy jakiś wyrobiony kanon piękna, do którego porównujemy siebie bądź innych. Media z roku na rok nakręcają tą machinę przez różnego rodzaju rankingi urody. Choć z uporem maniaka powtarzam, że daleko mi do powszechnego kanonu to wyjazd uświadomił mi, że to kompletna bzdura. Zazwyczaj jednak musimy to od kogoś usłyszeć czy poczuć czyjeś zainteresowanie, żeby być dowartościowanym. Ze mną nie jest inaczej, ale są doświadczenia życiowe, których skutki mocno i na stałe pozostają w człowieku. W czasie tej podróży dokładnie tak było.


MILIMETRY MIŁOŚCI

BBIY6108

Zdecydowanie nie zdajemy sobie sprawy, jaką przyjemnością jest posługiwanie się własnym językiem, dopóki nie zostajemy zmuszeni do jąkania się w cudzym. Tylko co, kiedy język przestaje być barierą, bo rozumiemy się z kimś bez słów. Bo jest jakaś niewyobrażalna chemia dla której nie ma żadnych granic. Wtedy pojawiają się milimetry miłości. Bo nie znam innej definicji motylów w brzuchu, czytania sobie w myślach i kompletnej tęsknoty. Tom pojawił się znikąd, choć pochodzi z Walii. Dał mi takie niesamowite uczucie, które sprawia, ze czujesz przy kimś, że wszystko jest na swoim miejscu. Podarował mi wagon szczęścia, które dawkuje na milimetry każdego dnia.

FullSizeRender


KILOMETRY PRZYJAŹNI

{"total_effects_actions":0,"total_draw_time":0,"layers_used":0,"effects_tried":0,"total_draw_actions":0,"total_editor_actions":{"border":0,"frame":0,"mask":0,"lensflare":0,"clipart":0,"text":0,"square_fit":0,"shape_mask":0,"callout":0},"effects_applied":0,"uid":"42B1E73D-5EF4-4C5C-B838-2DFB5F21DDD1_1503497925506","entry_point":"create_flow_fte","photos_added":0,"total_effects_time":0,"tools_used":{"tilt_shift":0,"resize":0,"adjust":0,"curves":0,"motion":0,"perspective":0,"clone":0,"crop":0,"enhance":0,"selection":0,"free_crop":0,"flip_rotate":0,"shape_crop":0,"stretch":0},"width":2508,"origin":"gallery","height":3344,"subsource":"done_button","total_editor_time":21,"brushes_used":0}

Na codzień dzielą nas tysiące kilometrów. Nie możemy podać sobie ręki, kiedy któraś z nas potrzebuje pomocy. Nie znamy się na tyle długo, aby mówić o wieloletniej przyjaźni. A jednak jest między nami więź, która zdaje się być niezniszczalna. Coś takiego, co sprawia, że bez wspólnych spotkań i kontaktu, czujemy się niepełne. To może zdarzyć się tylko, wtedy, kiedy spotykają się cztery dorosłe kobiety, które dzieli praktycznie wszystko, ale doświadczenia każdej z nich są bezcenną nauką dla kolejnej. Możemy razem imprezować do rana, płakać na plaży, kłócić się przy posiłku i kompletnie się nie zgadzać, ale rozumiemy się na tyle, że nie wyobrażamy sobie jak będzie wyglądał kolejny rok bez którejkolwiek z nas. Czy to nie jest właśnie definicja przyjaźni?

KCYC5423

3 424 Wyświetleń
Follow:

Portugalia – MIEĆ TUTAJ DOM.

Czas czytania: 5 minuty

„Szczęście jest odwrotnie proporcjonalne do rozmiarów domu.” napisał Gregory David Roberts w książce pt. „Shantaram”, a ja podpisuje się pod tym obiema rękami. Podczas ostatnich podróży moim domem był fotel w autobusie, hotele, plaże, a ponad wszystko ciepło drugiego człowieka. I w tych właśnie chwilach czułam jak szczęście przeszywa moją duszę, jak rozprzestrzenia się po całym moim ciele, jak dotyka opuszków palców i zagnieżdża się w moim sercu. Nie, wtedy, kiedy ślepo biegłam doganiając moją chorą ambicję. Nie, gdy wchodziłam do sklepu kupując wszystko na co miałam ochotę. Nie, w chwili, gdy rozmawiałam z ludźmi wielkimi, których marzyłam, żeby poznać. Ale właśnie nie mając nic, poza niewygodnym kątem do spania, otaczającą mnie przyjaźnią i dobrą energią. Szczęście niczego nie oferuje, nie obiecuje, nie dba o wygodę i komfort. Szczęście nie zna kultury, nie zna narodu, nie ma koloru, akcentu ani tradycji. Nie możemy go dotknąć, zatrzymać, zamknąć w słoiku, często nie da się go nawet opisać, ale, kiedy pojawia się, po prostu wiesz, że nic nie świecie nie ma znaczenia. Poza tu i teraz.


PRZYJAŹŃ

girls-407685_1280

Przyjaciel to człowiek, który sprawia, że przy nim mogę być sobą. To ktoś, kto powoduje uśmiech na mojej twarzy. I wreszcie sprawia, że przy nim zatrzymuje się czas, a ja mogę czuć się najlepiej na świecie. Według mnie ma prawo zawodzić, mogę go nie rozumieć, możemy się nie zgadzać czy nie odzywać, ale kiedy jesteśmy razem sprawiamy, że świat staje się lepszy. Może to słaba definicja przyjaźni i jestem przekonana, że nadużywam tego określenia, ale tak właśnie chcę. Portugalia dała mi trzy przyjaciółki. Trzy dziewczyny, z którymi łączy mnie jakaś niewidzialna silna więź. To one obudziły we mnie tą wariatkę, którą starałam się ukrywać pod pozą dorosłości i odpowiedzialności. Pokazały mi, że nie musze z nikim walczyć i niczego udawać, bo jestem najlepsza, właśnie taka jaka jestem. Dały mi radość z jedzenia, wspólnego gotowania, tańca, muzyki, miłości. Przy nich nie czuje wstydu, upokorzenia, smutku, nudy. To one sprawiają, że świat staje się lepszy.

zrzut-ekranu-2017-01-07-o-21-25-11

Tak naprawdę to z Olką poznałyśmy się w Amsterdamie. Z Mają i Justyną w Paryżu. A Portugalia sprawiła tylko, że stałyśmy się nierozłączne. Zamieszkałyśmy razem przez 7 dni w pokoju z widokiem na ocean na południu Portugalii, w Lagos. Wszystkie zakochałyśmy się do szaleństwa – nie tylko w sobie. Na pewnej zakrapianej alkoholem  imprezie obiecałyśmy sobie, że w tym samym miejscu spędzimy noc sylwestrową. Choć na wstępie dziewczyny wiedziały, że ze mną kontakt jest ograniczony z powodu pracy, a ja sama byłam przekonana, że nie ma żadnych szans aby nasze postanowienie doszło do skutku. Mam bowiem pracę, zajęcia, obowiązki, ale przecież… kto ich nie ma? Z pierwszej podróży wróciłyśmy we wrześniu 2016 roku i kilka dni później zapłaciłyśmy za pobyt w grudniu. Cały czas utrzymywałyśmy kontakt i liczyłyśmy dni, kiedy znowu będziemy razem. Portugalia ponownie nas nie zawiodła, wręcz przeciwnie umocniła przekonanie, że nie tylko przeżywamy tam cudowne chwile, ale, że uwielbiamy siebie nawzajem. Już planujemy kolejny wyjazd w sierpniu bieżącego roku. Po głowie chodzi nam Ibiza, Korfu i Chorwacja, ale kto wie… może znowu wpadniemy do siebie? Bo w Portugalii zostawiłyśmy cząstkę serca i zawsze będzie jak nasz drugi dom.


MIŁOŚĆ

c5mtrwzz90a-alice-donovan-rouse

„Jedną z przyczyn dla których pragniemy miłości i tak rozpaczliwie jej szukamy jest to, że miłość to jedyne lekarstwo na samotność, wstyd i smutek. Są uczucia, które zapadają w serce tak głęboko, że tylko samotność może je znowu wyciągnąć.”  

I to właśnie Portgulia sprawiła, że znowu zaczęłam wierzyć w siebie. Zobaczyłam w sobie piękną kobietę, która może być kochana, adorowana i ceniona. Dokładnie za to jaka jest, za nic więcej. W sierpniu zakochałam się w Kevinie, z którym przetańczyłam całą noc, który dał mi mnóstwo ciepła, dobrej energii i pewności siebie. Był tylko moment, bo splot wydarzeń sprawił, że pewnie już się nie spotkamy, ale dla tych kilku godzin na parkiecie warto było przejechać tysiące kilometrów. W grudniu natomiast pojawił się Adam czyli chłopiec, który patrzył na mnie jak dawno nikt, który swoim wariactwem i szczerością skradł na moment moje serce. Chłopiec, bo Adam ma 21 lat i całe życie przed sobą, które wie, że sam musi przeżyć najlepiej jak potrafi.

Obydwaj jednak uświadomili mi, że uczucie to jest chwila i, że trzeba się nimi cieszyć jak najdłużej w momencie, kiedy trwa. Nie rozkładać na czynniki pierwsze, nie myśleć co dalej, po prostu być.


SZCZĘŚCIE

goerbmavuk0-dmitry-zelinskiy

„Przeznaczenie zawsze daje ci dwie drogi- tę, którą powinieneś pójść i tę, którą idziesz.”

Wyprawa do Portugalii to przystanki w różnych miejscach na mapie Europy. Amsterdam, Paryż, Nicea, Saint-Tropez, Madryt czy Barcelona. To odkrywanie, smakowanie, zwiedzanie, poznawanie i ładowanie baterii. To swoją obecnością uszczęśliwianie i zmienianie świata. To ocean różnych osobowości i próba charakteru. To moje patrzenie na świat i moja definicja szczęścia. To wreszcie droga, którą poszłam i powinnam pójść.

fullsizerender-3

fullsizerender-2

fullsizerender-2-kopia

fullsizerender-5

fullsizerender-6

fullsizerender-4

fullsizerender-7

fullsizerender-3-kopia

fullsizerender-2-kopia-2

 

 

 

1 583 Wyświetleń
Follow: