Jak być odpornym na stres?

Czas czytania: 4 minuty

W poprzednim wpisie opowiedziałam swoją historię dokąd doprowadził mnie stres i praca pod presją czasu. Dziś chciałabym podzielić się sposobami na stres. Wyróżnia się 8 czynników, które kształtują odporność na stres. Oto one:

????

Wrażliwość na sygnały wewnętrzne

Ważne jest aby nie przestawać obserwować siebie i swojej reakcji na zachodzące sytuacje, zwłaszcza te nerwowe i trudne.

Wskazówka: Zamknij oczy. Połóż rękę na swoim sercu i zobacz jak szybko bije. Następnie w myślach przeskanuj całe swoje ciało i prześledź co się z nim dzieje. Czy czujesz się rozluźniony czy spięty? Czy oddychasz spokojnie i głęboko czy szybko i płytko? Na ile czujesz strach lęk? Zatrzymaj się, zrozum i doświadcz tego co obecnie przeżywasz.

????

Zdolność do zwierzeń

Wyrzucaj wszystko co myślisz i czujesz do swoich najbliższych, albo nawet do obcych. Nawet jeśli są to przykre i trudne emocje. Zwierz się ludziom, którzy cię nie oceniają i nie zmienią o tobie zdania. Świetnie sprawdza się w tej roli rodzina, przyjaciele czy coach.

Wskazówka: Dobrze jest też zapisywać emocje i odczucia. Później można je przeczytać bez obawy, że coś umknie i zagnieździ się głęboko w organiźmie.

Twardość

Silna osobowość to nie jest bycie w ciągłej gotowości do walki. To zaangażowanie w relacje, przekonanie dotyczące kontroli nad własnym życiem i wyborami oraz traktowanie nowych sytuacji jako wyzwania, a nie problemy.

Wskazówka: Zadaj sobie pytania: Czy moje relacje z innymi są dobre? Czy jestem z nich zadowolony? Co dobrego otrzymuje dzięki nim? Czy jestem świadom że mam wpływ na swoje życie? Czy wiem, że mogę podjąć wybór? Czy nowe sytuacje traktuje jako ciekawe wyzwania? Czy mam świadomość tego, że sobie poradzę? A następnie zamień odpowiedzi w afirmacje, czyli zdania, które z Tobą zostaną w trudnych sytuacjach.

????

Asertywność

Brak asertywności prowadzi do stresu, złości i konfliktów. Czasami tych najgorszych, czyli wewnętrznych. Nauczenie się mówić „nie” to dbałość o własne potrzeby i swobodne wyrażanie własnego zdania. Zostało udowodnione, że osoby asertywne mają silniejszy układ odpornościowy i są zdrowsze.

Wskazówka: Kiedy kolejny raz zgodzisz się na coś bez zgody ze sobą spróbuj taki wybór przeanalizować. Oceń co zahamowało cię przed odmową? Wypisz korzyści z asertywnego zachowania w tej sytuacji. Wyobraź sobie, że ta sytuacja dzieje się po raz kolejny i odmów. Jak się czujesz? Zapamiętaj to uczucie i wyobraź je sobie przy kolejnej trudnej sytuacji związanej z postawą asertywną.

????

Budowanie związków opartych na miłości

Niewiele tu trzeba dodawać. Związki oparte na bezinteresownej miłości, to źródło szczęścia, zdrowia i rozwoju. Sama chęć bycia w takiej relacji jest budująca.

????

Zdrowe pomaganie

Osoby, które pomagają innym mają dużo lepsze relacje ludźmi, doświadczają poczucia sensu, są bardziej pogodni i zdrowsi.

Wskazówka: Zaangażuj się w pomoc innym. Wpłać kilka złotych na fundację – można tutaj. Warto poczuć na własnej skórze siłę wolontariatu. Możliwości pomaganie jest wiele. Skorzystaj z tego, a sam zyskasz.

????

Złożoność JA

Równowaga jest odpowiedzią na każde pytanie dotyczące zdrowia. Medycyna wschodu mówi o tym od 5000 tysięcy lat, a my nadal nie umiemy zachować proporcji. Badania psychologiczne dowodzą, że ludzie, którzy angażują się w różne obszary swojego życia i rozwijają różne aspekty osobowości są zdrowsi, bardziej szczęśliwi i mają wyższą samoocenę.

Wskazówka: Świetnie sprawdza się tutaj zasada 3×8: 8 godzi snu, 8 godzin pracy, 8 godzin rozwój własny, dbanie o swoją kondycje fizyczną i psychiczną, relacje, przyjemności i relaks. Tak niewiele, a tak wiele.

֍

Uważność

To nic innego, jak bycie tu i teraz, ale nie takie powierzchowne, jakie ja uprawiałam dotychczas, ale takie naprawdę głębokie. To jest skupienie się na jednej rzeczy, którą się robi w danym momencie. Jeśli jest to rozmowa z przyjacielem, to zachowywanie się tak jakby nic, poza tym człowiekiem nie istniało. Jeśli jest to nauka, to zrezygnowanie z wszystkich rozpraszaczy. Jeśli są to ćwiczenia, to jesteś tylko ty i twoje ciało.

Wskazówka: Polecam przeczytać wspaniałą książkę „Gdziekolwiek jesteś: bądź” Kabat-Zinn Jon. Teraz jest okazja i można kupić komuś pod choinkę.


1 446 Wyświetleń
Follow:

Umiejętność pracy w stresie i pod presją czasu.

Czas czytania: 7 minuty

Image

POSŁUCHAJ

Byłam w tym miejscu nieraz. Byli tam też moi przyjaciele i znajomi. Prawdopodobnie byłeś tam też ty, a jak nie to na pewno będziesz. To stres i presja czasu w pracy. Kiedy wchodziłam na swoją ścieżkę zawodową, byłam przekonana, że tak musi być i tak zawsze będzie. Nie mogło być inaczej, gdy już w szkole na podstawach przedsiębiorczości mówiono nam, że to obowiązkowy wpis w CV. Nikt jednak nie mówił nam wtedy, czym jest praca w stresie, jak się na nią przygotować, jak sobie z nią radzić i jak potem przyjść do domu i o niej zapomnieć. Nikt nie przygotował nas do ciągłego życia w stresie poza pracą i nikt nie powiedział, że życie pod presją czasu jest szkodliwe dla zdrowia.

Czuje się zobowiązana o tym napisać, bo to moja rzeczywistość zawodowa i droga, które doprowadziły mnie do blokady emocji i syndromu „życzę miłego dnia” spowodowały ból nie do zniesienia. A wiem, że czyta mnie sporo młodych osób, które dopiero wkraczają na ścieżkę zawodową i tacy, którzy są w nieustannym jej trakcie, więc jeśli możecie uczyć się na moich błędach — zróbcie to dla własnego dobra i zdrowia.


Jak działa stres?

Zacznijmy więc od początku, czyli od tego, czego w szkołach się nie mówi: od stresu.

Stres (z angielskiego stress ‘naprężenie’) to stan obciążenia systemu regulacji psychicznej powstający w sytuacji zagrożenia, utrudnienia lub niemożności realizacji ważnych dla człowieka celów, zadań, wartości. Typowymi czynnikami wywołującymi stan stresu są: zdarzenia zagrażające życiu i zdrowiu, sytuacje stwarzające zagrożenie dla poczucia własnej wartości, wysoki stopień trudności zadań stojących przed człowiekiem, utrata poczucia wpływu (kontroli) na przebieg wydarzeń, występowanie zakłóceń (przeszkód) w celowej aktywności, sytuacje deprywacji (pozbawienia różnych wartości lub obiektów, które są niezbędne dla normalnego funkcjonowania człowieka).

Z tej prostej definicji wynika, że stres jest największym wrogiem naszego organizmu, ale już umiejętność pracy w stresie jest chwalonym i docenianym wyzwaniem. Ciekawe prawda? Niemniej prawdą jest też, że stres jest naturalnym, stałym czynnikiem naszego życia. Człowiek nieustannie znajduje się pod działaniem stresu. Jak powiedział badacz stresu, Hans Selye: Całkowita wolność od stresu to śmierć. Czyli tak źle i tak niedobrze? Ale… Selye wyróżnia dwa rodzaje stresu:

  • dystres – przykry, powodujący nadmierne obciążenia organizmu, powodujący zmęczenie, wyczerpanie a dalej choroby psychosomatyczne /czyli jako reakcja organizmu soma na psychikę/, trwałe uszkodzenia organizmu, a nawet śmierć.
  • eustres – mobilizujący pozytywnie do działania i radzenia sobie ze stresem, wykorzystujący zasoby jednostki i sprzyjający jej rozwojowi.

I teraz znowu czy naszemu pracodawcy chodzi o eustres, czyli stres dodający nam sił i pozwalający na adaptację do trudnych warunków, a co za tym idzie — rozwój. Czy jednak ma na myśli dystres, czyli taki, który spowoduje nadmierne obciążenia organizmu i zmęczenie?


Jak zabiłam swoje emocje?

Zawsze byłam bardzo ambitną i nastawioną na cel dziewczyną. Wiecie taką, która nie zatrzymuje się, nie użala nad sobą i walczy. Nigdy nie było dla mnie zadań, celów i oczekiwań nie do zrealizowania. Dzięki mojej wrodzonej elastyczności dopasowywałam się do warunków, niczym kameleon, a w dodatku nigdy nie zawodziłam, byłam empatyczna, a mimo to praca była wykonana. Jak nie lubić takiego współpracownika czy szefa? Pewnie dlatego nie miałam problemów ze znalezieniem pracy. Z racji charakteru i predyspozycji dobrze czułam się na stanowiskach kierowniczych. Lubiłam odpowiedzialność i pracę z zespołem. Umiejętność pracy w stresie i pod presją czasu stały się moją codziennością. W związku z tym, że byłam zawsze skrupulatna i perfekcyjna moi pracodawcy często to wykorzystywali, narzucając mi więcej obowiązków, a ja wykonywałam je jak silna pszczółka, która zrobi wszystko, aby udowodnić, jaka jest pracowita i wspaniała.

Praca była często całym moim życiem. To ona definiowała szczęście i moją wartość. Pracowałam po kilkanaście godzin dziennie bez przerwy kilkanaście dni. Nie mogę winić za to moich pracodawców, bo zazwyczaj byli to sprytni ludzie. Mogę jedynie winić siebie, że nie byłam dla siebie najważniejsza, zawsze było coś bardziej istotnego. A to praca właśnie, a to projekt, a to studia, a to związek. Wszystkiemu poświęcałam się na 150% a sobie tylko na 10%.

Nie to jednak jest najważniejsze. To, co doprowadziło mnie do bólu psychosomatycznego to zgoda na hamowanie prawdziwych emocji. Co ciekawe jako dziecko nigdy tego nie robiłam. Byłam dziewczynką krnąbrną, mającą swoje zdanie i niebojącą się mówić o tym głośno. Nigdy nie musiałam nikogo grać ani zakładać żadnych masek. Myślę, że jeszcze w korporacji zachowywałam swoją twarz. Byłam bardzo sobą i często przez to wpadałam w kłopoty. Bo czasem coś za dużo powiedziałam, walczyłam o zespół, z systemem i z procedurami. Wchodząc na swoją wymarzoną ścieżkę pracy w produkcji filmowej, zaczęłam się dostosowywać, bo tak bardzo zależało mi, aby się utrzymać. Jeśli potrzebowałeś Kasi „non stop uśmiech” miałeś dokładnie taką. Jeśli potrzebowałeś Kasi „zadaniowej” – była taka właśnie. Jak chciałeś mieć Kasię „mistrza negocjacji” – proszę bardzo. Wchodziłam w rolę jak w masło, w końcu mam dyplom aktora.


Jak przestało mnie boleć?

Wpadłam w pułapkę oczekiwania „emocjonalnej dyspozycyjności”. Od pracowników w mojej branży oczekuje się zazwyczaj okazywanie nieustającego entuzjazmu, zainteresowania i dobrego nastroju, co nie zawsze jest w zgodzie z prawdziwymi emocjami przeżywanymi przez pracownika. Dochodzi do fałszowania i blokowania prawdziwych emocji, co z kolei wymaga sporego wysiłku. Mówi się już o tzw. syndromie „Życzę Miłego Dnia”, którego konsekwencją jest spadek odporności, częstsze infekcje i przeziębienia, zaniżona samoocena, depresja czy rozdrażnienie. Sytuacja ta związana jest również z pełnieniem funkcji kierowniczej i związane z tym nadmierne oczekiwania i wymagania otoczenia. Napięcie może wynikać z odpowiedzialności — tak za realizację powierzonych zadań, jak i za podwładnych oraz z często pojawiającej się sprzeczności między orientacją na wyniki a orientacją na stosunki międzyludzkie.

To jest dokładnie mój kejs. Nic dodać, nic ująć. Co ciekawe nigdy tak tego nie odbierałam i nigdy tak tego nie czułam. Byłam silna, zmotywowana i świetna w tym, co robię. Aż do momentu, kiedy ponad rok temu zaczął mnie boleć kręgosłup po prawej stronie na wysokości łopatki. Leczyłam go od zewnątrz wieloma sposobami. Naturalnie fizjoterapeuta, ćwiczenia i masaże. Byłam nawet u świetnego kręgarza. Niestety jednak nic nie pomagało. Ból był powracający, kłujący i promieniujący.

Dopiero kiedy poszłam do ajurwedyjskiego lekarza, dowiedziałam się, że mój ból nie wynika z zewnątrz tylko z wewnątrz, a dokładnie z mojego układu nerwowego, który ma zblokowane przez lata emocje. Doktor powiedział również, że obrałam złą ścieżkę życiową i że powinnam z niej zrezygnować, jeszcze zanim powiedziałam mu, co robię i że właśnie rezygnuje. Na pytanie, kiedy przestanie mnie boleć, lekarz odpowiedział, że jak wyjdę z pokoju. Pomyślałam, że to niemożliwe, na co on powiedział, że mi obiecuje. I wierzcie lub nie, ale dokładnie tak się stało. Następnego dnia, kiedy ból powrócił, zrobiłam 20-minutową medytację przekształcania emocji i ból minął. Cud? No nie, po prostu odpuszczenie i pozwolenie na dobre oraz złe emocje.

Jako ciekawostkę powiem, że moja mama wiele lat temu miała wylew spowodowany blokowaniem emocji. Lekarz, który ją wypisywał, bo cudem wyszła z tego bez śladu powiedział, że jeśli nie zacznie wyrażać emocji, to następnym razem umrze.


Umiejętność pracy w stresie i pod presją czasu to nie są cechy, które nabywa się wraz z narodzinami. Nie są to też umiejętności, które powinny weryfikować to, czy nadajemy się do danej pracy. Wzbudzanie presji takimi oczekiwaniami jest moim zdaniem destrukcyjne i krzywdzi drugiego człowieka. Według mnie dużo lepiej sprawdza się spokojne podejście pracodawcy i otwartość na to, jaki jest drugi człowiek. Byłam świadkiem różnych zachowań w pracy. Słyszałam o pracy u projektanta, w której nie można było trzymać kubka z herbatą na biurku albo o takiej, w której źle patrzono, jak idziesz do toalety i odrywasz się od pracy. Są prace, w których jako narzędzie motywacyjne wykorzystuje się krzyk i strach. Bywają różne miejsca pracy i różni ludzie tworzący te miejsca, to na pewno się nie zmieni. Ale tym, co warto zmienić, jest dbanie o siebie. O swój komfort, czas, szczęście i spokój w pracy.

Ja czuje się teraz jak mały motyl. Mam trochę nadszarpnięte skrzydła i odrobinę matowe kolory, ale dość siły, aby być piękną, barwną i unosić się wysoko. Wybrałam nową drogę, choć nie wiem, czy dobrą. Nie chcę dzisiaj o tym myśleć, jestem gotowa na wyzwania, jakie da mi życie. Na własnych zasadach bez złego stresu i bez presji czasu. To już wiem.

2 754 Wyświetleń
Follow:

Bali – nieodkryty Raj

Czas czytania: 7 minuty

Piszę ten artykuł dwa lata po powrocie z Indonezji. Mam w sobie teraz dużo dystansu i z pewnością jestem inną osobą, niż wtedy, kiedy pierwszy raz byłam na Bali w pracy. Pozostał jednak we mnie sentyment do tego miejsca, które nie pozwala o sobie zapomnieć i podpowiada, że powinnam tam wrócić. Bez pośpiechu i bez obowiązków, tylko z ciekawością i otwartą głową.


W PRACY

Bali było ostatnim przystankiem w mojej miesięcznej podróży zawodowej. Produkując program telewizyjny „Lepiej późno, niż wcale” zaczynaliśmy od mistycznej Japonii, przez szaloną Koree Południową, kończąc na rajskiej wyspie Bali. Cała podróż to był obłęd. Szaleńcze tempo i zewsząd pojawiające się wyzwania nie dawały momentu, aby zwolnić. W poprzednich wpisach o Japonii i Korei dowiesz się, z czym musiałam się mierzyć. Dziś opowiem jak to wyglądało na Bali, czyli w krainie czarów, magii i rytuałów, gdzie wszystko się może zdarzyć i zdarzyło.

Naszym fixerem, czyli opiekunem, wsparciem, a mówiąc wprost, Aniołem był Adam Piotrowski z Far Horizon. To on zabrał nas w miejsca, których nie ma w przewodnikach.

Na Bali mieszkaliśmy w Ubud bardzo blisko centrum. To był nasz punkt wyjściowy do innych podróży.


Pierwszy dzień to było przywitanie Króla. Mimo że na Bali nie sprawuje on władzy, to cieszy się wielkim szacunkiem wśród ludu. Ciekawostką jest, że na Bali praktykuje się poligamię, czyli Król może mieć kilka żon, miał natomiast jedną wybrankę. Król zaprosił naszych bohaterów na kolacje, ale my jako ekipa też mogliśmy spróbować tych specjałów. Co ciekawe na Bali bardzo często je się ręką, ale musi być to prawa ręka, bo lewa uznawana jest za nieczystą. Ogromna uroczystość pokazała jak życzliwi i gościnni są Balijczycy.

Kolejnym wyzwaniem dla bohaterów było nurkowanie, na które ja jako kierownik produkcji nie jechałam. Wtedy zajmowałam się organizowaniem telekomunikacji dla wszystkich. Musieliśmy używać specjalnych balijskich kart telefonicznych, tak wychodziło najtaniej. Ekipa była na miejscu cały dzień, więc to był też mój czas na spacer. To był tylko moment, w którym mogłam na spokojnie podziwiać naturę, wejść do kawiarni czy pójść na słynny balijski masaż. Jeden dzień, który pozwolił złapać oddech.

Następne miejsce to małpi las. Przepiękny park, w którym raj mają makaki. Mogą biegać swobodnie, a od wejścia czuć, że to ich królestwo. Zdaje się, jakby one dyktowały warunki i od nich zależało, jak blisko można podejść. Makaki są bardzo podobne do ludzi. Troskliwie opiekują się małymi, nie dając możliwości na podejście i skrzywdzenie. Krzyczą i atakują, jeśli coś im się nie spodoba. A na ogół są zabawne i  uśmiechnięte. Makaki wykorzystują też każdą okazję na dodatkowe przekąski od turystów, mając świadomość, że trzeba kuć żelazo, póki gorące.

Potem odbywała się joga na desce, którą wykonuje się na wodzie. To dużo trudniejsza joga, niż każda inna, bo bardzo ciężko utrzymać się w pozycji z powodu braku stabilizacji. Nie byłam niestety tego świadkiem, choć sama jestem pewna, że spróbuje takiej jogi w przyszłości.

Dużym przeżyciem była dla mnie Świątynia Tirta Taman Mumbul, w której dokonuje się oczyszczenia. Balijczycy wierzą bowiem, że woda jest jednym z najsilniejszych żywiołów i dzięki niej można oczyścić nie tylko ciało, ale także duszę. Według nich ludzkie ciało ma 11 „słoniowych otworów” – dwie gałki oczne, dwie dziurki nosa, dwie dziurki uszu, usta, pępek, cewka moczowa, otwór przewodu pokarmowego i jeden na skórze w okolicy dłoni, pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. W trakcie ceremonii należy modlić się do swojego Boga o zachowanie równowagi w ciele. Sam rytuał wygląda tak, że pije się wodę ze źródła, następnie zanurza się w nim głowę i modli przy 11 źródłach.

Tego samego dnia wieczorem w ciemnym oddalonym od wszystkiego buszu poznaliśmy Mepantigan, czyli tradycyjną sztukę walki łączącą w soboie taekwondo, capoire, kickboxing i judo, ale również balijski taniec. Walkę w basenie na polu ryżowym odbywali bohaterowie programu. Niestety nie zakończyła się ona szczęśliwie, bo Władysław Kozakiewicz doznał poważnej kontuzji kolana. Szczęście w nieszczęściu to, że produkcja była ubezpieczona i podróżował z nami lekarz niezastąpiony Łukasz Durajski. Niestety medycyna na Bali jest na bardzo niskim poziomie, dlatego kontuzja mogła być leczona dopiero po powrocie w Polsce.

Kolejny dzień to wodospady Aling Aling. Na wyspie jest mnóstwo bajecznych wodospadów, które zapierają dech w piersiach. Aling Aling to jedno z najbardziej popularnych miejsc, w których ludzie przełamują swój strach, skacząc do wody. Pierwszy pułap to 5 metrów, drugi to 10 metrów. Osobiście myślę, że woda to silny żywioł, z którym nie można zadzierać, inni wyzwanie traktowali jako akt odwagi. Ja niestety po skoku na Korfu wiem, że to nie zabawa dla mnie, podziwiam jednak odwagę.

W trakcie realizacji tych zdjęć też miałam trochę czasu na podziwianie oraz odkrywanie. Czułam się w tym lesie, jakbym powróciła do korzeni, miałam ochotę zatrzymać się i medytować. Marzyłam aby czas choć na chwilę się zatrzymał. Było czyste powietrze, dźwięki natury, czuć było wilgoć od wody i byłam tylko ja. Obiecałam sobie wtedy, że wrócę do tego miejsca.

Tego dnia wydarzyła się jeszcze jedna mistyczna sytuacja: wizyta u Szamana. Szamani na Bali nazywani są Balianam, mówi się, że uzdrawiają i doradzają duchowo. Swoją posługę pełnią za dary, czasami nawet w postaci kury. My spotkaliśmy się z Jero Dana jednym z najsłynniejszych na Bali Szamanów. Z jego usług korzysta prezydent Indonezji i gubernatorzy kraju. Kilka osób z ekipy zdecydowało się spotkać z Szamanem, ja jednak byłam całkowicie przeciwna. Lubię, że życie jest zaskakujące, że nie wiem, co się wydarzy, uważam, że rzeczy, które mogłabym usłyszeć, sugerowałyby mi wybory. Dziś jednak dwa lata później spotkałabym się porozmawiać z Szamanem.

Kolejnego dnia pojechaliśmy na pola ryżowe do wioski Jatiluwih — miejsce wpisane w 2012 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tam, poznaliśmy łowce i badacza węży Rona Lilleya. Mieszkańcy wzywają go do usuwania węży, które pojawiły się u nich w domach. A jest ich sporo. Na Bali żyje 46 gatunków węży, a kolejne 16 zamieszkuje morza wokół wyspy. Jest kilka gatunków, które potrafią ukąsić śmiertelnie. Mieliśmy do czynienia w programie z wężem, który zabija zaledwie w godzinę, a jego ukąszenie powoduje, że przestajemy oddychać i zatrzymuje nam się serce. Widzieliśmy też węża, który zabija w ciągu trzech dni. Jak to w życiu bywa, nic jednak nie jest czarno białe. Węże mają też swoje dobre strony. Wąż zbożowy jest na polach bardzo użyteczny, gdyż zabija dwa szczury dziennie. A szczury to największy szkodnik pól, ich duża ilość może zniszczyć 1/3 upraw ryżu. A ryż to główny posiłek Balijczyków. Uprawia się go na Bali prawie od 2000 tysięcy lat.

Ostatni punkt balijskiej podróży to królewski hotel Royal Pita Maha. Hotel ten jest jednym z najlepszych na wyspie, pewnie dlatego, że ma niesamowity widok na tropikalne lasy. My jako ekipa nie spaliśmy tam, choć chciałabym kiedyś spędzić w tym miejscu jedną noc. Doba w hotelu waha się od 1500 zł do nawet 5000 zł za noc. Hotel jest pięciogwiazdowy, ma najlepsze jedzenie i z każdej strony widok na naturę.

Jest kilka miejsc na świecie, które pragnę zobaczyć. To zdecydowanie Indie, Stany Zjednoczone, Skandynawia (Norwegia, Szwecja, Dania, Finlandia) i właśnie Indonezja. Dlatego, że 14 tysięcy kilometrów od Polski jest miejsce przepełnione naturą, ciepłem i dobrą energią. Mimo że za pierwszym razem nie było mi dane w spokoju tego doświadczyć.


WOLNO

Pamiętam, jak mój szef zaproponował mi kolejny projekt zagraniczny, wymieniając kraje, w których każdy marzy, aby znaleźć się przynajmniej raz w życiu: Kapsztad, Izrael, Gwatemala, Jordania, Tajlandia czy Meksyk. Brzmi jak bajka. Praca polegająca na produkcji video nie ma jednak nic wspólnego z bajką, z podróżowaniem, z odkrywaniem nowych miejsc. To raczej wyścig z czasem, budżetem i innymi ludźmi. Zrezygnowałam, choć wielu uważało wtedy, że jestem głupia, że dostałam szansę, że mogę zwiedzać kraje, a jeszcze będą mi za to płacić. Jestem bardzo wdzięczna za szansę, którą dostałam, mogąc wykonywać mój zawód w odległych miejscach. Czuje się wyróżniona, że to mi zaufano i zaproponowano taką możliwość. Mówi się jednak, że podróże zmieniają, że nie wraca się z nich już tą samą osobą i ja też nie wróciłam. Kiedyś byłam pierwsza na mecie, zawsze musiałam wygrywać, byłam szybka i nie do zatrzymania, a dziś już nie chce brać udziału w wyścigach, chcę spacerować, zatrzymywać się, obserwować, cieszyć i być wdzięczną za każdy szczegół, który będzie mi dane zobaczyć. Dlatego marzę, aby wrócić na Bali i odkryć je w rytmie slow.

1 195 Wyświetleń
Follow:

KOREA POŁUDNIOWA – KRAJ, W KTÓRYM MŁODOŚĆ KUPISZ NA ULICY.

Czas czytania: 8 minuty

W Korei Południowej znalazłam się za sprawą projektu, o którym wspominałam już przy okazji artykułu o Japonii. Realizując amerykański format programu telewizyjnego, dla polskiej stacji, drugim przystankiem był właśnie Seul w Korei Południowej. Kiedy wcześniej słyszałam Korea, myślałam szaleństwo, technologia (Samsung, LG, KIA) oraz niebo na pograniczu piekła zgotowanego w Korei Północnej. Kraj jednak zaczął mnie zaskakiwać jeszcze na długo przed tym, jak się tam znalazłam.

Zapraszam na spacer po Korei, w której będziesz o rok starszy, jednocześnie doświadczając śmierci, przenocujesz w najdroższym apartamencie na świecie, już nigdy nie napiszesz swojego imienia kolorem czerwonym oraz poznasz szaleństwo na punkcie muzyki K-POP. Jeszcze jedno — zapomnij o nawigacji, bo Google Maps w Korei nie istnieje.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Już za bramą domu rozciąga się inny świat. 

Korea Południowa jest jednym z najgęściej zaludnionych państw na Ziemi. Zamieszkuje ją ok. 51 mln ludzi, z których prawie połowa mieszka w Seulu. Stolica kraju to zachwycająca nowoczesna architektura z ciągłym dostępem do technologii i życiem trwającym 24 godziny na dobę. To jedno z najważniejszych i najszybciej rozwijających się ośrodków biznesowych w Azji. Korea jest na tyle rozwiniętym technologicznie krajem, że jako pierwsza wprowadziła cyfrowe podręczniki, a z Internetu można korzystać nawet podczas jazdy samochodem.

PODRÓŻ W CZASIE

Pobyt w Korei Południowej można nazwać podrożą w czasie. Nie tylko dlatego, że po przekroczeniu koreańskiej granicy zegarki trzeba przestawić o 7 godzin do przodu, ale także dlatego, że automatycznie stajemy się tam o rok starsi. Koreańczycy mają bowiem zupełnie inny system liczenia wieku. W Polsce dziecku, które przyszło na świat, nalicza się najpierw godziny, dni, miesiące, a następnie lata. W Korei każdy noworodek tuż po urodzeniu ma jeden rok. Oznacza to, że jeśli dziecko przyszło na świat 31 grudnia 2018 r., to 1 stycznia 2019 r. będzie miało już 2 lata, mimo że na świecie żyje tylko dwa dni. To pewnie jeden z powodów, dla których koreańczycy tak pielęgnują kult młodości.

BEZ MAPY

Google Maps w Korei nazywane jest pieszczotliwie aplikacją widmo. Kiedy o tym czytałam, byłam przekonana, że to bzdury, dlatego moje zdziwienie po wylądowaniu w Seulu było autentyczne. Aplikacja Google Maps po prostu zniknęła z mojego telefonu. To było trochę przerażające, zwłaszcza że czytałam wcześniej, iż niektóre teorie mówią o tym, że nawigacja Google Maps jest blokowana celowo, aby uniemożliwić północnym sąsiadom dokładniejszą inwigilację. Jedynym zastępczym rozwiązaniem jest aplikacja Never, która nie posiada nawigacji pieszej, ani rowerowej. To było bardzo uciążliwe i sprawiło, że miałam poczucie uzależnienia od map Google w telefonie. Także wdzięczność na dziś: Google Maps.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Chata zaczyna, się starzeć od płotu, a człowiek od głowy.

Cała historia związana z Koreą Południową zaczęła się jednak jeszcze w Polsce przy okazji Researchu do programu telewizyjnego. Wtedy właśnie miałam okazję, poznać Koreę szukając niestandardowych informacji na temat kraju. Przeglądałam Internet w poszukiwaniu ekstremalnych doświadczeń, jak również szalonych miejsc, które dla widza będą ciekawe. Korea już wtedy mnie zafascynowała, choć wiedziałam, że w ciągu kilku dni nie uda się zobaczyć wszystkiego. Jedną z rzeczy, na których najbardziej mi zależało było doświadczenie próbnego pogrzebu. I trochę za moim pośrednictwem bohaterowie mogli ten rytuał przeżyć.

ZOBACZYĆ SEUL I UMRZEĆ

Według statystyk, w roku 2009 w Korei Południowej skutecznych samobójstw doświadczyło 40 osób dziennie (!), z czego 30% to ludzie powyżej 65 roku życia. W 2015 roku ta liczba wyniosła 25 osób na 100 tysięcy mieszkańców. Nie bez powodu mówi się, że Korea to kraj samobójców.

Masz dość swojego życia? Nieustanny wyścig szczurów Cię wykańcza? Połóż się w trumnie! To nowy sposób walki Korei Południowej z plagą samobójstw. Taka terapia szokowa ma pomóc choremu otrząsnąć się i odzyskać radość życia. Korzystają z niej całe firmy, wysyłając do trumny swoich pracowników.

Motyw śmierci podobnie jak motyw życia towarzyszy nam nieustannie. Ale kiedy pierwszy raz o tym usłyszałam, byłam zszokowana, jednak jeśli taki sposób działa, to nie ma powodu się temu sprzeciwiać. To trochę tak jak z docenianiem rzeczy po ich utracie. Często jest tak ze zdrowiem, miłością, przyjaciółmi czy rodziną. Uważam, że autor tego pomysłu jest mistrzem świata. W sposób ekstremalny, ale jednak, dał możliwość ludziom doceniania swojego życia. Poprzez spisanie testamentu, człowiek ma możliwość zauważenia, co tak naprawdę jest ważne, jak dużo posiada i jak wiele jeszcze może zrobić. Zamknięcie w trumnie, to doświadczenie poczucia strachu i pustki, najgorsze z możliwych, ale sprawiające, że nie tego chcemy w życiu. Marzyłam o tym, żeby się tam znaleźć, żeby poczuć to miejsce i tę energię na własnym ciele. Jest to wyjątkowe, południowokoreańskie doświadczenie. Inne miejsca na świecie mają różne relacje ze śmiercią. Jednak usłyszymy w nich raczej, że należy udać się do psychologa.

Upalne popołudnie. Wraz z ekipą telewizyjną znajdujemy się w biurowcu Hyowon Healing Center w Seulu. Na czwartym piętrze jest miejsce wypełnione drewnianymi trumnami. Tej energii nie da się opisać, czuje się jakiś nieokreślony strach, ale też poczucie radości z życia, że ono jest, że ja mogę tego doświadczać. Nie mam problemu z docenianiem, ale w tym momencie jeszcze bardziej jestem wdzięczna za życie.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Aby rano zobaczyć księżyc, nie trzeba nań czekać od wieczora.  

To nie nowy projekt rakiety odrzutowej. To Signiel Seoul, operated by LOTTE Hotels & Resorts. Ale to przede wszystkim miejsce, w którym można poczuć się obrzydliwie bogatym.

Mieszczący się pomiędzy 76. i 101. piętrem wieżowca Lotte World Tower hotel Signiel Seoul oferuje 235 pokoi z panoramicznym widokiem na Seul. Ten pięciogwiazdkowy obiekt dysponuje barem serwującym szampana, wyróżnioną gwiazdką przewodnika Michelin restauracją, krytym basenem, centrum fitness i zapleczem bankietowym. Podziemne przejście łączy go bezpośrednio ze stacją metra Jamsil (linia 2 i 8). We wszystkich pomieszczeniach można korzystać z bezpłatnego szybkiego WiFi.

Cena pokoju typu Deluxe Suite z widokiem na miasto na 101 piętrze to koszt ponad 4000 zł za osobę za noc.

Widok rzeczywiście zapierający dech w piersiach. Praca w takich warunkach wydaje się być spełnieniem marzeń i była, choć teraz zrobiłabym to w innym charakterze. Jestem przekonana, że jeszcze przyjadę do tego hotelu jako gość, robiąc własne interesy w Seulu.

K-POP – SZALEŃSTWO NA POKAZ

W Stanach Zjednoczonych było Destiny’s Child i The Pussycat Dolls, w Polsce Queens, a w Wielkiej Brytanii Spice Girls. Te girlsbandy zyskały miłość setek tysięcy fanów na całym świecie. To było jednak w latach 90, potem trend zespołów minął, artyści zaczęli rozwijać swoje solowe kariery, a niektórzy całkowicie zrezygnowali z muzyki. Obecnie niesamowitą popularność i sukces zdobywają zespoły K-POP wywodzące się właśnie z Korei Południowej. Największe królowe popu sprzedają ponad 600 milionów płyt.

K-pop („k” czytamy jak „kej”) to koreański pop i połączenie tańca, electro, electropop, hip-hop i R&B, który powstał w Korei Południowej, ale rozprzestrzenił się w całej Azji (i teraz rozprzestrzenia się po całym świecie). Co istotne ta muzyka jest całkowicie zakazana w Korei Północnej pod karą pozbawienia wolności. 

Dla mnie k-pop to wysoka jakość produkcji muzyki i teledysków oraz zaskakujący trend na dziecięcą urodę, jak również promowanie wokalistów „od dziecka”. Mam na myśli wielki przemysł kryjący się za karierą młodych artystów. W Korei Południowej są specjalne bardzo drogie szkoły, które przygotowują do castingów do zespołów muzycznych. Rodzice, zamiast inwestować w intelektualny rozwój dziecka, szukają najlepszego managera. To dziwne, ale co ja tam wiem o wychowaniu albo może tak po prostu wygląda przyszłość?

Wraz z ekipą mieliśmy okazje być przy produkcji programu telewizyjnego należącego do jednego z najpopularniejszych zespołów muzycznych w gatunku K-POP MOMOLAND. Zespół pod piosenką, którą podlinkowuje obok, ma ponad 345 milionów wyświetleń. To niewyobrażalne. Więcej jednak jest szumu i na ten szum stawiają managerzy, niż to jest tak naprawdę warte. Samo spotkanie z zespołem Momoland kosztowało nas produkcyjnie kilkaset tysięcy złotych, a nie wniosło absolutnie nic.

WIECZNIE MŁODE MIASTO, KTÓRE NIGDY NIE ZASYPIA

Mam wrażenie, że ludzie w Korei Południowej są sfiksowani na punkcie wyglądu. Kliniki chirurgii plastycznej są dostępne niemal z ulicy. Można wejść, zeskanować twarz, zobaczyć jak będzie się wyglądało za 20 lat oraz jak będzie się wyglądało po zabiegu. Wszystko szybko i bezboleśnie. Są nawet poradniki i reklamy jak odjąć sobie kilka lat. Mężczyźni dodatkowo używają makijażu na co dzień. I to wydaje się być całkowicie normalne. A wszystko to, aby ludzi zaakceptowali inni ludzie, bo sami nie są w stanie tego zrobić. Tak jak ciężko jest im pogodzić się z rzeczywistością, tak trudno zaakceptować przemijanie.

Wieczorem jednak upijając w urokliwych barach, wszystko przestaje mieć znaczenie. Wiem, bo tego doświadczyłam na własnej skórze. To wszystko, co piszę wydaje się bajką, ale to projekt, który bardzo mnie stresował i był wyjątkowo trudny. Wszystko to na co amerykanie mieli ponad rok, ja musiałam wyprodukować w 2 miesiące. Przeszkodą był czas, ludzie i pieniądze. Żadne nerwy nie były tego warte. Teraz już wiem. Jednak wracając do tej nocy w urokliwym barze, to spędziłam ją z Rydią (fixerką z Seulu) oraz z Kasią Meciński, która pomagała nam zorganizować program w Japonii i Korei. Ta noc była najlepszym naładowaniem energii i nie miało znaczenia, że skończyła się nad ranem. Dopiero tej nocy poczułam się dobrze będąc wśród ludzi, z którymi mogę się śmiać i przez ten krótki moment nie oceniają mnie oraz chcą dla mnie dobrze.


POWIEDZENIE KOREAŃSKIE

Przed dobrocią i gwiazdy chylą głowę. 

Korea Południowa to kraj wielu skrajności. Mówi się, że to niebo przy piekle Korei Północnej, ale moim zdaniem nic nie jest czarno-białe. Mnóstwo tu zobaczyłam szarości, mimo że z każdej strony bije po oczach kolor. Rodzice w Seulu, mając dostęp do szerokiej wiedzy i informacji, wolą inwestować tylko w karierę taneczną i muzyczną dziecka. Kiedy w Korei Północnej dostęp do wiedzy jest ograniczony. Poprawianie wyglądu staje się tak powszechne, jak jedzenie obiadu. Kiedy w Korei Północnej podstawowe kosmetyki są niedostępne. I wreszcie docenić życie można tam, dopiero przeżywając własną śmierć. Kiedy w Korei Północnej ludzie umierają, nie wiedząc co to życie. Znowu utwierdziłam się w przekonaniu, że ludzie wszędzie są tacy sami. Pragną miłości, akceptacji i bycia potrzebnym. Tu w Seulu potrzebne jest jeszcze odrobinę dobroci, bo wszystko pędzi tak szybko, że ludzie przestają dostrzegać, że ktokolwiek jej potrzebuje.

Zapraszam do obejrzenia mojego krótkiego filmu opowiadającego o Korei Południowej. Kolejny wpis już niebawem o Indonezji. 


Hej, dużo czasu zajęła mi praca nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebookunapisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie to uzasadnienie, że moja praca ma jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.


 

1 342 Wyświetleń
Follow:

JAPONIA – KRAJ, W KTÓRYM MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ.

Czas czytania: 6 minuty

Życie czasami pisze scenariusze, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Wysyła nas w miejsca, o których nie marzyliśmy. Stawia przed nami wyzwania, którym wydaje nam się, że nie podołamy. Dostarcza emocji, na które nie jesteśmy gotowi. Podpowiada rozwiązania, na które byśmy nie wpadli. Wystarczy tylko dać się prowadzić intuicji i być otwartym na wszystko, co pojawia się na naszej drodze. Najtrudniejsze i najbardziej wymagające sytuacje mogą wtedy otworzyć oczy i poprowadzić nas dużo dalej niż granice naszych możliwości. Bo dopiero, wtedy możemy przekraczać siebie i dokonywać tego, co niemożliwe. To egzamin, który wielu ludzi oblewa, bo ściąga odpowiedzi od ludzi wokół, nie sprawdzając, czy mają taką samą grupę pytań. Życie jednak to test, w którym każdy z nas ma inny zestaw i nie zawsze są to pytania, w których wystarczy zaznaczyć a, b lub c. Nie ma klucza, w który musisz się wpisywać, a im bardziej jesteś kreatywny, tym życie staje się bardziej otwarte.


Japonia to kraj, który nie był dla mnie nigdy celem. Nie marzyłam o poznaniu jego specyficznej kultury, a jedyna wiedza, jaką miałam, ograniczała się do lekcji geografii, sporadycznym jedzeniu sushi i książek poświęconym długowieczności. Wyprawa do Japonii odłożona była na półkę „może kiedyś, raczej nigdy”. Tym bardziej wyobraźcie sobie moje zdziwienie i strach, kiedy dowiedziałam się, że właśnie tam mam wyprodukować program telewizyjny. „Nie dam rady”, „Nie znam języka”, „To będzie porażka” to tylko kilka ze zdań, które krążyły po mojej głowie. Później pojawiły się nieśmiałe „Nie wiem jak”, „To będzie katastrofa” i „Umrę w podróży”. Żeby na końcu powiedzieć „A, co mi tam”, „Nie mam nic do stracenia” i „Nadal cholernie się boje”. Miałam dwa miesiące na przygotowanie programu, który amerykanie produkowali rok. Miałam budżet na sześć odcinków, taki jak amerykanie na jeden odcinek. Miałam zerowe doświadczenie w produkcji czegokolwiek za granicą pięknej Polski. I miałam wreszcie dużo nadziei i energii, żeby zrobić to najlepiej, jak potrafię. Pamiętam jak na egzaminie do Łódzkiej Filmówki, nie odpowiedziałam dobrze na żadne pytanie, ale powiedziałam, że jestem mistrzem wykorzystywania szans i mam dużo uroku osobistego, który jest niezwykle potrzebny w pracy kierownika produkcji. Tak jak dostałam się Szkoły Filmowej, tak znalazłam się w Japonii. Kraju, który sprawił, że po powrocie wszystko się zmieniło.


Nanakorobi yaoki

Jeśli upadniesz siedem razy, wstań osiem. 

Japonia nauczyła mnie przede wszystkim podnosić się po każdej porażce i pokazała, że dam sobie radę w każdych okolicznościach. Pokazała, że na świecie nie ma żadnych barier, ani językowych, ani religijnych, ani ludzkich. Udowodniła, że kiedy jesteś dobry dla ludzi, ludzie są dobrzy dla Ciebie. I kiedy potrzebujesz pomocy, dostaniesz pomoc. Kiedy wylądowałam w Tokio, spodziewałam się głośnego, nowoczesnego miasta nie do zniesienia dla europejki. Okazało się jednak, że Tokio to cisza i spokój. Tokio to bezpieczeństwo i samotność. Tokio to autonomia. Najgłośniejsze na ulicach są samochody i turyści. Ale Tokio to też miejsce, w którym okazało się, że mimo licznej ekipy zdjęciowej z Polski, jestem zdana tylko na siebie. To, co wydawało się, że mnie złamie, dało mi siłę. Pamiętam taką sytuację, kiedy w nocy po zdjęciach sama pojechałam metrem do centrum na Shibuya Station. To był taki piękny moment, kiedy mogłam pobyć sama i miałam szansę poznać miasto. Chodziłam między wąskimi uliczkami, obserwując tłumy przechadzających się ludzi. Jedni wracali z pracy, inni wychodzili na imprezę, samotni lub w grupach, zdobywcy świata, mieszkający w stolicy najbardziej rozwiniętego technologicznie kraju na świecie. Byłam małą dziewczynką, z wielkimi worami pod oczami, po kilku dniach zdjęciowych trwających po kilkanaście godzin. Cieszyłam się każdym światełkiem, sklepem i napotkanym wzrokiem drugiego człowieka. Aż wreszcie się zgubiłam. Zgubiłam się na końcu świata, tak naprawdę, że nie wiedziałam, gdzie jestem. Wpadłam w panikę i wtedy spotkałam parę młodych Japończyków, których zapytałam o drogę do hotelu. I wiecie co? Odprowadzili mnie niemalże do pokoju, trwało to prawie pół godziny. Zostawili wszystko, co mieli zaplanowane na ten wieczór, aby pomóc obcej dziewczynie, która pochodzi z miejsca, które niewidoczne jest na ich mapie. To był naprawdę mały gest, ale na tyle duży, że nigdy go nie zapomnę.


Powiedzenie Japońskie

Jedno dobre słowo może ogrzać trzy zimowe miesiące.

Tokio było duże, nowoczesne i absurdalnie pełne ludzi, a jednak wciąż przepełnione samotnością. Mimo to czułam się tam dobrze i bezpiecznie. Następnym przystankiem w produkcji programu telewizyjnego było Kioto. Tradycyjne, bajkowe i piękne. Drapacze chmur zamienione na wiekowe zakorzenione w tradycji niskie budynki ze specyficznymi dla Japonii dachami. Nowoczesne garnitury zostały zastąpione przez klasyczne kolorowe kimona. I ludzie jakby bardziej uśmiechnięci i spoglądający w górę, w przeciwieństwie do stolicy, w której większość wzrok wlepiony miała w ziemię. Pewnego dnia, kiedy odwiedzaliśmy jedną z najstarszych świątyń buddyjskich, położonych na wzgórzu odmienił się mój świat. Suchy las, wysoka temperatura i niewielka skromna świątynia, w której stacjonowało kilka osób. W scenariuszu zaplanowane było „oczyszczenie” głównych bohaterów, ja jednak dostałam tam więcej, niż mogłam się spodziewać. Kręciliśmy tam zdjęcia prawie cały dzień, kiedy nadeszła pora obiadu okazało się, że ja nie istnieje. Wszyscy byli ważni, ale nikt absolutnie nie przejmował się mną. To takie nowe uczucie. Chciałam zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że jest mi źle, nic dzisiaj nie jadłam, wszyscy wymagają ode mnie, ale nikt nie zapyta się, czy piłam łyk wody. Ale nie miałam zasięgu, może to i dobrze, bo wtedy właśnie miałam szansę przemyśleć, na czym polega mój zawód i mogłam pełnoprawnie rozpłakać się mówiąc sobie „nigdy więcej”. Nigdy więcej nie chcę pracować na tym stanowisku, nie chcę być odpowiedzialna za wszystkich, nie chcę, aby ode mnie wymagano, aby traktowano mnie źle za cenę, która jest niewarta. Płakałam jak bóbr, kiedy trzydzieści osób jadło obiad. Siedziałam na schodach zwinięta w małą kulkę i wtedy właśnie podszedł do mnie stary Japończyk ze świątyni i mnie przytulił. Nic nie mówiąc, a raczej mówiąc coś w swoim języku, którego, mimo że nie rozumiałam, to wiem, że chciał powiedzieć „jesteś silna, będzie dobrze, dasz radę, teraz jesteś mądrzejsza o to doświadczenie”. To była scena filmowa, ja płakałam, mówiąc po polsku, a on pocieszał mnie, mówiąc po japońsku i obydwoje – wiedzieliśmy. Tak mało mi wtedy dał, a tak bardzo mi wtedy pomógł.


Powiedzenie Japońskie

Słońce nie rozróżnia między dobrymi ani złymi. Słońce ogrzewa wszystkich po równo. Kto znajduje siebie samego jest jak słońce.

Nie wiem, jaka jest Japonia, ale wiem, jakich spotkałam tam ludzi. Wewnętrznie wolnych, żyjący tu i teraz oraz bardzo troszczących się o innych. Na pierwszy rzut oka zamkniętych w sobie, a jednak otwartych na innych. Pełnych pokory i wdzięczności. Gotowych do nauki. Potężnie pokornych i doceniających życie.

Wszystko, co jest nie do zabrania z Japonii, to jej ulotność, tajemniczość, umiejętność życia z wdzięcznością i całkowita obecność w nurcie przemijania. Coś, czego my, Europejczycy, uczymy się latami, czasami nigdy nie rozumiejąc. Czego nie dostrzegamy, bo jesteśmy tak zajęci sobą, że nie sposób tego zauważyć. W Japonii zobaczyłam uosobienie krótkości życia, docenianie tego momentu, którym życie jest.

Zapraszam do obejrzenia mojego krótkiego filmu opowiadającego o Japonii. Kolejny wpis już niebawem o Korei Południowej. 


Hej, dużo czasu zajęła mi praca nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebookunapisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie to uzasadnienie, że moja praca ma jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.


 

1 128 Wyświetleń
Follow: