ZAWSZE TAK

Czas czytania: 7 minuty

Pamiętacie taką komedię z Jimem Carreyem pt. „Jestem na tak”? Prosta ckliwa historia opowiadająca o czterdziestoletnim mężczyźnie, który pracuje w banku, unika wyjść ze znajomymi i ogólnie w życiu jest zawsze na „nie” lub „nie wiem”. Kiedy pewnego dnia przypadkowo spotyka szalonego kumpla z dawnych lat, który opowiada mu o tym, jak to każdego dnia „jest na tak”, główny bohater postanawia odmienić swoje życie, także będąc otwartym na wszystko i odpowiadając „TAK” na każdą propozycję. Film pomimo tego, że jest banalny i może nie jest mistrzostwem tego gatunku to oprócz tego, że bawi do łez, to niesie również za sobą przesłanie, które porusza i pozostaje w pamięci.

Wiele jest filmów o podobnym przesłaniu, powstało mnóstwo genialnych książek, piosenek, podcastów czy wykładów, a wokół wciąż jest mnóstwo ludzi, których największą maksymą życiową wydaje się być „Jestem na nie”. Dlaczego? Zadaje sobie pytanie, bo to ostatnio temat, którego nie potrafię zrozumieć. Jak można być zdrowym, żyć w świecie pełnym możliwości, z dostępem online do każdej możliwej książki, płyty czy filmu, mogąc robić absolutnie wszystko ze swoim dwunastogodzinnym dniem, a jednocześnie cały czas odmawiać, negować i być zamkniętym?


Zawsze NIE

Zacznę od „Nie mam czasu”, bo to moja ulubiona wymówka. Nikt nie może jej podważyć, nikt nie może zajrzeć do mojego „dziennego czasomierza” i sprawdzić, czy mówię prawdę, nikt wreszcie nie może mnie oceniać, bo to moje życie i mój czas. Przyczyna idealna, zawsze działa. Bo kto normalny powie ci, że może źle organizujesz swój czas i może źle planujesz swój dzień, a w ogóle to przestań mówić, że nie masz czasu, bo powtarzając to, jak mantrę nigdy nie będziesz go miał. Pamiętam jak któregoś dnia, mój bardzo mądry wujek Franek udzielił mi rady, która zmieniła moje postrzeganie czasu. Wujek jest radcą prawnym kochającym swoją pracę, ma ukochaną żonę, dzieci, wnuki i dom nad samym morzem. Zdobył wszystko, czego pragnął. Można go niewątpliwie nazwać człowiekiem, który osiągnął w swoim życiu sukces. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że ciężko się do mnie dodzwonić, zawsze jestem zajęta i rzadko mogę tak po prostu pogadać. Wiele lat temu, zaraz po mojej przeprowadzce do Warszawy wujek Franek próbował się do mnie dodzwonić wielokrotnie, kiedy wreszcie oddzwoniłam, opowiadając mu, że nie mam czasu, że jestem bardzo zajęta, że uczę się, pracuje i w ogóle brakuje mi dnia. Wujek ze swą wrodzoną cierpliwością powiedział wtedy: „Wiesz Kasia ludzie, którzy mówią, że nie mają czasu, nigdy go nie będą mieć, po prostu nie chcą, bo jeśli ludzie czegoś chcą, to wyobrażają sobie, że to mają. Czas odpłaca się tym, jak go szanujesz i jak umiesz go wykorzystać”. Ja dwudziestoletnie pomyślałam wtedy: „Nieźle, nie dość, że tak dużo robię, to jeszcze dostaje za to ochrzan”. Ale przez kolejne dni nie dawało mi to spokoju, aż do dnia, w którym rozpisałam mój dzień na godziny i minuty. Okazało się wtedy, że czasu mam dużo, ale organizacji żadnej. Wszystko działo się poza mną i jakoś szło. Tylko ja czołgałam się wtedy w żółwim tempie, a mogłam biec jak antylopa. Doznałam olśnienia i zaczęłam najzwyczajniej w świecie planować własny czas. Stało się to odkryciem mojego życia, całkowitą miłością do własnego czasu i szacunkiem dnia. Czy zatem nie używam określenia „Nie mam czasu”? A gdzie tam! Łapię się na tym czasami, ale teraz już wiem, że to nie wina czasu, ale moja. I wracając do tych normalnych ludzi, co ci nigdy nie powiedzą. Kochany czytelniku, jeżeli używasz stwierdzenia „Nie mam czasu” to najpewniej źle organizujesz swój czas, źle planujesz swój dzień i przestań mówić to, jak Matrę, bo nigdy nie będziesz go miał.

Przejdźmy do drugiej na podium wymówki życiowej. Panie i Panowie oto „Jestem zmęczony”. Takie to życie widzisz ciężkie. Takie ono trudne i nieprzewidywalne. Praca, studia, własna firma, ślub, dziecko, przyjaciele, kłopoty w domu, rachunki, egzaminy, psujące się samochody, niedziałające komputery, kredyty, złe wiadomości, głośne miasta, niezdrowe jedzenie mogłabym wymieniać w nieskończoność trudy i znoje życia. Naszego życia. Każdy z nas się z tym mierzy. I mierzył się Benjamin Franklin i Albert Einstein, Adam Mickiewicz i Matka Teresa, Whitney Houston i Jan Sebastian Bach, Katarzyna Stefańska i Ty. Wszyscy mamy dużo na głowie, wszyscy mamy problemy, wszyscy mamy zobowiązania i wszyscy musimy sobie z tym radzić. „Jestem zmęczony” to powód, który ani nie pomaga, ani nic nie zmienia, wręcz przeciwnie przytłacza i podobnie jak z powodem wyżej, jeśli będziemy go bez przerwy powtarzać, wejdzie nam w nawyk. Nie powinieneś być zmęczony, kiedy jesteś wdzięczny. Gdy cieszyć się życiem i każdym dniem. Kiedy otaczasz się ludźmi, którzy chcą i mogą zmieniać świat. Zacznijmy może mieć czas i czuć się dobrze. Na pytanie: „Jak tam?” Dla odmiany odpowiedzmy: „Świetnie, mój dzień jest dobry, mam czas”. Tylko kto normalny tak robi, prawda?


NIE zawsze TAK

Są także te powody, które weszły nam w krew od czasów szkolnych, nadal świetnie się sprawdzając w dorosłym życiu. Jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni, że nawet nie robi na nas wrażenia, jak ludzie nadużywają tych zwrotów. Usprawiedliwiamy innych, no bo ręka do góry, komu nie zdarzyło się ich użyć.

Wspaniałe „Nie da się” – no bo po co miałoby się dawać? Pamiętam, jak pracowałam w sieci komórkowej Play. Rozczulało mnie wtedy, jak przychodzili klienci z problemami technicznymi, które naturalnie naprawialiśmy i mówili: „A wie pani, że w innym salonie powiedziano mi, że tego się nie da zrobić.” Moja babcia powtarzała zawsze, że nie da, to się parasola w tyłku rozłożyć. To jest najprawdziwsza z prawd, jaką w życiu słyszałam. Nie przyjmuje w swoim życiu, że się czegoś nie da, bo wiele razy okazało się, że jeśli się za czymś idzie, to cały świat ci może mówić, że się nie da, a ty to zrobisz. Mogę z czegoś zrezygnować, nie zdążyć, poddać się, uznać, że gra niewarta jest świeczki, ale nigdy nie mam prawa mówić, że czegoś „nie da się”.

Urocze „Nie umiem” – czy będziesz mnie teraz mnie przekonywać, że powinienem wszystko umieć? Bulshit Kaśka! Spokojnie zaczekaj, nie chodzi o to, żeby nie używać stwierdzenia „Nie umiem”, bo każdy z nas czegoś nie umie, ja może nawet nie umiem więcej rzeczy, niż ty umiesz. To bardzo prawdopodobne. Jednak mam na myśli odrzucanie jakiegoś tematu bez podjęcia próby poznania go i spróbowania. Jeśli to zrobiłeś i nie umiesz, to masz racje — nie umiesz. Ale jeśli nigdy nie zajmowałeś marketingiem, nigdy nie próbowałeś malować, nigdy nie skakałeś wzwyż, nigdy nie miałeś aparatu fotograficznego w ręce, nigdy nie robiłeś zastrzyku, to nigdy się nie dowiesz, że tego nie umiesz i za każdym razem jak mówisz mi, że tego nie umiesz, to odbierasz sobie szansę i możliwość nauczenia się tego.

Perfekcyjne „Następnym razem”. To piękna kraina. Są tam kolorowe jednorożce, różowe niebo i niebieska trawa. Wielu z nas lubi tam dryfować, nie wymaga to przecież żadnej pracy i wysiłku. „Następnym razem” to miejsce, które nie istnieje. To się nie wydarzy. To nie ma sensu. Odkładanie na później to cecha większości nas, bo jesteśmy przekonani, że kiedyś przyjdzie jakiś lepszy moment, wena, energia czy dobra pogoda. Wiecie jak, to jest, z weną w pisaniu? Nie wiem, co to jest, bo dopóki nie siądę na tyłku i nie zacznę pisać, to się po prostu nie wydarzy. Mam wrażenie, że ze wszystkim tak jest, popraw mnie, jeżeli jest inaczej.

Cudowne „Po co mi to?”. To dewiza ludzie nieciekawych świata. Po co mam czytać durne książki, mówiące jak żyć? Może po to, żeby wiedzieć jak żyć, albo lepiej po to, żeby wiedzieć, jak nie żyć. Lub po to, żeby stwierdzić, że to głupie i bezwartościowe? Chyba że robisz to na podstawie okładki lub cytatów w internecie. Po co mam się uczyć nowych rzeczy? Na przykład obsługi social mediów. Przecież od tego są ludzie, ja się na tym nie znam, ja tylko obserwuje. Albo, po co mam się uczyć o planowaniu, skoro zawsze byłam niezorganizowana, taka już jestem. Po co mam wiedzieć jak zbudowany jest człowiek, skoro nie jestem lekarzem? Tak można ze wszystkim i wszystko pozostanie zagadką.

Nie zapominajmy również o niezastąpionych: „To jest trudne”, „To się nie uda”, „Nie jestem w tym specjalistą”.

Od wszystkich tych, towarzyszących nam na codzień wymówek jedyną uczciwą jest „Nie chcę mi się”, bo jesteśmy przynajmniej w stanie przyznać przed sobą i innymi jak jest naprawdę.


GDYBY TAK

A gdyby tak, zamienić „nie” na „tak”. Gdyby od dziś zapomnieć o tych wszystkich wpajanych nam regułach i wymówkach. Żyć tak, jak babcia Tereska, żeby nie istniało „nie da się”. A każde „Nie umiem”, „To jest trudne”, „To się nie uda” i „Po co mi to” zamienić na „Spróbuje”, „Co mi szkodzi?”, „Nic nie tracę”. Wziąć do serca radę od wujka Franka i już nigdy nie mówić „Nie mam czasu”. Wyobraź sobie świat, w którym czujesz się dobrze, mając na wszystko czas. Świat, w którym wiesz, czym to wszystko jest i jak to wszystko zmieścić w dniu, tygodniu, miesiącu i roku. Takie życie w którym „Jestem na tak”, doceniając każdą możliwość, którą podsuwa mi życie, każde wyzwanie, z jakim mogę się mierzyć i każde spotkanie, które może stać się wspaniałym momentem. Bo tak naprawdę, to nikt z nas nie wie ile jeszcze mamy czasu i jak łaskawy okaże się czas i nikt z nas nie wie, czy nie jest w jakiejś dziedzinie mistrzem świata, bo wiemy tylko tyle, ile nas sprawdzono i jakie granice sami sobie stawiamy.

1 386 Wyświetleń
Follow:

7 MYŚLI, KTÓRE NAS TRUJĄ

Czas czytania: 7 minuty

Często skupiamy się na swoich słabych stronach i nieprzyjemnych emocjach, takich jak lęk czy poczucie winy. Nie doceniamy tych mocnych stron, nie dostrzegamy przyjemnych stanów. Jesteśmy mistrzami w krzywdzeniu samych siebie. Umiemy robić to bezbłędnie. Potrafimy być dla siebie największymi krytykami. Nikt inny nie ma na tyle tupetu i bezczelności, aby stojąc przed lustrem powiedzieć sobie: „jestem beznadziejny, brzydki, nikt mnie nie lubi i nic w życiu nie osiągnąłem”. A to ma tak mocne działanie, jak najgorszy narkotyk. Trucizna krążąca we krwi. Paskudne prowadzące do chorób myśli, bo to one są odpowiedzialne za działanie największego i najdoskonalszego narządu, jaki posiadamy – mózgu. Nasz organizm jest najdoskonalszym stworzonym komputerem, potrafi sam się uzdrawiać, przeciwdziałać zagrożeniem, na które go narażamy i walczyć z trucizną, którą go karmimy. Do czasu. Dlatego poznajcie 7 myśli, które nas trują, aby już nigdy nie narażać swojego organizmu na niebezpieczeństwo.


1. MYŚLENIE CZARNO-BIAŁE

Albo jestem super, albo do niczego. Obecny brak sukcesu oznacza całkowitą porażkę. Nie ma dla mnie nic, poza tak lub nie.

Życie jest pełne szarości. Właściwie nic nie jest białe albo czarne. Sukces zawsze opatrzony jest wysiłkiem i potężną ilością błędów. Porażka to tylko przystanek, z którego powinniśmy czerpać, bo czasami, kiedy się przewrócimy, warto sobie poleżeć i odpocząć. Naładować baterię. Rozejrzeć się dookoła. Wszyscy jesteśmy super, nie znam ludzi do niczego.


2. WYGÓROWANE STANDARDY

Muszę być doskonały, zawsze należy być pierwszym, nie wolno popełniać błędów.

Dobrze mieć ambicje, bo ona sprawia, że mierzymy wysoko i przekraczamy własne granice, ale powiem Wam coś w tajemnicy — nigdy nie byłam doskonała. Zawsze bardzo chciałam, ale albo nie było czasu, albo był ktoś lepszy, albo nic nie szło tak, jak sobie zaplanowałam. W szkole byłam dziewczyną, która raczej miała trójki. W konkursach recytatorskich zajmowałam trzecie miejsce. A w aktorskiej dowiedziałam się, że nie mam szans na scenę, bo moje oczy cały czas się śmieją. Pieprzyć doskonałość! Zrobione, oddane, zrealizowane, zaliczone, zamknięte jest lepsze niż doskonałe, bo to się wydarzyło i ty to osiągnąłeś.


3. GENERALIZOWANIE

Nigdy nic mi się nie udaje, zawsze się mylę, nikt mnie nie lubi.

A my przecież doszliśmy, gdzie jesteśmy i osiągnęliśmy, to co mogliśmy i poradziliśmy sobie ze wszystkimi napotkanymi problemami, więc jakie mamy prawo twierdzić, że NIGDY. I kto dał nam przyzwolenie, aby wobec siebie używać słowa ZAWSZE. Oraz przypomnijmy sobie wszystkich spotkanych na swojej drodze ludzi i z ręką na sercu zastanówmy się, czy możemy powiedzieć NIKT. Będą momenty bolesne i te najszczęśliwsze w życiu, i ani nigdy, ani zawsze nie ma recepty jak się w trakcie nich zachować, ale kiedy one się pojawiają, jest blisko ktoś, kto nie chciałby dowiedzieć się, że ktoś myśli o nim nikt.


4. PORÓWNYWANIE SIĘ Z INNYMI


Ona jest ładniejsza, on jest mądrzejszy, oni są wysportowani, ona więcej zarabia, on ma rodzinę, oni zwiedzają świat, ona umie kilka języków.

To moja ulubiona trująca myśl. Głównie dlatego, że walczę z nią od zawsze. Porównywanie się z innymi to najprostszy sposób, żeby dostrzec własne słabości, przecież pośród milionów ludzi zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, piękniejszy, mający więcej szczęścia. Moje życie jednak zawsze w takich chwilach dosadnie mnie doświadcza. Kiedy narzekam na swoje włosy, chciałabym mieć gęste, grube i długie, to spotykam kogoś, kto nie ma ich w ogóle. Jak denerwuje się, że moje nogi są grube i mają cellulit, to napotykam człowieka bez nóg. W momencie, gdy myślę o tym, że nie jestem hollywoodzką pięknością, życie stawia przede mną ścianę, karząc mi docenić niesamowite zdrowie. Zawsze wtedy spoglądam w niebo i mówię: OK! Już nigdy nie będę! Jeśli tobie życie nie daje znaków, to zamień każde „on jest” na „ale ja”.


5. KATASTROFIZOWANIE

To się nie da, nie ma szans, na pewno będzie źle.

Tutaj też byłabym hipokrytką, nie przyznając się, że poza byciem niepoprawną optymistką, zdarzało mi się mówienie, że coś może się nie udać. Ale dobra wiadomość jest taka, że można się nauczyć myśleć na odwrót. Dzieje się tak, wtedy, kiedy rozłożymy problem na czynniki pierwsze i uświadomimy sobie, że snucie pesymistycznych scenariuszy, oczekiwanie potknięć i porażek działa jak samospełniająca się przepowiednia. Bo jeśli ma się nie udać, to myślenie o tym, że się nie uda, dodaje siły i utwierdza negatywny skutek. Jednak jeżeli ma się nie udać, a my myślimy, że się uda, to dodajemy energii pozytywnemu rezultatowi i wtedy, nawet jeśli się nie uda, zyskujemy pozytywne wibracje, które sprawiają, że porażka nie wypełnia w pełni naszego mózgu, tylko rozkłada się równomiernie.


6. ZGADYWANIE, CO MYŚLĄ O MNIE INNI

Ona na pewno myśli, że jestem głupia. Patrzy na mnie, jakbym coś jej zrobiła. On obgaduje mnie z kolegami, myśli, że jestem dziwna.

To moja ulubiona trucizna, bo dawno nie wiem, jak smakuje. Nie mam pojęcia, co myślą o mnie inni. Nie dbam o to. Nie wiem, jakie mają wobec mnie zamiary. Cieszę się i rosną, kiedy kibicujesz mi, dobrze mi życzysz, jesteś blisko, doceniasz i darzysz pozytywnymi emocjami. Bardzo mi to dodaje sił. Ale jeśli źle mi życzysz, nie interesuje cię, co robię, brzydko o mnie mówisz, to nie zabierasz mi sił, mało tego karmisz złymi emocjami siebie i sam siebie trujesz. Proszę, nie myślcie o tym, co myślą o was inni, bo jeśli przy kimś nie czujecie się dobrze, to nie przebywajcie blisko, nie zastanawiajcie się dlaczego, nie traćcie czasu i energii. W zamian otaczajcie się i dbajcie o relacje z tymi, przy których rośniecie, dzięki którym chcecie więcej, którzy dodają sił.


7. OBARCZANIE SIĘ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ

Jeśli się potknąłem to dowód na to, że niezdara ze mnie i fajtłapa, a nie że chodnik akurat był oblodzony.

Ostatnio na zdjęciach wywinęłam takiego orła, że siniaki na tyłku schodzą do dziś. Co ciekawe, wysiadłam z samochodu i od zamknięcia drzwi powtarzałam sobie w głowie: „obym się nie wywróciła, obym się nie wywróciła”. Było bardzo ślisko, temperatura minus. Kiedy pokonałam 100 metrów trasy, na końcu przy samych drzwiach się wywaliłam. I pierwsze, o czym pomyślałam to: „Bogu dzięki, że mam plecak, który zamortyzował głowę” i „ty idiotko, to ty nie wiesz, że zawsze przyciągasz, to co chcesz”. Ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy pomyśleć, że jestem niezdara. Kiedy coś wam nie wychodzi, zawsze mówcie sobie: „Tak miało być!” to najbardziej zajebiste zdanie na wszystkie niepowodzenia. Jeśli się spóźniacie, mówcie „Tak miało być!” inaczej potrąciłby mnie samochód. Kiedy coś Was ominie, mówcie „Tak miało być” w innym wypadku zdarzyłoby się coś niekorzystnego dla mnie. Tak miało być — to recepta na wszystko, co nie idzie po naszej myśli.


Joanna Kulmowa to jedna z moich ulubionych poetek. Myślę, że w jej wierszach jest magia tłumacząca realny świat. W 1967 r. napisała wiersz, który idealnie podsumowuje dzisiejszy wpis. Pamiętaj, że jesteś i aniołem, i geniuszem — nie pozwól myśleć o sobie inaczej.
Samokrytyka

Pomiędzy jednym a drugim

wybitnym moim bykiem

składam sobie niedługą

twórczą samokrytykę.

Własne upadki i wzloty

stawiam swej jaźni za przykład.

Podziwiam me rzadkie cnoty

i grzech w którym bywam niezwykła.

Porządek robię niemały

ścierając starannie pyłek

z rejestru mych potknięć wspaniałych

i oryginalnych pomyłek.

Jakiej to gafy nie zrobię

jakiego głupstwa nie palnę

to indywidualnie

wzbogacam się ucząc na sobie.

Aż w końcu przyznać muszę

chyląc przed sobą czoła

że w cnotach mam coś z anioła

zaś w błędach nic poza geniuszem.


Hej, dużo czasu zajęła mi praca nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebookunapisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie to uzasadnienie, że moja praca ma jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.

1 080 Wyświetleń
Follow:

DLACZEGO BOIMY SIĘ DZIELIĆ?

Czas czytania: 8 minuty

Znam wielu ludzi, którzy mają talent, zdolności czy umiejętności i tworzą, bo czują taką potrzebę, a potem chowają to, na co poświęcili godziny. Wkładają zeszyt do szuflady, zamykają komputer, ukrywają swoje zdjęcia, kładą w kąt gitarę w obawie przed tym, że świat źle oceni ich twórczość, będą nierozumiani, hejtowani albo – co gorsza – w ogóle niezauważeni. Taka postawa jest zupełnie zrozumiała, oni wolą pozostać w sferze bezpieczeństwa, tajemniczości i niejakiej stabilizacji twórczej. Przypomina mi się teraz taki cytat Sztaudyngera z mistrzowskiego wystąpienia Jacka Walkiewicza „Stabilizacja motylka, to szpilka”.


Życie jednak zna takie przypadki, kiedy ludzie postanowili pokonać strach i podzielili się swoją twórczością z całym światem. Teraz w dobie programów telewizyjnych typu talent show, YouTube i rozmaitych nowo powstających social mediów wystarczy kilka kliknięć palcem i „co ma być, to będzie”. Jednak okazuje się, że nadal robią to tylko jednostki, albo inaczej, pojedynczy twórcy, którzy mają w sobie nadprzeciętną ilość wytrwałości, sumienności, cierpliwości i odwagi.

A przecież to, co robisz, ma wartość, niesie za sobą radość, daje ci satysfakcje, więc dlaczego nie dzielić się tym z innymi, którzy być może poczują to samo co ty, w trakcie podziwiania, słuchania, czytania tego, co wyraża ciebie?

Mam taką przyjaciółkę, która pięknie śpiewa, pisze teksty, gra na ukulele. Uwielbiam słuchać jej głosu, czuje się wtedy taka spokojna i daje mi to mnóstwo radości. Rzadko jednak mam szansę posłuchać jej twórczości, bo skrzętnie ją ukrywa przed światem, twierdząc, że tworzy tylko po to, bo czuje, że musi wyrazić swoje emocje i robi to wyłącznie dla siebie. Moja przyjaciółka to twarda sztuka, nie przemawiają do niej błahe argumenty, motywacyjne bzdury czy słowa wyssane z palca. Zawsze, kiedy mam problem z przekonaniem kogoś do swojego zdania, szybko się zniechęcam, ludzie mają swoje racje, wiedzą lepiej, a moja energia niewarta jest zachodu. Jednak zupełnie inaczej jest, kiedy ci na kimś zależy, wtedy nie odpuszczasz. Dlatego przeczytałam setki artykułów, obejrzałam kilkanaście filmów i posłuchałam kilku podcastów, aby zapalić w niej mały płomień niepewności, czy aby na pewno warto ukrywać swoją twórczość. I tak powstała lista 7 powodów, dlaczego warto dzielić się z innymi swoim talentem.


1 POWÓD – KRYTYKA

Jesteś swoim jedynym krytykiem. Jesteś więc nieobiektywny. Możesz powiedzieć, że to jest takie tam pisanie, taka tam fotografia czy obraz, takie sobie granie bez wykształcenia muzycznego, że nic ciekawego, nic wartościowego. Jesteś sam dla siebie największym wrogiem i hejterem. Sam zabijasz swój talent i sam świadomie się nie rozwijasz. Stajesz się Norwidem XXI wieku, z tym że w przeciwieństwie do niego świat tobie daje multum możliwości.


2 POWÓD – DYSTANS

Wystawianie się na cudzą opinię, to też uczenie się odbierania krytyki. Cóż, jednemu się podoba, drugiemu nie, każdy ma jakąś swoją wrażliwość, nie dogodzisz wszystkim. Ale uczysz się zdrowego podejścia, dystansu, bronienia swojego zdania, dostrzegania zalet i przełknięcia wad swojego dzieła. Nawet jeśli sto twoich filmów na YouTube będzie miało 150 wyświetleń i będą to z pewnością twoi przyjaciele i rodzina, to nigdy nie wiesz, czy sto pierwszy film nie sprawi, że jakiś obcy człowiek, na drugim końcu świata się nie uśmiechnie. Nie wiesz, czy twoja twórczość, zapał i cierpliwość nie staną się inspiracją dla innych, nie wiesz, czy nie zbudujesz drugiego człowiek, nie wpiszesz się swoją twórczością w punkt jego życia. Na świecie jest 7,53 miliarda ludzi, dajmy na to, że 99% z nich jest obojętnych, to nadal zostaje ci siedemdziesiąt pięć milionów trzysta tysięcy ludzi, którzy nie są bierni.


3 POWÓD – ROZWÓJ

Nawet jeżeli myślisz, że twoja twórczość jest niedoskonała, że nie czujesz się mocny, że nie masz talentu, to dzieląc się z innymi, pokazujesz, że masz odwagę, że robisz to, co sprawia ci radość, bez względu na to, czy jest to brzydkie, głupie i złe. Nadal inspirujesz, bo dajesz jasny komunikat, jeśli ja dałem radę, to ty też możesz. Jednym słowem rozwijasz się, poprawiasz, dostajesz informację zwrotną. Pokazujesz pierwsze utwory, słuchasz opinii, przechodzisz jakiś etap, potem piszesz następne rzeczy i następne, inne. Ktoś może podpowie Ci, jak oszlifować ten diament. Ktoś da inne spojrzenie. Dzieło ożywa w kontakcie z odbiorcą, który nadaje mu nowe znaczenie. W ten sposób to, co stworzyłeś, żyje w każdym człowieku, który się z tym zetknął.


4 POWÓD – SZANSA

Internet to medium, które w prosty sposób pozwala nam skontaktować się z każdym człowiekiem na świecie. Ja bardzo w to wierzę. Kiedy dzielisz swoją twórczością, masz szansę trafić na odbiorcę, który jest jednocześnie profesjonalistą, co oznacza, że zna się trochę bardziej niż inni. Kto wie, co może z tego wyjść? Może jakieś zamieszanie, może coś dobrego? No, chyba że nie chcesz zamieszania. Może chcesz po prostu coś sobie stworzyć, a potem sobie to schować. Tylko szuflada, plik na komputerze, zapisany notatniczek zrozumie, przyjmie, przechowa. Może i tak, ale nic nigdy się nie zmieni. Musisz sobie to powiedzieć w lustrze i zaakceptować, że zawsze będzie tak jak teraz.


5 POWÓD – WĄTPLIWOŚCI

Musisz sobie uświadomić, że każdy je ma. Największe talenty, najlepsi sportowcy, najmądrzejsze umysły. Słyszałam kiedyś taką opinię, że zazwyczaj jest tak, że im większy masz talent, tym większe ogarniają cię wątpliwości.

Sądzę, że masz i chęci, i talent. Większy, niż sądzisz ale mniejszy, niż pragniesz. Ale takich co mają i chęci, i talent jest wielu, a mimo to większość z nich nigdy do niczego nie dochodzi. To tylko punkt wyjścia, by cokolwiek w życiu zrobić. Wrodzony talent jest jak siła dla sportowca. Można urodzić się z większymi lub mniejszymi zdolnościami. Ale nikt nie zostaje sportowcem tylko i wyłącznie dlatego, że urodził się wysoki, silny lub szybki. Tym, co czyni kogoś sportowcem jest praca, praktyka i technika. Wrodzona inteligencja jest tylko i wyłącznie amunicją. Żeby ją skutecznie wykorzystać musisz przekształcić swój umysł w precyzyjną broń. – Carlos Ruiz Zafon „Gra anioła”


6 POWÓD – SUKCESY

Ten powód jest realnym dowodem na to, że warto. Podobno jedna z piosenek Edda Sherana (o którym mój przyjaciel twierdzi, że nie umie śpiewać) uratowała życie pewnej nastolatce, Eminem do dziś opowiada w wywiadach, że gdyby nie sukces związany z muzyką dawno siedziałby w więzieniu, a urodzony w 1922 roku Alfred Schreyer ostatnim polski Żyd z Drohobycza, więzień trzech obozów koncentracyjnych i muzyk, mówi wprost: „Muzyka – to moje życie! Teraz jestem w stanie coś zaśpiewać, a nawet podróżować po Europie z moim trio, które się nazywa „Trio Schreyera”. Jednak im bardziej zagłębiałam się w temat, tym bardziej byłam przerażona. Justin Bieber, Shawn Mendes, Torii Kelly, Jacob Sartorius, Jojo Siwa, Kate Upton, Christina Gimmie czy nasze polskie podwórko Tomasz Tomczyk, Krzysztof Gonciarz, Dawid Kwiatkowski i wielu, wielu, naprawdę wielu innych, którzy, nawet jeśli jeszcze nie zostali zauważeni, to stanie się to za chwilę. A pomimo to, ludzi, tacy jak oni to nadal pojedyncze jednostki i szary tłum. To Twoja decyzja, w którym szeregu stoisz.

Poniżej przedstawiam muzyczne dowody, których twórcy najchętniej pozbyliby się z internetu, albo wręcz przeciwnie specjalnie pozwalają im trwać, aby właśnie przekonać innych do dzielenia się.

Edd Sheeran – jeszcze chłopiec z prostą gitarą, bez tatuaży, śpiewający w sadzie.

Justin Bieber – naprawdę myślisz, że to dziecko miało widoczny talent? 

Christina Grimmie – ta amerykańska piosenkarka przyznaje, że bardzo wstydziła się zamieszczać w Internecie covery. 

Kiedy przygotowywałam się do tego artukulu, obejrzałam również mnóstwo filmów z gatunku muzyczny dokument. Głównie po to, aby mieć konkretne podparcie dowodowe. Polecam Wam obejrzeć, to bardzo motywujące filmy, które przekonują, że warto wyjść poza strefę własnego bezpieczeństwa i pokazać co nam w duszy gra.

„Masz talent” reż. David Frankel

Historia prawdziwa z Britain’s Got Talent w tle autorstwa Davida Frankela. Uroczy obraz pokazujący wprost, że warto podzielić się swoją twórczością jest film „Masz talent”. Główny bohater Paul Potts to 40-letni sprzedawca, który do śniadania lubi posłuchać utworów operowych. Nigdy nie skończył żadnej szkoły muzycznej, a jego śpiewanie ogranicza się do czterech ścian domu dzielonego wspólnie z rodzicami. Kiedy postanawia wreszcie podzielić się ze światem swoją twórczością, okazuje się, że los nieustannie zrzucamu kłody pod nogi.

„O krok od sławy” reż. Morgan Neville

Kolejny dowód na dzielenie się własną twórczością to Laureat Oscara za Najlepszy Dokument Pełnometrażowy „O krok od sławy”. Film o wątpliwościach, normalności i byciu zawsze w cieniu.

„Sugar Man” reż. Malik Bandjelloul

Kultowy już, ale warty przypomnienia sobie „Sugar Man” czyli jeden z najbardziej pozytywnych i zarazem smutnych filmów. Historia Rodrigueza to opowieść o sile skromności, pokory, ale też i tym, ile tak naprawdę zależy od szczęścia i trafienia w życiu na odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie. Pomyślcie co, by było, gdyby Rodriguez wychowywał się teraz w dobie Internetu.

„Boska Florence” reż. Stephen Frears

Wisienkom na torcie jest oparty na faktach autentyczny film  „Boska Florence” o niesamowitej Florence Foster Jenkins, które kochała muzykę ponad życie. I udowodniła, że jeśli się czegoś chce i wierzą w ciebie inni ludzie (lub chociaż tak myślisz), to można to osiągnąć nawet za wszelką cenę.


Gdybym bała się dzielić, tym co piszę, nigdy byście tego nie czytali. I nigdy nie powstałyby wpisy, które sprawiły, że ktoś się uśmiechnął, albo poczuł podniesiony na duchu, albo pomyślał: „ale idiotka, jestem lepszy niż ona” lub „ej ja też tak mam”. Jak zaczynałam, pisałam tak źle, że moi przyjaciele wytykali mi błędy ortograficzne. Stylistycznie nie dało się tego czytać, a jednak chwytało za serce. I to serce jest kluczem, i w dzieleniu się, i w odwadze, bo jeśli ono słucha to zawsze warto. Bo ono nie ocenia, nie dostrzega błędów, nie krzywdzi i zawsze rozumie.

Ten artykuł powstał dla moich przyjaciół Pauliny Jeronim i Damiana Podrazy, którzy według mnie mają wszystko, aby przekazywać swoją twórczość dalej. Myślę jednak, że każdy odnajdzie w nim cząstke siebie. Bo warto właśnie w sobie poszukać czegoś, co może dla naszego wewnętrznego krytyka jest słabe, a mimo to sprawia nam radość i po prostu to róbmy, a gdy poczujemy, że jesteśmy gotowi podzielić się tym ze światem – nie zastanawiajmy się ani chwili. Po prostu to zróbmy. Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, że porwą Wasze serca, Paulina z Damianem, jak również, Wy dacie swoją twórczością porwać moje i wiele innych.


Cześć, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebookunapisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.

 

1 252 Wyświetleń
Follow:

Motywacja to zmiana.

Czas czytania: 4 minuty

Bernard Minier, „Krąg”

Zmieniamy się. Wszyscy. Bezpowrotnie. Jakaś część w człowieku pozostaje niezmieniona: rdzeń, czyste serce, które wynosimy z dzieciństwa. Obrasta ono jednak kolejnymi warstwami i dziecko, którym byliśmy, ulega zniekształceniu, aż stanie się dorosłym, kimś tak różnym i tak zwyrodniałym w stosunku do pierwowzoru, ze gdyby to dziecko mogło spojrzeć na siebie z zewnątrz, nie rozpoznałoby dorosłego, którym się stało, i z pewnością byłoby sobą przerażone.

Jesteśmy pokoleniem wielu pasji. Chcemy biegać i tańczyć, uczyć się włoskiego i podróżować, prowadzić bloga, mieć pasje, aktywnie działać w życiu społecznym, dużo zarabiać, mieć mnóstwo znajomych. Chcemy, aby świat kręcił się wokół nas, mimo że jesteśmy zbyt skromni, aby o to prosić lub zbyt leniwi, aby o to walczyć. Wolimy znać się na wszystkim po trochu, niż zaryzykować, odłożyć na bok mniej ważne rzeczy i stać się ekspertem jednej dziedziny. Tyle rzeczy może się jeszcze wydarzyć, tyle umiejętności może nam się przydać. Skąd mamy wiedzieć, dokąd nas to życie poprowadzi?

Nie chcemy jeszcze się określać. Nie chcemy deklarować niczego raz na zawsze. Nie chcemy palić za sobą mostów. Nie chcemy mówić otwarcie o tym, co nam leży na sercu, bo czasami nie wypada, czasami wystawiamy się na niezrozumienie, tylko sporadycznie, tak nam się wydaje, popłaca mówienie prawdy o sobie.

Chcemy uciec od tych poważnych momentów, w których jesteśmy wystawiani na próbę, odłożyć je w czasie, włożyć do skrzyni i zakopać trzy metry pod ziemią. Kupujemy kalendarze, notesy, ściągamy aplikacje, ograniczamy ilość snu i płacimy tysiaka za jedzenie na dowóz. Stajemy się wszyscy tacy sami, wpisani w system, niepewni o swoją przyszłość, za młodzi, by umierać i za starzy, by coś zmieniać. Boimy się ryzykować, dlatego wybieramy bezpiecznie utarte ścieżki. Boimy się być sobą, bo wolimy być zlepkiem cudzych oczekiwań. I tak żyjemy, bo trzeba żyć.


ZMIANY – PRZYJDĄ NA PEWNO

Paul Arden, „Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie”

Świat jest taki, jakim ty go widzisz. Więc spójrz na niego inaczej, a twoje życie się zmieni.

I zapomnieliśmy dawno, że najlepsze rzeczy w naszym życiu powodowały zmiany. One nigdy nie pozostawiają nas w monotonii, one nie sprawiają, że stoimy w miejscu, one zawsze są źródłem motywacji i naszej przemiany. Najbardziej się ich boimy, nigdy ich nie chcemy i zawsze odpychamy od siebie. A one są zwrotną w życiu, nową energią, mocnym wykrzyknikiem.

Właśnie zrezygnowałam z pracy. Dla większości najlepszej na świecie. Podróże, mnóstwo pieniędzy, bezpieczeństwo, poznanie nowych ciekawych ludzi, bycie chwalonym, potrzebnym i niezastąpionym. Poczucie zwycięstwa, sukcesu i radości. Kiedy opowiadam ludziom, o tym, że już nie będę pracować, cały czas spotykam się z pytaniami: co teraz będziesz robić? Jak masz zamiar żyć? Za co? Masz 30 lat, a nie masz mieszkania, rodziny? Co ty robisz ze swoim życiem? Jak sobie to wyobrażasz? Jesteś niepoważna? Na początku jeszcze obracałam to w żart albo odpowiadałam, że potrzebuje przerwy. Ale teraz myślę sobie, że chce być szczera ze sobą i z innymi. Rzuciłam pracę, bo jestem najlepsza w tym, co robię i nie jest to przechwalanie się, ani kokieteria, ale naprawdę wiem, że zawodowo nic nie jest w stanie mnie złamać. Pokieruje każdym statkiem, dogadam się z każdą załogą i dopłynę do każdego portu. Kto normalny i zdrowy psychicznie rzuca pracę w momencie, kiedy jest najlepszy w tym, co robi? Nikt. Poza mną. Bo według mnie życie polega na zmianach i na odkrywaniu. Kto wie, w czym jeszcze jestem dobra, albo w czym zła, czego jeszcze mogę się nauczyć, czego spróbować? Każdy praca, której poświęcamy czas, to rezygnacja z czasu, który możemy wykorzystać jeszcze lepiej. Tylko czy na tym polega życie? I czy życie w ogóle na czymś polega?

Ostatnio ktoś mi powiedział, że jestem niedojrzała emocjonalnie, że żyje, jakbym miała 20 lat i, że nie umiem chodzić po ziemi, tylko cały czas fruwam. Taka niby wada. Bo normy społeczne wymagają, abyśmy mocno i twardo stąpali, po ziemi, brali kredyty, aby gospodarka rosła w siłę, abyśmy tworzyli rodziny, bo każdy tak robi, bo taka jest biologia. A ja chcę latać, chcę świat zdobywać, chce się bać, chce poznawać nowe rzeczy, chcę się uczyć, chce odkrywać, chcę być sobą.


I NA PEWNO – BĘDĄ DOBRE

Terry Pratchett, „Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie”

Jeśli nie zamienisz swojego życia w opowieść, staniesz się tylko fragmentem cudzej historii.

Nie pracuje, nie znaczy, że nie pracuje. Mocno pracuje nad sobą, ciężko pracuje by takeandbe ujrzał świat, pracuje nad pracą magisterską i zawsze pracuje nad projektami w mojej głowie, nawet jak nie widać tego na pierwszy rzut oka. Może jestem nienormalna, może otaczam się szalonymi ludźmi, może nie rozumie mnie świat, a może ten normalny świat jest obłąkany i pomylony. Nie wiem na czym polega życie i czy wystarczy po prostu być dobrym i uczciwym, ale warto wprowadzać zmiany, bo to one najwięcej mówią nam o nas samych. One sprawiają, że się o sobie uczymy. One wystawiają nas na próby i one weryfikują ten świat.

Zmiany są dobre, pod warunkiem, że tak je przyjmujemy, i tak na nie patrzymy, i tak o nich mówimy, i takich się spodziewamy. Zmiany są dobre, kiedy oczekujesz, że są dobre. Obiecuje, że tak jest.

Elif Şafak, „Czterdzieści zasad miłości”

Spróbuj nie opierać się zmianom, które napotykasz na swojej drodze. Zamiast tego daj się ponieść życiu. I nie martw się, że wywraca się ono czasem do góry nogami. Skąd wiesz, że ta strona, do której się przyzwyczaiłeś, jest lepsza od tej, która cię czeka?

3 274 Wyświetleń
Follow:

WARTOŚ/Ć

Czas czytania: 5 minuty

Przewartościować, dowartościować, system wartości, wartość dodana, własna i niematerialna. W życiu jest tyle wartości, że wartości przestają mieć wartość. Bo czy warto, wierzyć wartościom skoro są tak mało trwałe i przewartościować je tak łatwo?

Nauczono mnie wartości, które powinny mieć wartość i wpojono, że warto się ich trzymać, szukać i doceniać ludzi wyznających te same wartości. Ah, gdyby świat był taki prosty.. gdyby bycie w porządku popłacało, a bycie złym było karane.


Jak byłam mała, świat wydawał się taki prosty, było dobro i zło, księżniczki i złe macochy, prawdomówni i oszuści. Gdy robiło się to, co właściwe, świat sprawiedliwie odwzajemniał wszystko i oddawał, co zabrał. Nie było wśród mnie ładniejszych dzieci, które mogły więcej. Dzieci bogatszych rodziców po prostu miały więcej zajęć dodatkowych, ale jeśli byłeś sprytnym dzieckiem, to chodziłeś na te same zajęcia, bez potrzeby płacenia za nie. Nikt w moim otoczeniu nie mieszkał w domu, bo wszyscy wychowaliśmy się w blokach i dzięki temu nauczyliśmy się wartości, że każdy jest równy. A równość oznacza, że nie ma lepszych i gorszych, dlatego nikomu nie należy się ani mniej, ani więcej. A jedyne co może sprawić, że czujesz się źle to choroba.

Kiedy stałam się dorosła, świat jakby stanął na głowie. Jakbym co najmniej wyjechała do innego kraju i musiała uczyć się na nowo chodzić.


Nie wiem, czy to Warszawa, czy dorosłe życie, ale „wielcy ludzie sukcesu” mówią mi teraz: nie bądź lojalna, bo to nie popłaca, graj tylko na siebie, bo nikt o ciebie nie zadba. Ludzie, którym wierzysz, sprzedadzą cię za parę złotych, kiedy tylko pojawi się okazja. A ja przez lojalność jestem tu, gdzie jestem. Część mnie chce krzyczeć i walczyć, ale część wtapia się w tą strategię i staje się graczem, lojalnym już tylko wobec siebie. Przykre.

Takie modne słowo wśród otaczających mnie zamożnych ludzi to elastyczność. Rundę wygrywają bowiem ci, co umieją pięknie dostosować się do sytuacji, lawirują wśród tych potrzebnych ludzi i trzymają tylko z tymi, z którymi się opłaca. Pamiętam jak zawsze, nie rozumiałam takich ludzi, co to nie maja własnego zdania, ulegają wpływom i godzą się na zasady innych, tylko dlatego, żeby przetrwać. A teraz jestem jednym z nich, tych szarych ludzi, którzy mają wypchane pieniędzmi kieszenie, którzy codziennie mogą pójść do restauracji zjeść obiad i na wszystko ich stać. I choć zdrowego rozsądku mi nie brakuje i nadal na równi stawiam ochroniarza, sprzątaczkę i szefa stacji telewizyjnej, to już nie jestem sobą sprzed lat. Naiwną dziewczyną, która wierzy, że może zmienić świat. W tym aspekcie pojawia się jeszcze jedna ceniona na rynku wartość: wygoda. Po prostu wygodniej tak żyć.

Sukces to w tym świecie bogactwo, dostatek, bezpieczeństwo i niezależność. To niesamowite jak definicję czegoś, na co pracowałam i uczyłam się połowę życia, można spłycić do świstka papierków, lub – co gorsza – wirtualnych cyfr widniejących na koncie bankowym. Jak można kogoś zniewolić za tą cenę i jak łatwo można pozbawić go marzeń, poprzez 100% zaangażowanie do realizacji własnych celów. I na ironię na początku wydaje Ci się, że jesteś tu po to, aby spełniać własne marzenia, tylko na chwilę, aż zarobisz i zaczniesz robić to, czego naprawdę chcesz. Tak mijają lata, a Ty albo już wsiąkłeś w firmę, którą nazywasz azylem, bo więzienie to zbyt negatywne słowo, albo wmawiasz sobie, że nie jest tak źle, bo przecież ludzie pracują na kasie w sklepie, a Ty masz dobrze płatną pracę w mediach, albo po prostu każdego dnia mówisz sobie, że to ostatni raz.

Miłość to wartość, której już właściwie nie znasz, bo po pierwsze nie masz na nią czasu, oddając pracodawcy całe życie prywatne, albo napatrzysz się na związki w branży, którą są tak ulotne, jak bańki mydlane i tak zakłamane, że nawet nie masz ochoty się wiązać. Akceptacja jest wtedy, kiedy masz wyniki, jak nie to giniesz, nikomu nie jesteś potrzebny, ani Ty, ani Twoje doświadczenia, po prostu zgiń i więcej się nie pokazuj. Nikogo nie interesuje, kim jesteś, liczy się tylko jak cenny i duży jest projekt, który robisz. Wykształcenie jest absolutnie nie istotne, a jak jesteś piękny i świetnie grasz, to wręcz nikt nawet o nie nie zapyta. Duma to coś, co powinieneś schować do kieszeni, bo uznają Cię za gówniarza, który nie ma pokory.

Czasami jednak zdarzają się perły, choć w branży tak nazywa się ludzi, na których możesz zarobić. Dla mnie to ci wartościowi, uczciwi, dobrzy, mądrzy i prawdziwi ludzie, którzy swoją siłą zmieniają ten zepsuty świat. Nie chcę wymieniać ich z nazwiska, bo oni wiedzą, że bardzo ich cenię, kibicuje im i nigdy o nich nie zapomnę. Niestety to garstka szlachetnych kamieni w brudnym bagnie.

Witaj w branży telewizyjnej – miejscu, w którym nie chcesz być.


A ja mam serce pełne wdzięczności, wiary, wrażliwości i wolności. Ja mam duszę przepełnioną energią, intuicją i pasją. Moja głowa to miejsce, w którym mieszka szczęście i harmonia. A jedyne co pragnę dawać światu, to pomaganie innym, dawanie i sprawianie, że zostawiam to miejsce lepszym.

Choć dla niektórych to jest właśnie naiwność, którą gardzą. Bo według nich to sprawia, że jestem słaba, i są przekonani, że mogą zawładnąć moim umysłem i wpłynąć na moją samoakceptacje, i czasami zaczynam wierzyć, że tak jest. A ja przecież…

byłam w tym roku najlepsza z najlepszych, udowodniłam sobie i innym, że poradzę sobie zawsze i wszędzie, byłam na końcu świata i dałam radę. Skończyłam studia w jednej z najlepszych szkół na świecie, poznając tam ludzi, z którymi chcę pozostać w kontakcie na zawsze. Zaangażowałam piątkę niesamowitych, wyjątkowych i cennych osób, których nie potrzebuje, a jednak nie wyobrażam sobie bez nich życia. Którzy w dodatku spotykają się regularnie, aby stworzyć idee i pomagać innym. Bezustannie odwiedzam rodziców, którzy są ode mnie 300 km, bo nadal uważam, że nie ma lepszych ludzi na świecie. Zaoszczędziłam pieniądze, aby wyjechać na kurs do USA i zainwestować w T&B. I choć dla innych to nic, to dla mnie te wartości, są warte tyle co cały świat.

Koniec końców nie mam prawa zmieniać czyichś wartości, bo wartości wyznawane, którymi się ludzie kierują i poprzez które reagują i oceniają ludzi oraz sytuacje, są własnym wyborem każdego. Nie można mieć do nich pretensji, że dali sobie wydłubać oczy czy dali sobie odebrać słuch, można jedynie wytężyć własne zmysły. Można wylogować się z gry i zacząć żyć naprawdę, przestać pozwalać deptać własne wartości, albo wręcz przeciwnie zostać i mówić o nich głośno, w świecie, który nie ma o nich pojęcia.

3 432 Wyświetleń
Follow: