Lubię zadawać trudne pytania. Nowo poznanego chłopaka pytam zazwyczaj, w jaki sposób i czy w ogóle byłby w stanie wyciągnąć człowieka, którego kocha z więzienia w kraju Trzeciego Świata. To chyba ważne, żeby mieć przy sobie ludzi, którzy są kreatywni i w razie wypadku będą w stanie nam pomóc. Pytam też często o wdzięczność, bo jestem ciekawa czy ludzie doceniają, to co dostają od losu. Ostatnio pytam też o to, czy ludzie wokół mnie czegoś żałują. Zazwyczaj nie żałują niczego, odpowiadając, że całe doświadczenie, zarówno dobre, jak i złe ich zbudowało. Są też tacy, którzy żałują, ale często rzeczy, których nie zrobili i nie spróbowali. Żałowanie co prawda nic nie zmienia, ale już uświadomienie sobie, że życie nie trwa wiecznie oraz że mamy ograniczony czas powinno zmienić wszystko.
Zrozumieć czas
Dopóki żyjemy i wydaje nam się, że będziemy żyli jeszcze bardzo długo, dopóty jesteśmy nastawieni na bezpieczeństwo i wygodne życie. Trudno się temu dziwić, kiedy właśnie tego oczekuje od nas rodzina, szef, partner czy dzieci. Takie jest życie. Szkoła, praca, rodzina, wakacje, starość i śmierć. Kontrowersyjne uproszczenie? Ale czy właśnie nie tak wygląda życie większości z nas? Tak na serio. Wiadomo, że jest wypełnione różnymi barwami, wzlotami, upadkami, szczęściem i smutkiem. Znam jego szarości i utrudnienia. Jednak jak często zdarza nam się robić coś szalonego, innego, wychodzącego poza schematy? Nie zgadzasz się, to podam ci pewien przykład. Teleturniej Milionerzy, nawet jak nie masz telewizora, to na pewno kojarzysz ten format. W większości sytuacji, kiedy uczestnik nie zna odpowiedzi na pytanie oraz nie posiada żadnych kół ratunkowych, wybiera bezpieczne rozwiązanie w postaci pieniędzy gwarantowanych, mimo tego, że jeśli zaryzykuje, jest w stanie podwoić sumę swojej wygranej. Tak samo jest w życiu, wybieramy bezpieczne drogi, bo boimy się, że ryzykując, stracimy. Wiemy, że możemy zyskać podwójnie, ale wolimy, aby było stabilnie. Mówi się nawet: jest u mnie chujowo, ale stabilnie. Tak jakby stabilność była w opozycji do chujowo, a przecież stabilnie to równie źle. Siadając na fotelu w studiu Milionerów, na wprost Huberta Urbańskiego nic nie możemy stracić, bo już zyskaliśmy. Dostaliśmy się, następnie najszybciej poprawnie odpowiedzieliśmy na pytanie, a potem mogliśmy już tylko zyskać pieniądze. Mogło być tylko lepiej, nigdy gorzej. W życiu jest dokładnie tak samo. Byliśmy najsilniejszym i najszybszym plemnikiem, który spośród miliona innych dostał się do komórki jajowej. Potem urodziliśmy się, nauczyliśmy się chodzić i mówić. Następnie rozumieć i podejmować decyzje, nic nie możemy stracić, bo już zyskaliśmy. Ale mimo to wolimy zasiadać na publiczności, przed telewizorem, będąc obserwatorem innych. Dlatego tak bardzo kibicujemy i doceniamy tych, którzy ryzykują, bo sami za tym tęsknimy. Swoją drogą wiesz, jaki jest synonim ryzyka? Bezmyślność, lekkomyślność, hazard i nieszczęście. Czemu się więc dziwić, że nie jesteśmy na tyle głupi, żeby wybierać wariactwo i nieodpowiedzialność. Pamiętaj tylko, że papierosy też kiedyś były symbolem szczęścia, satysfakcji i sukcesu.
Czas strach
Jak jednak odróżnić odwagę od nierozsądku? Skok z wysokości w przepaść, bez zabezpieczeń nie jest oznaką odwagi, ale braku ostrożności i rozumu. Kiedy wdajesz się w romans, to nie jest przecież pozytywne ryzyko, tylko niebezpieczna adrenalina. Myślę, że ryzyko i odwaga są wtedy, kiedy poświęcamy bezpieczeństwo, stabilizacje i zachowawczość w imię nieznanego oraz nowego, ale nie w sposób, który może narazić własne lub cudze życiem. Czasami odpowiedź podpowiada serce, innym razem rozwiązanie podsuwa otoczenie. A nierzadko nie czujemy nic, a mimo to wybieramy tajemnice, zamiast pewności. I dobrze, bo gdzie bylibyśmy bez zbuntowanych szaleńców, którzy nie wybrali bezpieczeństwa i stabilizacji? Bez Edisona, braci Wright, Jacka Trzmiela czy Ignacego Łukasiewicza.
Ryzyko zawsze wiąże się ze strachem. Dlatego właśnie boimy się go podjąć. Jedno jest pewne, nie można się nie bać i nie istnieją stworzenia, które się nie boją. Wszyscy się boimy. Musimy tylko nauczyć się żyć z tym strachem. Akceptować go, rozumieć, a nawet lubić. Głównie dlatego, że będzie on towarzyszył nam do końca życia. Nie zniknie z wiekiem, nie wyparuje i nie przekażemy go nikomu. Ja boje się nieustannie. Teraz nie mam pracy, więc boje się, że stracę wszystkie pieniądze. Boje się, że nikt mnie nie pokocha. Boje się, że nie przeczytam wszystkich książek, które pragnę. Boje się, że nie będę miała trójki dzieci i boje się, że założę firmę, a ona zbankrutuje. Boje się, że nie podejmuje dobrych decyzji i boje się, że za mało czasu spędzam z bliskimi. Jednocześnie jednak dostrzegam ten strach, rozumiem go i akceptuje. Coś w stylu: „Ok, rozumiem, że się boje, wiem czego się boje”. A potem szybko zadaje pytanie: „Czy to, że się boje coś zmieni?” Zawsze odpowiadam: „Nie”, a skoro mój strach nic nie zmienia, to też niczemu nie służy. Wtedy tłumaczę sobie, że boje się, bo kocham życie. Tylko dlatego. A skoro dochodzę do tego, że strach uświadamia mi, że kocham życie, to chyba dobrze, że jest.
Podjęcie ryzyka zawsze się opłaca, bo w najgorszym wypadku i tak zyskujemy np. nie żałowanie, że nie spróbowaliśmy. A w najlepszym wypadku wygramy na loterii, choć często nagroda wypłacana jest w nieco innej postaci niż ta, na którą liczyliśmy. Dopiero wtedy jesteśmy w stanie docenić i dostrzec drogę, która staje się czasami największą nagrodą.
Kończy się czas
Pewien nowo poznany znajomy przesłał mi niedawno inspirujący artykuł, który doprowadził mnie do łez. Autorem tekstu jest Tim Urban, którego wystąpienie na TEDx oglądałam jakiś rok temu i było dla mnie niezwykle inspirujące. Poniżej prześlę odnośniki zarówno do artykułu, jak i wystąpienia na TEDx. Wracając do publikacji nosi ona tytuł „The Tail End” i opowiada ona w zasadzie w sposób wizualny o przemijaniu oraz pozostałych dniach życia. Tim w bardzo prosty sposób pokazuje wykres istnienia, biorąc pod uwagę najlepszy scenariusz, czyli przetrwanie do 90 roku życia. W wizualnych tabelkach przedstawia życie podzielone na lata, miesiące, tygodnie oraz dni. Potem mierzy swoje życie w wydarzeniach i działaniach. To, co odkrywa, było dla mnie dramatycznie zaskakujące. Mianowicie okazało się, że człowiek mający nieco powyżej 30 lat, w najlepszym przypadku przeżyje tylko 60 zim, czyli będzie miał tylko 60 okazji, aby jeździć na nartach, tarzać się w śniegu oraz zobaczyć zaśnieżone miasto. Następnie czytając 5 książek rocznie, trzeba pogodzić się z tym, że pozostaje jedynie 300 książek do przeczytania w życiu. W najlepszym wypadku. To jeszcze nic. Okazuje się bowiem, przy prostych matematycznych wyliczeniach, że przy najlepszych wiatrach pozostało mu około 300 dni, które będzie miał szansę spędzić z rodzicami. Natychmiast po przeczytaniu artykułu oraz oczywiście otarciu morza łez zabrałam się do tworzenia własnych wykresów. Na początku pomyślałam, że to był błąd, przytłoczyło mnie to niezmiernie. Potem jednak okazało się to szalenie motywujące, bo samo uświadomienie sobie jak pędzi czas i jak wiele rzeczy dzieje się dlatego, że ich nie przemyśleliśmy oraz jak mało konkretnych doświadczeń nam zostało, sprawia, że zaczynamy patrzeć szerzej i wyraźniej.
Jest czas
Odkryciem stało się dla mnie głównie to, że kończy się czas. Zwłaszcza jeśli do życia podchodzimy schematycznie, bezpiecznie i zapobiegliwie. Mnie wydawało się, że ja żyje inaczej, ale to złudzenie. Ja zaczynam żyć inaczej. Zdałam sobie sprawę między innymi, że ocean, który kocham, zobaczę może jeszcze kilka razy w życiu. No, chyba że coś zmienię, albo postanowię kupić tam dom. Dalej jest jeszcze ciekawiej. Jeśli średnio raz w roku widzę morze, to oznacza, że do końca życia, zobaczę je zaledwie 60 razy. Natomiast, gdy raz w roku odwiedzam nowe miasto w samej Polsce, oznacza to, że zobaczę maksymalnie około 60 z 980 miast. W samej Polsce, a gdzie świat? Jeśli raz w miesiącu poznaje nowego człowieka, poznam ich w sumie 720 z 7,5 miliarda. Jaką mam szansę trafić na miłość życia, kiedy tak rzadko poznaje innych ludzi? A gdy z przyjacielem spotykam się raz na trzy miesiące, to pozostaje 240 dni, z kimś, kto tak świetnie mnie rozumie. Można tak bez końca mnożyć i dzielić. Oczywiście w najlepszych możliwych okolicznościach, biorąc pod uwagę, że nie stracę sił, nie zachoruje i nie wydarzy się przypadek losowy, a ja będę żyć 90 lat. Wiadomo, że będę, jednak to cały czas mało doświadczeń w morzu możliwości.
Pocieszające jest jednak to, że, mimo iż kończy się czas, mamy możliwość podjęcia decyzji co z tym czasem zrobimy dalej. Z każdym podarowanym od losu dniem. Nikt nie zabroni nam być widzem z bezpiecznym miejscem na widowni, obserwującym, analizującym, w położeniu chujowym, ale stabilnym. Nikt też nie zakaże nam być głównym aktorem, który dostając szansę wystąpienia na dużej scenie, nie ryzykuje, bo bardziej od wygranej boi porażki. I nikt wreszcie nie pozwoli nam nie być odważnym, szalonym i pewnym siebie (choć pełnym strachu) człowiekiem, który niczego żałuje, bo ciągle podejmuje nowe ryzyko.
Bądźmy odważni, ryzykujmy, bójmy się i doceniajmy czas.
Poniżej obiecane materiały.
Link do artukułu: www.waitbutway.com/theandtail
Hej, pogadajmy o tym artykule. Zgadzasz się? Nie? Dużo czasu zajęła mi praca nad tym tekstem, ale może masz inne zdanie i chcesz mnie przekonać. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie to uzasadnienie, że moja praca ma jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.
Dziękuje, bo to prawda.