Marzenia mają sens tylko wtedy, gdy stają się celami. To zabawne, ale kiedy jakieś pół roku wcześniej powiedziałam głośno o tym, że w tym roku będę pracować na planie pełnometrażowego filmu wszyscy pukali się w głowę. Nie masz przecież znajomości, kontaktów, doświadczenia – bądź realistką i myśl logicznie. Rzeczywiście mieli racje, a mimo to ja wiedziałam, że do końca roku zrobię to, co sobie założyłam. Mogą ci mówić, mogą z ciebie szydzić, mogą rzucać ci kłody pod nogi, ale jeśli tylko wiesz czego chcesz i założysz sobie, że to zrobisz i nigdy się nie poddasz i będziesz o tym myślał i będziesz przy tym trwał to nie ma takiej siły aby ci się nie udało.
Ale możesz też twierdzić, że to ze mną jest coś nie tak. To moja bańka w której żyje, swoją wypełnij czym chcesz.
PRACA WRACA
W żadnym miejscu, a już napewno na planie filmowym nie znajdujemy się przez przypadek. To nie jest tak, że ktoś znajdzie nasz profil na Facebooku, spotka nas na ulicy czy w autobusie i na ładne oczy zaproponuje pracę. To nie jest tak, że nasze marzenia mają same w sobie siłę i moc sprawczą, bo wtedy wcale nie potrzebowałyby nas. Zawsze i wszystko osiągamy dzięki innym ludziom. I tak było w tym przypadku. Gdyby nie Maksymilian Michasiow, asystent reżysera Patryka Vegi pewnie nigdy nie znalazłabym się na tym planie, co więcej może dziś wymyślałabym kolejny sposób jak osiągnąć cel. A z Maksem po prostu spotkaliśmy się przypadkowo pół roku wcześniej przy realizacji innego filmu. On był aktorem, a ja tylko zamiatałam plan. Musiałam dobrze zamiatać skoro Maks zaufał mi i polecił do produkcji. Zatrzymajmy się na zamiataniu.
Gdziekolwiek jesteś i czegokolwiek nie zamiatasz rób to najlepiej jak potrafisz, w każdy ruch miotłą wkładaj całe serce i zamieć tak aby inni cię zapamiętali. Na tym polega prosta symbioza. Nie wiesz bowiem, kiedy ktoś doceni twoje posprzątane podwórko. Może jutro, a może za 10 lat. Ale doceni.
Jeden telefon może sprawić, że machina ruszyła, a marzenia nie są już marzeniami ale stają się rzeczywistością. Tak było w tym przypadku. Zadzwonił kierownik produkcji, krótka rozmowa, wspólne zainteresowania, a jutro ruszają zdjęcia. Kolejny kredyt zaufania, kolejna pusta kartka do wypełnienia. I kolejny człowiek, którego nie mogę zwieść, bo przecież Maks mnie polecił.
TRUDNOŚĆ I ŁEB 16:9
Krzysztof Kieślowski mówił: „Kino to nie publiczność, festiwale, recenzje, wywiady. To wstawanie codziennie o szóstej rano. To zimno, deszcz, błoto i ciężkie lampy. To nerwowe zajęcie, któremu w pewnym momencie wszystko musi zostać podporządkowane – także rodzina, uczucia, prywatne życie.” Produkcja wstaje o czwartej nad ranem, tylko tyle mam do dodania, jeśli chodzi o słowa mistrza Kieślowskiego. Wstaje najwcześniej i najpóźniej kładzie się spać. Dba o każdy szczegół i o cały ogół. Interweniuje w sytuacjach kryzysowych i dba o to, aby warty niekiedy kilkadziesiąt tysięcy dzień zdjęciowy został zrealizowany zgodnie z harmonogramem. Bardzo często jest też poradnią psychologiczną, otwartą 24 godziny na dobę. Wysłuchuje żalów i radzi w sytuacjach trudnych. Produkcja to ludzie dla których nie ma rzeczy niemożliwych i nieważnych.
Praca przy filmie „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” dała mi nieocenione doświadczenie i nauczyła, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Udowodniła, że rozmowa zawsze prowadzi do celu i, że ponad wszystko trzeba być szczerym i uczciwym. Obcowanie z profesjonalnymi aktorami było wielką przyjemnością i możliwością bezpośredniego poznania. Ekipa składająca się z wykształconych i doświadczonych ludzi pozwoliła zrozumieć jeszcze bardziej ich pracę. I co najważniejsze poznałam tam ludzi, z którymi można konie kraść i prywatnie.
Kiedy przy tym wszystkim dostawałam informacje zwrotną „jesteś dobra” czy „masz łeb 16 na 9” wiedziałam, że jestem w odpowiednim miejscu i utwierdziło mnie to w przekonaniu, że to właśnie chcę robić w życiu.
Jaki będzie film i czy warto iść do kina? Ciągle słyszę te pytania. Bardzo dobry i „TAK” warto – to jedyna prawdziwa odpowiedź. Co więcej będzie to film, w który nie tylko ja, ale i każda osoba, której nazwisko przeczytacie w napisach końcowych włożyła swoje serce. Uwierzcie mi – byłam tam.
To właśnie lubię w produkcji filmowej, że nieważne jak ciężko i trudno jest w trakcie, to nic nie jest w stanie zastąpić poczucia spełnienia oglądając efekt końcowy.
https://www.youtube.com/watch?v=gV6q9lwGj8M