Są takie rzeczy, sprawy, sytuacje czy uczucia, których nie da się opisać słowami. Widziałam w życiu różne cierpienia, słabości i upadki. Oglądałam wojny, uczestniczyłam w bitwach, krzyczałam i kłóciłam się nieraz. Doświadczałam wielu porażek i popełniałam błędy, które bolały. Kiedy ktoś niezwykle bliski zabił człowieka, czułam się współwinna, bo przecież coś mogłam zrobić. Wiem, jak to jest odwiedzać kogoś w więzieniu, w szpitalu i w hospicjum. Jednak nic, co przeżyłam dotychczas, nie równa się z tym, co dzieje się w moim domu.
MASLOW SIĘ POMYLIŁ
Na studiach dużo uczyłam się o metodzie Abrahama Maslowa, który badał potrzeby niezbędne do życia dla człowieka. W wyniku wielu lat badań powstała bardzo znana piramida Maslowa, która w pięknej teorii przedstawia hierarchię potrzeb. Na górze piramidy widnieje szeroko pojęta samorealizacja, czyli dążenie człowieka do rozwoju swoich możliwości. Zaraz pod jest szacunek i uznanie, które odpowiadają za rzekome potrzeby uznania i prestiżu we własnych oczach i w oczach innych ludzi. Jako trzecia z potrzeb uplasowała się przynależność, czyli nawiązywanie bliskich stosunków oraz uczestnictwo w życiu jakiejś grupy. Przedostatnia potrzeba to bezpieczeństwo. A ostatnie są potrzeby fizjologiczne, czyli wymagania fizyczne potrzebne do przetrwania człowieka. Maslow dodaje, że jeśli potrzeby fizjologiczne nie są zaspokojone, dominują nad wszystkimi innymi potrzebami, wypierają je na dalszy plan i decydują o przebiegu zachowania człowieka.
U mnie w domu było zawsze dużo mądrości i miłości, ale dokładnie tyle samo jest cierpienia i bólu. Agresji, złości, krzyku, słabości. Skąd się to bierze? Jeśli chcesz mnie zrozumieć, to proszę, weź udział w zabawie, którą przygotowałam.
Spróbuj przez 5 minut wyobrazić sobie taki stan. Wchodzisz do pomieszczenia, w którym jesteś sam na sam z człowiekiem (przystojny, wysoki brunet, lat ok. 30, taki jak ten ze zdjęcia wyżej), na pierwszy rzut oka wygląda normalnie, ale po chwili orientujesz się, że strasznie cierpi, okazuje się, że słyszy w głowie głosy i nic nie potrafi zrobić sam. Mimo że ma zdrowe ręce i nogi, to nie potrafi nic powiedzieć i nie umie wyartykułować co myśli. Od teraz jest skazany na twoją łaskę, a ty kierujesz się tylko własnym sumieniem. Dodajmy do tego więzy rodzinne, może będzie Ci trudniej. Nie mija piętnaście minut, jak ten człowiek zaczyna krzyczeć, tak jakby obdzierali go ze skóry, ostatnio taki krzyk słyszałeś pewnie na dobrym horrorze. A on dodatkowo, nadal krzycząc, a jednocześnie śmiejąc się, bije się po głowie. Zapewne próbujesz mu pomóc, ale on odpycha twój dotyk, choć, kiedy mówisz, to widzisz, że on słucha uważnie każde wypowiedziane zdanie. I jesteś pośrodku tego pomieszczenia, z krzyczącym silniejszym od ciebie człowiekiem, któremu ewidentnie dzieje się krzywda. Co robisz?
Więc odpowiedź A: dzwonisz na pogotowie, bo nie chcesz, aby zrobił sobie krzywdę, a i problem będzie z głowy, wrócisz do domu, zaprosisz przyjaciół, włączysz dobry film i zapomnisz. Kiedy jednak postanowisz, sprawdzić jak ten człowiek się czuje, po kilku dniach zobaczysz, że umarł w szpitalu. Przedawkowane leki, upadek na ziemię i rozbita czaszka. Wybrałeś złą odpowiedź, zabiłeś bliskiego sobie człowieka.
Wróćmy więc do historii, załóżmy, że wybierasz odpowiedź B: jesteś szlachetny, silny i cierpliwy, dlatego zamierzasz przeczekać ten stan, przecież to się kiedyś skończy, przyjdzie noc, zaśniecie, będzie lepiej. Ale noc przychodzi, a on nie usypia i nie daje ci usnąć, dodatkowo całe pomieszczenie jest wypełnione gównem, ale cieszysz się, bo chwilowo przestał krzyczeć. Lepsze to gówno niż bezradność. Myślisz, że może wysrał wszystkie problemy i teraz będzie lepiej, ale musisz to posprzątać, a na samą myśl wymiotujesz. Jednak bierzesz się w garść, nie takie rzeczy… i sprzątasz dzielnie, w końcu jesteś nieustępliwy. I kiedy myślisz, że pozbyłeś się problemu, wszystko wraca do „normy„ sprzed godziny, krzyk, agresja i złość. I czujesz się kurewsko bezradny, bo widzisz, że ktoś cierpi, a ty nie możesz absolutnie nic zrobić. No, ale przecież tak się nie da żyć, dlatego odchodzisz, mając świadomość, że zostawiasz tego człowieka na pastwę losu, sam pewnie zginie, nie później niż w tydzień.
Ale spokojnie, możesz wybrać odpowiedź C: rezygnujesz ze swojego życia i poświęcasz je, składając uroczystą przysięgę, że na zawsze będziesz babrał się w kupie, nigdy nie zobaczysz niczego, co świat ma do zaoferowania, już nigdy nie wyjdziesz do kina ani do teatru, nie przeczytasz książki, nie poznasz nowych ciekawych ludzi, nie pójdziesz do restauracji, nie rzucisz wszystkiego i nie wyjedziesz na Bieszczady. Mało tego osoba, którą najbardziej kochasz, będzie wyrządzać Ci codziennie cielesną i psychiczną krzywdę. Obiecujesz, że będziesz starał się z całych sił, wiedząc, że nigdy nie będzie ani odrobiny skutków twojej pracy. Będziesz budował, a osoba, którą kochasz, będzie niszczyła wszystko, co zbudowałeś. Już nigdy się nie wyśpisz, ale będziesz miał złotą kartę w aptece za ciągłe wykupowanie leków, które będziesz miał wrażenie, że nic nie pomagają. Stracisz wszystkich przyjaciół, bo jak chcesz ich utrzymać, skoro nie będziesz się z nimi spotykał? Rodzina nie podzieli się z tobą nawet kawałkiem działki (na której mógłbyś wybudować dom, aby człowiek, którym będziesz się opiekował całe życie miał trochę lepsze warunki) twierdząc, że masz cudowne życie, bo dostajesz rentę. Twój każdy dzień będzie taki sam, ale zaczniesz cieszyć się z małych rzeczy. Reasumując, ratujesz komuś życie i tracisz własne życie.
Pytanie, które się nasuwa jako pierwsze to, dlaczego akurat mi życie zgotowało taki los? A potem już lawina pytań, na które odpowiedzi nigdy nie uzyskasz: dlaczego to ja jestem pozostawiony przed wyborem bez wyjścia? Co złego musiałem zrobić, żeby los mnie tak wynagrodził?
Jeśli Maslow twierdził, że człowiek nie jest w stanie funkcjonować, bez podstawowych potrzeb to zapraszam go do siebie do domu, gdzie się nie śpi, nie można czuć się bezpiecznym, nawet najbliżsi nie mają uznania za to, co robisz, a samorealizacja sprowadza się do przeżycia kolejnego dnia. Zapraszam do domu, w którym niepewność i stres są na porządku dziennym. Zjesz tutaj gorącą zupę, a wychodząc, już nigdy nie będziesz narzekał na swoje życie, bo docenisz każdy postawiony krok, każdego napotkanego człowieka, każdą umiejętność i każdy najmniejszy szczegół. W twoim życiu już nigdy nie będzie ważne, czy ktoś cię denerwuje w pracy, czy zdasz egzamin na studiach lub, czy zjesz dzisiaj dobre sushi.
TANIEC W DESZCZU
Choć ciężko uwierzyć, to nawet jeśli w moim domu pada deszcz, to my się w tym deszczu nauczyliśmy tańczyć. Bo rezygnacja ze swojego życia, to zmiana swojego życia. To cena za bycie niezwykłym, jedynym w swoim rodzaju, oryginalnym. To ciekawe jak wielu z nas stawia sobie to za cel nadrzędny, a bycie niezwykłym, to nie zawsze sukces, sława i radość, czasami, choć moim zdaniem częściej to walka, cierpienie i odrzucenie. Moi rodzice zasługują na pomnik cierpliwości, miłości i oddania. Mój brat zasługuje na drugie życie, bo każdego dnia widzę na jego twarzy jedno pytanie: dlaczego, kurwa ja? Pomimo tego wszystkiego, mój dom jest pełen wdzięczności, za każdy dobry dzień, za każdy mały szczegół, za każdy promień słońca. Nie znam nikogo innego kto, mając w domu koszmar, potrafi cieszyć się, że przynajmniej nie pada deszcz. I nie znam drugiej tak zgranej drużyny — jak moja mama i tata. Ale to właśnie z bratem łączy mnie niesamowita więź, bo to on, mimo że nigdy nie powiedział ani jednego słowa nauczył mnie, że ludzie zawsze będą się gapić i zawsze będą gadać, i niech się gapią i gadają, bo nie wmieszasz się w tłum, jeśli urodziłeś się, aby się wyróżniać. Nauczył mnie również tego, że dobrze jak pada deszcz, bo oprócz tego, że uczysz się świetnie tańczyć, to gdy tylko wychodzi słońce, wydaje mi się, że mam wszystko co potrzebne do szczęścia.
MASZ WSZYSTKO
Ten wpis jest pełen żalu i poczucia niesprawiedliwości, ale sprowadza się do jednego: masz wszystko. Jeżeli czytasz ten wpis, to masz wszystko. Jeżeli widzisz, słyszysz, czujesz to masz wszystko. Jeżeli chodzisz, piszesz, oddychasz to masz wszystko. Jeżeli masz się w co ubrać, mijasz ludzi na ulicy i umiesz podejmować decyzje to masz wszystko. Jeżeli samodzielnie pijesz, jesz i załatwiasz potrzeby fizjologiczne to masz wszystko. Jeżeli możesz uprawiać sport, zarabiać pieniądze i realizować swoje pasje to masz wszystko. Jeżeli możesz śmiać się, płakać i popełniać błędy to masz wszystko. Jeżeli masz możliwości podróżowania, uczenia się, bawienia życiem to masz wszystko. Jeżeli myślisz, rozumiesz, kochasz to masz wszystko.
Pokochaj swoje życie, takim, jakim jest teraz, bo naprawdę, wierz mi, masz wszystko, aby pozostawić ten świat lepszym, i masz wszystko, aby być szczęśliwym człowiekiem.
Cześć, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis na facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.
Ten tekst jest piękny, czytasz i wiesz, ze wszystkim się zgadzasz, ale mimo to nie doceniasz.
Dziękuję Ci.
Autor
Dziękuje. Dobrze, że jesteś.
Wspaniały tekst. Bardzo poruszający. Napisałaś tak wiele, nie nazywając właściwe niczego po imieniu. I wcale taka wiedza – o co dokładnie chodzi, nie jest tu potrzebna.
Genialnie, a sama treść, sam temat.? Co powiedzieć? Nic mądrego nie jestem w stanie. Podziwiam wszystkich, którzy rezygnują z siebie w taki sposób. Takich, którzy odnajdują drobiazgi, które pozwalają się uśmiechać. Bo chcą się uśmiechać.
No, widzisz, nie potrafię.
Podsumowanie, dla mnie bardzo ważne. W ustach kogoś, kto zmaga się z czymś tak trudnym to ma odwójna o potrójną wartość, więc dziękuję za Twoja pracę i za odwagę. Pozdrawiam ciepło.
Autor
Cześć Magda! Miałam problem z komentarzami. Dziękuje Ci za te piękne słowa. Poczytam też Twoje artykuły. Dobrze, że jesteś.